Pokręciłem głową. Przeżułem kanapkę i przełknąłem.
- On każdą dziewczynę lubi, no chyba, że go wkurzy to już nie... Ogólnie to jest Carl. Tyle Ci chyba wystarczy na jego temat. No nie? - zaśmiałem się.
Van tylko przewróciła oczami, co dało mi odpowiedź, że już o więcej się teraz nie spyta. Norma.
~
Do wieczora siedziałem w akademii, znaczy się... Pojechałem z George'm do miasta. Miał jakieś spotkanie, a nie chciałem siedzieć i się nudzić, to skorzystałem z okazji i pojechałem z nim. Przynajmniej poznałem kilku chłopaków w moim wieku.
~
Kiedy przesiadywałem w pokoju, przeglądałem na internecie wszystko co można było, aż wbiła, dosłownie, Vanessa. Rzuciła się na łóżko, ale zamiast na łóżku, tuż obok mnie, wylądowała na moich nogach.
Vanessa?
wtorek, 15 grudnia 2015
Od Carl'a - c.d Luizy
- Nie kłam. - burknąłem.
Odsunąłem się nieco od blondyny. Jej włosy miały nieco na sobie krew. Pokręciłem głową. Siedziała, a ja leżałem tuż obok niej, jednak nie długo, bo już po chwili dostałem kolejnego sms'a, ale zignorowałem to. Podniosłem się nieco i szybko znalazłem się w pozycji siedzącej jak Luiza. Czemu ona kłamie? Prędzej czy później się i tak dowiem co się wydarzyło.
~
Siedzieliśmy na łóżku, dziewczyna wcześniej zadzwoniła do jakiegoś mężczyzny (gdy druga strona odebrała dało się usłyszeć męski głos). Szybko jednak zakończyła rozmowę, no i bez niczego wyszła z pokoju, jakby zapomniała, że byłem w jej towarzystwie. Nie chciało mi się iść za nią, ale ostatecznie i tak to zrobiłem.
Szybka jest, bo nim ja wyszedłem to ona pewnie już była przed budynkiem, sam się przekonałem, że tak już było. Dlaczego? Ponieważ gdy wyszedłem ona już czekała na kogoś. Byłem ciekaw kto to jest. A najlepsze co było to, to iż zapomniała kurtki i miała założone buty, a kurtkę zostawiła gdzieś. Podszedłem do niej obejmując ją od tyłu, lekko swoją głową dotknąłem jej głowę.
Odsunąłem się nieco od blondyny. Jej włosy miały nieco na sobie krew. Pokręciłem głową. Siedziała, a ja leżałem tuż obok niej, jednak nie długo, bo już po chwili dostałem kolejnego sms'a, ale zignorowałem to. Podniosłem się nieco i szybko znalazłem się w pozycji siedzącej jak Luiza. Czemu ona kłamie? Prędzej czy później się i tak dowiem co się wydarzyło.
~
Siedzieliśmy na łóżku, dziewczyna wcześniej zadzwoniła do jakiegoś mężczyzny (gdy druga strona odebrała dało się usłyszeć męski głos). Szybko jednak zakończyła rozmowę, no i bez niczego wyszła z pokoju, jakby zapomniała, że byłem w jej towarzystwie. Nie chciało mi się iść za nią, ale ostatecznie i tak to zrobiłem.
Szybka jest, bo nim ja wyszedłem to ona pewnie już była przed budynkiem, sam się przekonałem, że tak już było. Dlaczego? Ponieważ gdy wyszedłem ona już czekała na kogoś. Byłem ciekaw kto to jest. A najlepsze co było to, to iż zapomniała kurtki i miała założone buty, a kurtkę zostawiła gdzieś. Podszedłem do niej obejmując ją od tyłu, lekko swoją głową dotknąłem jej głowę.
- Na kogo czekasz? - spytałem lekko wtulając swoją głowę w jej włosy.
Luizo? On tak zawsze XD
Od Luizy - c.d Carl'a
-Zaraz przyjdę. - powiedział odwracając się i przy tym przygniatając mnie delikatnie do drzwi od stajni, a następnie ruszył w stronę czarnego samochodu, z którego wyszło trzech, albo czterech mężczyzn.
Ta cała sytuacja wyglądała jak ze scenki filmu z mafią i dlatego też nie miałam zamiaru się w to mieszać, a więc weszłam do stajni i zamierzałam wyjść z niej tylnym wyjściem.
Szłam wzdłuż boksów, które wydawały się być niekończące się, a do tego przyciemnione światła dodawały ospałej atmosfery. Dziwne, nie przypominam sobie, aby światła w stajni przyciemniały kiedy to ściemniało się na zewnątrz... Ehh... Nieważne...
Dopiero po chwili zorientowałam się, że ktoś naprzeciwko mnie stoi. Niestety nieznana mi postać, stała w tak jakby cieniu, przez co twarzy nie można było zobaczyć. Chciałam go wyminąć, lecz okazało się to niepowodzeniem, gdyż ten ktoś złapał mnie za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie.
Mimo tego i tak nie zdołałam się przyjrzeć mężczyźnie. W mojej głowie narastały myśli, aby jak najszybciej wyrwać się z jego rąk. Pomogło mi to, iż gdy to jedną ręką trzymał moją dłoń, a natomiast drugą uniósł ku górze, odskoczyłam tak gwałtownie, że upadłam.
W głowie eksplodował mi ból. Ciepła krew pociekła strugą z nosa, zalewając usta i podbródek. Widziałam wszystko, ale za to usłyszałam tylko jak nieznajomy mężczyzna wypowiedział coś, co przypominało bełkot -niezrozumiały bełkot. Następnie odszedł.
Wstrzymałam oddech i powoli wstałam. Wyszłam z stajni i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę akademii.
Wchodząc do budynku dopadł mnie drżący głos recepcjonistki. Usiłowałam coś powiedzieć, ale zabrzmiało to raczej jak "umieram". Nie czekając dłużej zlekceważyłam to i ruszyłam do pokoju. Z rozpędu mijałam różne drzwi, pokoje i różne osoby.
Kiedy znalazłam się w pokoju, od razu wbiegłam do łazienki (na szczęście nikogo tam nie było). Robiłam wszystko, byle tylko nie spojrzeć w lustro. Nie chciałam panikować na widok krwi na mojej twarzy.
W końcu zmusiłam się uspokoić i oddychać powoli i głęboko. Serce łomotało mi w piersi. Uspakajałam się tym, że to nic takiego. Na szczęście nie świrowałam na widok zeschniętej krwi, która widniała na twarzy.
Odkręcając zimną wodę, zaczęłam zmywać twarz przy czym doznając uczucie orzeźwienia.
Już, gdy to było po wszystkim, poszłam do mojego "działu" pokojowego i padłam na puszystą białą narzutę łóżka. Nie wiem kiedy, ale pomieszczenie nabrało sennej monotonności, co spowodowało, że zasnęłam.
~~~
Ile czasu upłynęło? Momentalnie powrócił niepokój. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, a następnie przypomniałam sobie o wizycie mojego brata, który miał przywieźć Melisse (czyli mojego kota).
No dobra... Zadzwonię do niego, bo "księciu" nie raczy do mnie zatelefonować. Szperając w torbie na celu "Misja - odnaleźć telefon", poczułam jak ktoś się do mnie... Przytulił? Jak na pstryknięcie palców, moje ciało zesztywniało. Chociaż domyśliłam się kto to był...
-Co się stało? - dobiegł mnie głos Carl'a (tak jak się domyśliłam, był to on).
-Co?
-Masz krew na szyi.
Ch*lera, a myślałam, że wszystko zmyłam.
-Krew poleciała mi z nosa. - Była to prawda, choć niecała.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam mu w oczy, które mówił: ,,Coś kręcisz''.
-Mówię prawdę, po prostu krwotok z nosa i tyle - skłamałam.
(Carl? :3)
Ta cała sytuacja wyglądała jak ze scenki filmu z mafią i dlatego też nie miałam zamiaru się w to mieszać, a więc weszłam do stajni i zamierzałam wyjść z niej tylnym wyjściem.
Szłam wzdłuż boksów, które wydawały się być niekończące się, a do tego przyciemnione światła dodawały ospałej atmosfery. Dziwne, nie przypominam sobie, aby światła w stajni przyciemniały kiedy to ściemniało się na zewnątrz... Ehh... Nieważne...
Dopiero po chwili zorientowałam się, że ktoś naprzeciwko mnie stoi. Niestety nieznana mi postać, stała w tak jakby cieniu, przez co twarzy nie można było zobaczyć. Chciałam go wyminąć, lecz okazało się to niepowodzeniem, gdyż ten ktoś złapał mnie za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie.
Mimo tego i tak nie zdołałam się przyjrzeć mężczyźnie. W mojej głowie narastały myśli, aby jak najszybciej wyrwać się z jego rąk. Pomogło mi to, iż gdy to jedną ręką trzymał moją dłoń, a natomiast drugą uniósł ku górze, odskoczyłam tak gwałtownie, że upadłam.
W głowie eksplodował mi ból. Ciepła krew pociekła strugą z nosa, zalewając usta i podbródek. Widziałam wszystko, ale za to usłyszałam tylko jak nieznajomy mężczyzna wypowiedział coś, co przypominało bełkot -niezrozumiały bełkot. Następnie odszedł.
Wstrzymałam oddech i powoli wstałam. Wyszłam z stajni i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę akademii.
Wchodząc do budynku dopadł mnie drżący głos recepcjonistki. Usiłowałam coś powiedzieć, ale zabrzmiało to raczej jak "umieram". Nie czekając dłużej zlekceważyłam to i ruszyłam do pokoju. Z rozpędu mijałam różne drzwi, pokoje i różne osoby.
Kiedy znalazłam się w pokoju, od razu wbiegłam do łazienki (na szczęście nikogo tam nie było). Robiłam wszystko, byle tylko nie spojrzeć w lustro. Nie chciałam panikować na widok krwi na mojej twarzy.
W końcu zmusiłam się uspokoić i oddychać powoli i głęboko. Serce łomotało mi w piersi. Uspakajałam się tym, że to nic takiego. Na szczęście nie świrowałam na widok zeschniętej krwi, która widniała na twarzy.
Odkręcając zimną wodę, zaczęłam zmywać twarz przy czym doznając uczucie orzeźwienia.
Już, gdy to było po wszystkim, poszłam do mojego "działu" pokojowego i padłam na puszystą białą narzutę łóżka. Nie wiem kiedy, ale pomieszczenie nabrało sennej monotonności, co spowodowało, że zasnęłam.
~~~
Ile czasu upłynęło? Momentalnie powrócił niepokój. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, a następnie przypomniałam sobie o wizycie mojego brata, który miał przywieźć Melisse (czyli mojego kota).
No dobra... Zadzwonię do niego, bo "księciu" nie raczy do mnie zatelefonować. Szperając w torbie na celu "Misja - odnaleźć telefon", poczułam jak ktoś się do mnie... Przytulił? Jak na pstryknięcie palców, moje ciało zesztywniało. Chociaż domyśliłam się kto to był...
-Co się stało? - dobiegł mnie głos Carl'a (tak jak się domyśliłam, był to on).
-Co?
-Masz krew na szyi.
Ch*lera, a myślałam, że wszystko zmyłam.
-Krew poleciała mi z nosa. - Była to prawda, choć niecała.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam mu w oczy, które mówił: ,,Coś kręcisz''.
-Mówię prawdę, po prostu krwotok z nosa i tyle - skłamałam.
(Carl? :3)
poniedziałek, 14 grudnia 2015
Od Vanessy CD John'a
- Byłeś już na śniadaniu?- spytałam trochę się wtrącając, chociaż nie byłam pewna czy to dobry pomysł.
- Jeszcze nie, ale już idę- pocałował mnie w czoło i spojrzał na chłopaka, a potem wspólnie ruszyliśmy na stołówkę.
Usiedliśmy obok siebie przy wspólnym stoliku. Oczywiście wcześniej wzięliśmy sobie coś do jedzenia i sok do popicia.
- Tak właściwie, to jak on ma na imię?- położyłam głowę na jego ramieniu.
- Kto?- odwrócił się w moją stronę biorąc gryzą kanapki.
- Noo, twój znajomy... Chyba mnie nie polubi...- stwierdziłam wzdychając i również wgryzając się w bułkę.
John?
- Jeszcze nie, ale już idę- pocałował mnie w czoło i spojrzał na chłopaka, a potem wspólnie ruszyliśmy na stołówkę.
Usiedliśmy obok siebie przy wspólnym stoliku. Oczywiście wcześniej wzięliśmy sobie coś do jedzenia i sok do popicia.
- Tak właściwie, to jak on ma na imię?- położyłam głowę na jego ramieniu.
- Kto?- odwrócił się w moją stronę biorąc gryzą kanapki.
- Noo, twój znajomy... Chyba mnie nie polubi...- stwierdziłam wzdychając i również wgryzając się w bułkę.
John?
Od John'a - c.d Vanessy
Rozmawiałem w salonie z Carl'em, jakoś od paru godzin. Dość szybko wstałem, a on to mnie zna doskonale i wie czy śpię czy, nawet jak nie jest obok mnie. Mogłem z nim rozmawiać na wszystkie tematy, ale kiedy poruszał temat, że nadal coś czuje, nie wiedziałem co powiedzieć, więc od razu zmieniłem temat. No i wtedy zjawiła się Vanessa. Złapała moją dłoń i schowała się za mną. Kąciki moich ust uniosły się do góry, tym samym tworząc uśmiech.
- Rozumiem czemu nie chcesz o tym mówić. - mruknął niezbyt miło.
- Nie moja wina, że tak potoczył się los. Zrozum Carl, między nami jest skończone. - powiedziałem.
- Bo wolisz kurwa dziewczyny? A sam wtedy gadałeś coś innego. Wtedy było inaczej, zmieniłeś się.
Spojrzałem na Van, która uważnie się przysłuchiwała naszej rozmowie.
- Zrozum, że ja kocham tylko ją. - powiedziałem przytulając dziewczynę do siebie.
Wiedziałem, że to wszystko między mną, a Vanessą może zepsuć to co budowaliśmy już, nie wiem, rok? Coś koło tego. Nie chcę tego ani zniszczyć, ani stracić. Przymknąłem oczy. Kochałem Vanessę, ale wiedziałem, że Carl nie odpuści...
Vanessa? ;o
Od Valerine
Minął tydzień od mojej zgody na wyjazd do Miami. A właściwie do Akademii Diamond niedaleko tej wielkiej metropolii. Dla mnie nie miało to znaczenia. Może dlatego, że przez ponad dziesięć godzin leciałam samolotem z Alaski przez Kanadę i przecinając znaczną część Stanów Zjednoczonych. Miałam zajęcie przez jakieś pierwsze siedem godzin. Przeczytałam całego "Hobbita" i odsłuchałam wszystkie piosenki z mojego telefonu i mp3. Zaczęłam nawet oglądać ostatnią część Harry'ego Pottera ale jakoś zmarkotniałam przy Bitwie o Hogwart i wyłączyłam przenośny odtwarzacz DVD. To był błąd.
Od razu po wygaśnięciu ekranu zaczęłam przejmować się stanem Dyera. Czy się boi?, a może zaczął szaleć…
Tylko nie to.
Z zamkniętymi oczami przypomniałam sobie jak drżącą ręką podpisywałam zgodę na uśpienie mojego ukochanego konia w razie gdyby jego zachowanie zagrażało bezpiecznemu dotarciu do Miami. Objęłam się rękami, próbując opanować przechodzące mnie dreszcze.
- Wszystko wporzątku? - Brendan podniósł wzrok znad konsoli do gier i spojrzał na mnie zmartwionymi brązowymi oczami.
- Tak. - skłamałam bez wysiłku, próbując usadowić się wygodniej na fotelu.
Mój brat westchnął i wrócił do gry.
- Wiesz, że Dyer spokojnie przetrwał lot z Anglii do Anchorage. Nie sądzę aby tym razem ten bydlak - uśmiechnął się - miał wywinąć jakiś numer. Po za tym gdyby tak było już by nas powiadomili - zapewnił.
Brendan miał rację i do tego świetnie wiedział w jakiej sprawie skłamałam. Bicie mojego serca powoli wracało do normy a ciało oblało się ciepłym uczuciem spokoju. Żeby znów nie rzucić się w wir paniki wyjęłam z mojej torby notatnik i czarny cienkopis. Otworzyłam na moim telefonie playlistę zatytułowaną "Imprezka" i zaczęłam rysować na kartce wytwory mojej wyobraźni.
~~~
Ostatnie trzy godziny zleciały szybko. Nawet odebranie walizek i Dyera potrwało krócej niż przypuszczałam. Po okazaniu strażnikowi odpowiednich dokumentów ja i Brendan zostaliśmy przepuszczeni do hali, w której zwierzęta czekały na odbiór swoich właścicieli. Była tam fauna od kotów przez psy i zwierzęta hodowlane takie jak krowy i owce. Pani weterynarz zapewniła, że Black Dyer jest cały i zdrowy i, że podróż nie zrobiła na nim większego wrażenia. Bogu dzięki.
Ogier był zdecydowanie zmęczony ale oprócz tego wyglądał dobrze. Odebraliśmy konia i załadowaliśmy go do przyczepy, którą ciągnął pokaźny czarny Jeep wypożyczony przez mamę parę dni wcześniej.
- Nie martw się - poklepałam Dyera po szyi - to ostatni odcinek drogi. - Ogier parsknął i zastrzygł uszami, nasłuchując mojego głosu.
- Ej, Val bo spóźnisz się na balangę w stodole! - krzyknął Brendan wychylając się przez okno Jeepa. Pokręciłam głową nad głupotą mojego brata i szybko zaryglowałam drzwi przyczepy. Przez Florydzki upał wykonywanie czynności szło mi wolniej. Wskoczyłam na siedzenie obok kierowcy i z całej siły trzepnęłam Brena w głowę.
- Ała! - krzyknął teatralnie brat i zaśmiał się.
- To za balangę w stodole! - odparłam i też się uśmiechnęłam.
~~~
Dotarcie do Akademii Diamond zajęło nam mniej niż godzinę. Gdy zobaczyłam budynek główny i pastwiska, poczułam motylki w brzuchu i ekscytację. Spojrzałam na zegarek 17:23. Idealnie.
Brendan zaparkował przed wejściem i pomógł mi wnieść do stajni przyrządy dla Dyera. Sama prowadziłam ogiera szukając odpowiedniego boksu.
- Jakoś strasznie tu cicho i pusto - stwierdził Bren. Wzruszyłam ramionami.
- Pewnie wszyscy są na kolacji - odpowiedziałam choć nie sądziłam by ktoś tak wcześnie jadł kolację.
Znalazłam boks osiemnasty obok pięknego arabskiego ogierka. Zacmokałam.
- No, no niezły przystojniak - stwierdziłam i spojrzałam na zaciekawiło.
~~~
Brendan zatrzymał się w Miami na tydzień. Mówił coś o marnowaniu życia na Alasce podczas gdy na Florydzie praktycznie cały czas świeci słońce. Jego wybór. Ja tam wolałam śnieg. Dokładnie wyczyściłam Dyera i spojrzałam tęsknie na tor wyścigowy przez okno stajni. Był piękny. Uznałam, że na dobre zakończenie dnia spróbuję wycisnąć z Black Dyera ostatnie poty i zaprowadziłam go osiodłanego na tor. Kary ogier powłóczył nogami lecz gdy zrozumiał co się dzieje w jego spojrzeniu widać było iskrę ekscytacji. Stanęłam na płotku otacząjącym tor wyścigowy by wspiąć się na wysokiego ogiera. Gdy usiadłam w siodle, rozpuszczone włosy zaczęły powiewać mi na wietrze. Żeby nie zasłaniały mi drogi związałam je w kucyk. Chwyciłam wodze i owinęłam je sobie wokół dłoni.
- Dawaj mały - przycisnęłam pięty do boków Dyera a ten skoczył do przodu. Odruchowo przycisnęłam tułów do szyi konia, skracając mu wodze. Kary ogier mknął do przodu a ja z przypływu adrenaliny wrzasnęłam długim "Woooooooohooooo". Po dwóch okrążeniach zauważyłam, że ktoś stoi przy barierce i przygląda mi się zaciekawiony. Po walce ze sobą postanowiłam podejść do nieznajomego.
<ktosiu, odezwij się ;)>
Od razu po wygaśnięciu ekranu zaczęłam przejmować się stanem Dyera. Czy się boi?, a może zaczął szaleć…
Tylko nie to.
Z zamkniętymi oczami przypomniałam sobie jak drżącą ręką podpisywałam zgodę na uśpienie mojego ukochanego konia w razie gdyby jego zachowanie zagrażało bezpiecznemu dotarciu do Miami. Objęłam się rękami, próbując opanować przechodzące mnie dreszcze.
- Wszystko wporzątku? - Brendan podniósł wzrok znad konsoli do gier i spojrzał na mnie zmartwionymi brązowymi oczami.
- Tak. - skłamałam bez wysiłku, próbując usadowić się wygodniej na fotelu.
Mój brat westchnął i wrócił do gry.
- Wiesz, że Dyer spokojnie przetrwał lot z Anglii do Anchorage. Nie sądzę aby tym razem ten bydlak - uśmiechnął się - miał wywinąć jakiś numer. Po za tym gdyby tak było już by nas powiadomili - zapewnił.
Brendan miał rację i do tego świetnie wiedział w jakiej sprawie skłamałam. Bicie mojego serca powoli wracało do normy a ciało oblało się ciepłym uczuciem spokoju. Żeby znów nie rzucić się w wir paniki wyjęłam z mojej torby notatnik i czarny cienkopis. Otworzyłam na moim telefonie playlistę zatytułowaną "Imprezka" i zaczęłam rysować na kartce wytwory mojej wyobraźni.
~~~
Ostatnie trzy godziny zleciały szybko. Nawet odebranie walizek i Dyera potrwało krócej niż przypuszczałam. Po okazaniu strażnikowi odpowiednich dokumentów ja i Brendan zostaliśmy przepuszczeni do hali, w której zwierzęta czekały na odbiór swoich właścicieli. Była tam fauna od kotów przez psy i zwierzęta hodowlane takie jak krowy i owce. Pani weterynarz zapewniła, że Black Dyer jest cały i zdrowy i, że podróż nie zrobiła na nim większego wrażenia. Bogu dzięki.
Ogier był zdecydowanie zmęczony ale oprócz tego wyglądał dobrze. Odebraliśmy konia i załadowaliśmy go do przyczepy, którą ciągnął pokaźny czarny Jeep wypożyczony przez mamę parę dni wcześniej.
- Nie martw się - poklepałam Dyera po szyi - to ostatni odcinek drogi. - Ogier parsknął i zastrzygł uszami, nasłuchując mojego głosu.
- Ej, Val bo spóźnisz się na balangę w stodole! - krzyknął Brendan wychylając się przez okno Jeepa. Pokręciłam głową nad głupotą mojego brata i szybko zaryglowałam drzwi przyczepy. Przez Florydzki upał wykonywanie czynności szło mi wolniej. Wskoczyłam na siedzenie obok kierowcy i z całej siły trzepnęłam Brena w głowę.
- Ała! - krzyknął teatralnie brat i zaśmiał się.
- To za balangę w stodole! - odparłam i też się uśmiechnęłam.
~~~
Dotarcie do Akademii Diamond zajęło nam mniej niż godzinę. Gdy zobaczyłam budynek główny i pastwiska, poczułam motylki w brzuchu i ekscytację. Spojrzałam na zegarek 17:23. Idealnie.
Brendan zaparkował przed wejściem i pomógł mi wnieść do stajni przyrządy dla Dyera. Sama prowadziłam ogiera szukając odpowiedniego boksu.
- Jakoś strasznie tu cicho i pusto - stwierdził Bren. Wzruszyłam ramionami.
- Pewnie wszyscy są na kolacji - odpowiedziałam choć nie sądziłam by ktoś tak wcześnie jadł kolację.
Znalazłam boks osiemnasty obok pięknego arabskiego ogierka. Zacmokałam.
- No, no niezły przystojniak - stwierdziłam i spojrzałam na zaciekawiło.
~~~
Brendan zatrzymał się w Miami na tydzień. Mówił coś o marnowaniu życia na Alasce podczas gdy na Florydzie praktycznie cały czas świeci słońce. Jego wybór. Ja tam wolałam śnieg. Dokładnie wyczyściłam Dyera i spojrzałam tęsknie na tor wyścigowy przez okno stajni. Był piękny. Uznałam, że na dobre zakończenie dnia spróbuję wycisnąć z Black Dyera ostatnie poty i zaprowadziłam go osiodłanego na tor. Kary ogier powłóczył nogami lecz gdy zrozumiał co się dzieje w jego spojrzeniu widać było iskrę ekscytacji. Stanęłam na płotku otacząjącym tor wyścigowy by wspiąć się na wysokiego ogiera. Gdy usiadłam w siodle, rozpuszczone włosy zaczęły powiewać mi na wietrze. Żeby nie zasłaniały mi drogi związałam je w kucyk. Chwyciłam wodze i owinęłam je sobie wokół dłoni.
- Dawaj mały - przycisnęłam pięty do boków Dyera a ten skoczył do przodu. Odruchowo przycisnęłam tułów do szyi konia, skracając mu wodze. Kary ogier mknął do przodu a ja z przypływu adrenaliny wrzasnęłam długim "Woooooooohooooo". Po dwóch okrążeniach zauważyłam, że ktoś stoi przy barierce i przygląda mi się zaciekawiony. Po walce ze sobą postanowiłam podejść do nieznajomego.
<ktosiu, odezwij się ;)>
Od Levi'ego C.D. Alaski
Przygryzłem jej dolną wargę i delikatnie ją pociągnąłem.
-Jak ty mnie dobrze znasz.
Wyszeptałem po czym przewróciłem nas tak, że Alaska była na górze. Zacząłem jeździć palcami po jej plecach.
-Obejrzymy jakiś film ?
Dziewczyna skinęła głową, spojrzałem się na nią dając jej znać, że muszę wstać. Niezbyt chętnie sturlała się ze mnie i usiadła po turecku.
-Hasło to Yoru415.
-Dzięki.
Uśmiechnąłem się do niej. Z krzesła wziąłem bluzę którą założyłem w drodze do drzwi.
-Tylko wybierz coś fajnego.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Alaska posłała mi buziaka i wbiła wzrok w laptopa, ja natomiast poszedłem na stołówkę. Na tacy położyłem dwa kubki z kawą, cukier, kartonik z mlekiem oraz talerz z kanapkami. Wszystko to nie zabrało mi dużo czasu więc po niecałym dziesięciu minutach byłem w pokoju. Tacę położyłem na stoliku obok łóżka. Zdjąłem bluzę i rzuciłem ją w kąt.
-Może być "Chłopak z sąsiedztwa" ?
-Ten z Jennifer Lopez ?
-Nie chcesz to...
Przerwałem jej muskając wargami jej usta.
-Obejrzę co tylko będziesz chciała.
Alaska zarumieniła się jednak postanowiła to ukryć. Zasłoniła twarz dłońmi. Westchnąłem tylko po czym odłożyłem laptopa. Uklęknąłem przed Alaską po czym starałem się odsunąć jej ręce.
-Leeevii.
-No co ?
-Przestań.
Dziewczyna śmiała się wciąż starając się zasłonić twarz. Uśmiechnąłem się po czym już stanowczym jednak delikatnym ruchem odsunąłem jej ręcę od twarzy. Była cała czerwona i starała się odwrócić wzrok. Ująłem jej brodę i pocałowałem ją namiętnie, zmusiłem ją do położenia się. Powoli zacząłem całować jej szyję by w pewnym momencie przygryźć jej skórę.
Dziewczyna syknęła cicho po czym przygryzła wargę. Spojrzałem się na nię kątem oka, była zalana rumieńcem. Jak gdyby nigdy nic odsunąłem się od niej, Al zerwała się do pozycji siedzącej, dłonią rozmasowała miejsce w którym przygryzłem jej skórę. Uśmiechnąłem się patrząc się na malinkę znajdującą się na jej szyi.
(Alaska ?)
-Jak ty mnie dobrze znasz.
Wyszeptałem po czym przewróciłem nas tak, że Alaska była na górze. Zacząłem jeździć palcami po jej plecach.
-Obejrzymy jakiś film ?
Dziewczyna skinęła głową, spojrzałem się na nią dając jej znać, że muszę wstać. Niezbyt chętnie sturlała się ze mnie i usiadła po turecku.
-Hasło to Yoru415.
-Dzięki.
Uśmiechnąłem się do niej. Z krzesła wziąłem bluzę którą założyłem w drodze do drzwi.
-Tylko wybierz coś fajnego.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Alaska posłała mi buziaka i wbiła wzrok w laptopa, ja natomiast poszedłem na stołówkę. Na tacy położyłem dwa kubki z kawą, cukier, kartonik z mlekiem oraz talerz z kanapkami. Wszystko to nie zabrało mi dużo czasu więc po niecałym dziesięciu minutach byłem w pokoju. Tacę położyłem na stoliku obok łóżka. Zdjąłem bluzę i rzuciłem ją w kąt.
-Może być "Chłopak z sąsiedztwa" ?
-Ten z Jennifer Lopez ?
-Nie chcesz to...
Przerwałem jej muskając wargami jej usta.
-Obejrzę co tylko będziesz chciała.
Alaska zarumieniła się jednak postanowiła to ukryć. Zasłoniła twarz dłońmi. Westchnąłem tylko po czym odłożyłem laptopa. Uklęknąłem przed Alaską po czym starałem się odsunąć jej ręce.
-Leeevii.
-No co ?
-Przestań.
Dziewczyna śmiała się wciąż starając się zasłonić twarz. Uśmiechnąłem się po czym już stanowczym jednak delikatnym ruchem odsunąłem jej ręcę od twarzy. Była cała czerwona i starała się odwrócić wzrok. Ująłem jej brodę i pocałowałem ją namiętnie, zmusiłem ją do położenia się. Powoli zacząłem całować jej szyję by w pewnym momencie przygryźć jej skórę.
Dziewczyna syknęła cicho po czym przygryzła wargę. Spojrzałem się na nię kątem oka, była zalana rumieńcem. Jak gdyby nigdy nic odsunąłem się od niej, Al zerwała się do pozycji siedzącej, dłonią rozmasowała miejsce w którym przygryzłem jej skórę. Uśmiechnąłem się patrząc się na malinkę znajdującą się na jej szyi.
(Alaska ?)
Od Vanessy CD John'a
Zaśmiałam się pod nosem. Jakoś udało mi się wyciągnąć telefon z kieszonki i sprawdzić godzinę. Było późno co można też było stwierdzić po ciemnościach za oknem.
- Kochanie...- zaczęłam.
- Hm?- uniósł trochę głowę.
- Późno już, będę wracać do siebie- gdy skończyłam mówić John bardziej mnie do siebie przysunął.
- Zostajesz ze mną- mruknął.
- Chciałabym, ale muszę jeszcze się pouczyć- podniosłam się trochę.
- Pouczyć? Z czego?- spytał zaskoczony.
- Too znaczy, trochę poczytać. Mam zamiar popracować jutro z Arizoną- musnęłam jego wargi.
~~~
Następnego dnia kiedy się ubrałam zeszłam po schodach na śniadanie. Po drodze przechodziłam przez salon i zauważyłam John'a jak rozmawiał z tamtym chłopakiem, który wczoraj do nas przyszedł. Zatrzymałam się na chwilę, a potem do nich podeszłam. Tamten praktycznie cały czas jakoś tak dziwne się na mnie patrzył. Złapałam delikatnie dłoń John'a, trochę się za nim chowając.
John?
- Kochanie...- zaczęłam.
- Hm?- uniósł trochę głowę.
- Późno już, będę wracać do siebie- gdy skończyłam mówić John bardziej mnie do siebie przysunął.
- Zostajesz ze mną- mruknął.
- Chciałabym, ale muszę jeszcze się pouczyć- podniosłam się trochę.
- Pouczyć? Z czego?- spytał zaskoczony.
- Too znaczy, trochę poczytać. Mam zamiar popracować jutro z Arizoną- musnęłam jego wargi.
~~~
Następnego dnia kiedy się ubrałam zeszłam po schodach na śniadanie. Po drodze przechodziłam przez salon i zauważyłam John'a jak rozmawiał z tamtym chłopakiem, który wczoraj do nas przyszedł. Zatrzymałam się na chwilę, a potem do nich podeszłam. Tamten praktycznie cały czas jakoś tak dziwne się na mnie patrzył. Złapałam delikatnie dłoń John'a, trochę się za nim chowając.
John?
Od Carl'a - c.d Luizy
- Carl. - odparłem beznamiętnym tonem głosu.
Wyciągnąłem ku dziewczynie dłoń, a ta delikatnie ją ścisnęła. Uśmiechnąłem się dość szeroko, tym samym ukazałem szereg prostych, białych zębów. Zaśmiała się cicho i puściła moją dłoń, wysuwając swoją rękę. Przewróciłem oczami.
- Od dawna tu jesteś? - spytałem.
- Nie, jakoś parę tygodni. - odparła. - A pan Carl przyjechał dzisiaj, nieprawda?
Pokiwałem głową i kiedy tylko usłyszałem pisk opon, przesunąłem się do tyłu. Znowu oni, czego oni mogli chcieć? Dziewczyna z ciekawością wyjrzała zza mojego ramienia, po czym spojrzała na mnie, jej wzrok mówił sam za siebie "Kto to jest?", nie będę się niczym dzielić. Problemy z przeszłości niech zostaną tam z tyłu, a nie aby wszystko niszczyły w teraźniejszości.
- Zaraz przyjdę. - powiedziałem odwracając się do Luizy i przygniotłem ją delikatnie do drzwi od stajni, a sam wyszedłem aby załatwić to po co przyjechali.
~
Nie wiem ile czasu minęło, bo się już ściemniło, ale najważniejsze, że się ich jako tako pozbyłem. Pewnie przyjadą znowu, chcą wszystkiego co im wcześniej mówiłem, ale mogą przecież jechać do klubu gejów, a nie przyjeżdżają tutaj. Co prawda klub należy do mojego znajomego, który jest gejem, a tam pracowałem tylko jako barman, to nie zmienia postaci rzeczy, że będę dobry dla nich kiedy tu przyjeżdżają... Ale w końcu pojechali i mam sposób na kilka tygodni.
Wróciłem do stajni, Luizy tam nie było. Pewnie poszła do akademika. Tym samym tam się udałem...
~
Na stołówce wszyscy siedzieli, jedli kolację, kolację? Tak... Albo podwieczorek, nie ważne. Jednak chodzi o to, że nie było tam blondyny. Co w pokoju jest? Teraz tylko gdzie ona ma ten pokój. Udałem się do sekretarki, która na początku nie chciała powiedzieć gdzie "mieszka" dziewczyna, ale ostatecznie mi powiedziała, pokój numer 4, ma się to coś, heh...
Szybko odnalazłem pokój i bez wszelkiego pukania, wszedłem od razu do środka. Luiza leżała na łóżku i szukała czegoś w torbie, chyba nie usłyszała, że wszedłem. Korzystając z tego, że była zajęta, powolnym krokiem podchodziłem do jej łóżka, a kiedy tam się znalazłem od razu rzuciłem się tuż obok niej i wtulając w jej plecy. Od razu zesztywniała, dało się to odczuć, ale nie zrobiłem sobie z tego nic większego.
Luizo? :>
Wyciągnąłem ku dziewczynie dłoń, a ta delikatnie ją ścisnęła. Uśmiechnąłem się dość szeroko, tym samym ukazałem szereg prostych, białych zębów. Zaśmiała się cicho i puściła moją dłoń, wysuwając swoją rękę. Przewróciłem oczami.
- Od dawna tu jesteś? - spytałem.
- Nie, jakoś parę tygodni. - odparła. - A pan Carl przyjechał dzisiaj, nieprawda?
Pokiwałem głową i kiedy tylko usłyszałem pisk opon, przesunąłem się do tyłu. Znowu oni, czego oni mogli chcieć? Dziewczyna z ciekawością wyjrzała zza mojego ramienia, po czym spojrzała na mnie, jej wzrok mówił sam za siebie "Kto to jest?", nie będę się niczym dzielić. Problemy z przeszłości niech zostaną tam z tyłu, a nie aby wszystko niszczyły w teraźniejszości.
- Zaraz przyjdę. - powiedziałem odwracając się do Luizy i przygniotłem ją delikatnie do drzwi od stajni, a sam wyszedłem aby załatwić to po co przyjechali.
~
Nie wiem ile czasu minęło, bo się już ściemniło, ale najważniejsze, że się ich jako tako pozbyłem. Pewnie przyjadą znowu, chcą wszystkiego co im wcześniej mówiłem, ale mogą przecież jechać do klubu gejów, a nie przyjeżdżają tutaj. Co prawda klub należy do mojego znajomego, który jest gejem, a tam pracowałem tylko jako barman, to nie zmienia postaci rzeczy, że będę dobry dla nich kiedy tu przyjeżdżają... Ale w końcu pojechali i mam sposób na kilka tygodni.
Wróciłem do stajni, Luizy tam nie było. Pewnie poszła do akademika. Tym samym tam się udałem...
~
Na stołówce wszyscy siedzieli, jedli kolację, kolację? Tak... Albo podwieczorek, nie ważne. Jednak chodzi o to, że nie było tam blondyny. Co w pokoju jest? Teraz tylko gdzie ona ma ten pokój. Udałem się do sekretarki, która na początku nie chciała powiedzieć gdzie "mieszka" dziewczyna, ale ostatecznie mi powiedziała, pokój numer 4, ma się to coś, heh...
Szybko odnalazłem pokój i bez wszelkiego pukania, wszedłem od razu do środka. Luiza leżała na łóżku i szukała czegoś w torbie, chyba nie usłyszała, że wszedłem. Korzystając z tego, że była zajęta, powolnym krokiem podchodziłem do jej łóżka, a kiedy tam się znalazłem od razu rzuciłem się tuż obok niej i wtulając w jej plecy. Od razu zesztywniała, dało się to odczuć, ale nie zrobiłem sobie z tego nic większego.
Luizo? :>
Od Luizy - c.d Carl'a
Po cały treningu zaprowadziłam Arabelle na padok. W drodze powrotnej kiedy to wracałam z padoku na mojej drodze pojawił się... Tak, co za przypadek... Tego chłopaka tak łatwo się nie pozbędę.
Spróbowałam go ominąć, ale on niespodziewanie złapał mnie lekko za rękę i przyciągnął do siebie.
- Co ty tak się złościsz? Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi? - wyszeptał mi na ucho, po czym uśmiechnął się łobuzersko, co wzbudziło we mnie mały niepokój.
-A ty nie słyszałeś o czymś takim jak: naruszanie przestrzeni osobistej? - odparłam pytaniem i wtedy puścił moją dłoń. Nie zdołałam powstrzymać się od uśmiechu, tak jak i on.
-Wiem to było głupie. - zaśmiałam się. - A tak w ogóle to jestem Luiza.
(Carl? Następne opowiadanie będzie lepsze, wybacz, brak weny mnie dopada ;/)
Spróbowałam go ominąć, ale on niespodziewanie złapał mnie lekko za rękę i przyciągnął do siebie.
- Co ty tak się złościsz? Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi? - wyszeptał mi na ucho, po czym uśmiechnął się łobuzersko, co wzbudziło we mnie mały niepokój.
-A ty nie słyszałeś o czymś takim jak: naruszanie przestrzeni osobistej? - odparłam pytaniem i wtedy puścił moją dłoń. Nie zdołałam powstrzymać się od uśmiechu, tak jak i on.
-Wiem to było głupie. - zaśmiałam się. - A tak w ogóle to jestem Luiza.
(Carl? Następne opowiadanie będzie lepsze, wybacz, brak weny mnie dopada ;/)
niedziela, 13 grudnia 2015
Od Carl'a - c.d Luizy
Dziewczyna jeździła tak jak należało, a ja miałem totalną zlewkę na tą jazdę. Nie miałem zbytniej ochoty jeździć. No, ale lepiej nie podpaść już pierwszego dnia. Jednak się prawie podpadło, komu? Trenerowi, skąd ja go znałem? Hm... To był chyba ten co też napadał albo tamtego bliźniak, z tego co słyszałem to miał bliźniaka. Wykonywałem polecenia, które w sumie dyktował. No cóż, jak mus to mus. Prawie na niego wpadłem, ale to nie moja wina! Znaczy moja, w pewnym sensie... Nie ważne.
~
Po skończonym treningu postanowiłem, że nie będę jeździł teraz. Może za parę dni, tygodni... Ten ogier dla mnie nie jest dobry na treningi WKKW, mogłem własnego przywieźć, a nie przepraszam, został w Argentynie. O ile jeszcze tam jest. Westchnąłem ciężko, ogłowie i siodło odniosłem, a ogiera pozostawiłem na pastwisku. Wychodząc ze stajni wpadłem na tą blondynę, co gadała o naruszeniu jej przestrzeni osobistej. Od razu chciała mnie wyminąć, jednak jej na to nie pozwoliłem. Złapałem lekko jej rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Co ty tak się złościsz? Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi? - wyszeptałem jej na ucho, uśmiechnąłem się tym swoim uśmieszkiem, który już znała większość kobiet.
Luizo? Brak oryginalnego pomysłu.
~
Po skończonym treningu postanowiłem, że nie będę jeździł teraz. Może za parę dni, tygodni... Ten ogier dla mnie nie jest dobry na treningi WKKW, mogłem własnego przywieźć, a nie przepraszam, został w Argentynie. O ile jeszcze tam jest. Westchnąłem ciężko, ogłowie i siodło odniosłem, a ogiera pozostawiłem na pastwisku. Wychodząc ze stajni wpadłem na tą blondynę, co gadała o naruszeniu jej przestrzeni osobistej. Od razu chciała mnie wyminąć, jednak jej na to nie pozwoliłem. Złapałem lekko jej rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Co ty tak się złościsz? Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi? - wyszeptałem jej na ucho, uśmiechnąłem się tym swoim uśmieszkiem, który już znała większość kobiet.
Luizo? Brak oryginalnego pomysłu.
Od John'a - c.d Vanessy
- Też Cię kocham. - odparłem napierając swoimi ustami na jej usta.
Dziewczyna rękoma objęła moją szyję. Uśmiechnąłem się, uniosłem się nieco do góry, tym samym rozłączając nasze usta. Spojrzałem na Vanessę. Te dwa słowa, które mówimy sobie dość często, takie proste, a tyle znaczą. Choć u nie których one są mówione bez wszelkiego zaangażowania, mówią bo mówią. Tak jest w większości... Westchnąłem cicho i usiadłem na skraju łóżka. Vanessa podniosła się i przybliżyła do mnie.
- Co jest? - spytała, a jej głos delikatnie zmienił barwę.
Uśmiechnąłem się blado.
- Nic nie jest, po prostu nie mam na nic ochoty. - odparłem delikatnie obejmując dziewczynę w talii. Przyciągnąłem ją do siebie. Nos zanurzyłem w jej czarnych jak noc włosach. Ślicznie pachniały, były cudownie miękkie. Uśmiechnąłem się w duchu i przymknąłem nieco oczy.
Vanessa?
Dziewczyna rękoma objęła moją szyję. Uśmiechnąłem się, uniosłem się nieco do góry, tym samym rozłączając nasze usta. Spojrzałem na Vanessę. Te dwa słowa, które mówimy sobie dość często, takie proste, a tyle znaczą. Choć u nie których one są mówione bez wszelkiego zaangażowania, mówią bo mówią. Tak jest w większości... Westchnąłem cicho i usiadłem na skraju łóżka. Vanessa podniosła się i przybliżyła do mnie.
- Co jest? - spytała, a jej głos delikatnie zmienił barwę.
Uśmiechnąłem się blado.
- Nic nie jest, po prostu nie mam na nic ochoty. - odparłem delikatnie obejmując dziewczynę w talii. Przyciągnąłem ją do siebie. Nos zanurzyłem w jej czarnych jak noc włosach. Ślicznie pachniały, były cudownie miękkie. Uśmiechnąłem się w duchu i przymknąłem nieco oczy.
Vanessa?
Od Luizy - c.d Carl'a
Po kilku minutach znalazłam się już w stajni. Niestety Arabelli boks nie był położony gdzieś daleko, a więc trzeba było jeszcze trochę przejść, ale najpierw poszłam po cały sprzęt.
Po paru minutach, gdy to już wszystko miałam, podeszłam do boksu klaczy. Schowałam uzdę za plecy i wolno weszłam do boksu. Gdy założyłam jej wodze na szyje, zwróciła ku mnie łeb i popatrzyła na mnie badawczo. Z nadzieją szturchnęła pyskiem kieszeń kurtki, a ja pomimo całej swojej determinacji nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu. Założyłam jej uzdę na głowę, wyciągnęłam uszy przed nagłówek, pogładziłam grzywę i poklepałam szyję konia. Wyczyściłam ją, a następnie osiodłałam.
Zaprowadziłam ją przed wejściem do stajni i szybkim ruchem wsiadłam na klacz.
Wjeżdżając na krytą ujeżdżalnie widziałam z dwie osoby, które robiły dla rozgrzewki rundy wokół ujeżdżalni. Trener także polecił mi to samo, a więc nie było wyboru...
-Przejdźcie teraz w kłus. - powiedział trener gadając z kimś przez telefon i paląc papierosa.
Skróciłam wodze i przybrałam odpowiednią pozycję i uderzyłam ją łydkami. Arabella kroczyła z głową nisko przy ziemi, więc ścisnęłam ją mocniej nogami.
-Musisz ją obudzić. - poradził trener, kończąc z kimś rozmowę.
Uderzyłam z całej siły łydkami i wreszcie poczułam, że Arabella przyśpiesza kroku.
Po chwili dołączyło kilka osób.
-Teraz przejdźcie w galop.
Opuściłam biodra i Arabella pogalopował przed siebie i tak przez kilka minut.
-Dobra, wystarczy. - Zawołał trener. - Zwolnijcie.
Na te słowa wszyscy zatrzymali swoje wierzchowce i zwrócili wzrok ku niemu. Kątem oka dostrzegłam jak do ujeżdżalni wparowuje ten sam chłopa, co dziś miałam z nim styczność.
Jęknęłam w duchu i z powrotem skupiłam się na tym, co mówi trener.
Następnie przeszliśmy do treningu.
(Carl? Wiem nudne, ale weny zabrakło ;-; )
Po paru minutach, gdy to już wszystko miałam, podeszłam do boksu klaczy. Schowałam uzdę za plecy i wolno weszłam do boksu. Gdy założyłam jej wodze na szyje, zwróciła ku mnie łeb i popatrzyła na mnie badawczo. Z nadzieją szturchnęła pyskiem kieszeń kurtki, a ja pomimo całej swojej determinacji nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu. Założyłam jej uzdę na głowę, wyciągnęłam uszy przed nagłówek, pogładziłam grzywę i poklepałam szyję konia. Wyczyściłam ją, a następnie osiodłałam.
Zaprowadziłam ją przed wejściem do stajni i szybkim ruchem wsiadłam na klacz.
Wjeżdżając na krytą ujeżdżalnie widziałam z dwie osoby, które robiły dla rozgrzewki rundy wokół ujeżdżalni. Trener także polecił mi to samo, a więc nie było wyboru...
-Przejdźcie teraz w kłus. - powiedział trener gadając z kimś przez telefon i paląc papierosa.
Skróciłam wodze i przybrałam odpowiednią pozycję i uderzyłam ją łydkami. Arabella kroczyła z głową nisko przy ziemi, więc ścisnęłam ją mocniej nogami.
-Musisz ją obudzić. - poradził trener, kończąc z kimś rozmowę.
Uderzyłam z całej siły łydkami i wreszcie poczułam, że Arabella przyśpiesza kroku.
Po chwili dołączyło kilka osób.
-Teraz przejdźcie w galop.
Opuściłam biodra i Arabella pogalopował przed siebie i tak przez kilka minut.
-Dobra, wystarczy. - Zawołał trener. - Zwolnijcie.
Na te słowa wszyscy zatrzymali swoje wierzchowce i zwrócili wzrok ku niemu. Kątem oka dostrzegłam jak do ujeżdżalni wparowuje ten sam chłopa, co dziś miałam z nim styczność.
Jęknęłam w duchu i z powrotem skupiłam się na tym, co mówi trener.
Następnie przeszliśmy do treningu.
(Carl? Wiem nudne, ale weny zabrakło ;-; )
Od Vanessy CD John'a
Odsunęłam się trochę i podniosłam lekko głowę, tak żeby spojrzeć mu w oczy. Na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- Na razie nie rozmawiajmy już o tym- ujęłam jego twarz w dłoniach- Co będziemy teraz robić?- spytałam zmieniając trochę temat.
- Nie mam zielonego pojęcia- westchnął łapiąc mnie w bokach i przewracając nas na łóżko.
- Kocham cię- zaśmiałam się cicho i pocałowałam go w czubek nosa.
John? A mi simsy się zgubiły xd
- Na razie nie rozmawiajmy już o tym- ujęłam jego twarz w dłoniach- Co będziemy teraz robić?- spytałam zmieniając trochę temat.
- Nie mam zielonego pojęcia- westchnął łapiąc mnie w bokach i przewracając nas na łóżko.
- Kocham cię- zaśmiałam się cicho i pocałowałam go w czubek nosa.
John? A mi simsy się zgubiły xd
~Valerine Leburne i Black Dyer~
Do Akademii Diamond dotarła nowa uczennica ze swoim wierzchowcem! A o to i oni:
|| Valerine Leburne|| 17 lat|| Kobieta||
||Black Dyer|| 3 lata|| Ogier||
Od John'a - c.d Vanessy
Spojrzałem na Vanessę, przytuliłem ją do siebie. Nie wiem czemu się zamartwiałem tym, ale skoro on tutaj jest, to przecież wszystko może wrócić. Doskonale wiem jaki on jest. Lubi psuć związki innych, a potem jakby nic odejść. Psuje związki, zaczyna się przystawiać do jednej z osób w tym związku, a kiedy dochodzi do zerwania, on też znika, jakby nigdy nic. Dlatego się obawiam, nie chodzi o mnie. Bo nadal widać jak mnie pożąda, w jego oczach wszystko można dostrzec, ale jeśli chodzi o Vanessę, to się tego bardziej obawiam...
- Nie chciałem tego przed tobą ukrywać. - wyszeptałem.
Vanessa? Eeee tak, grałam w simsy, wybacz za zapłon xd
- Nie chciałem tego przed tobą ukrywać. - wyszeptałem.
Vanessa? Eeee tak, grałam w simsy, wybacz za zapłon xd
Od Vanessy CD John'a
No teraz to mnie zaskoczył. Przyłożyłam jego dłoń do twarzy. Na początku nie rozumiałam trochę o co może mu chodzić. Jednak im dłużej nad tym myślałam tym bardziej wszystko stawało się dla mnie jasne. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, by po chwili wypuścić powietrze nosem. Nie wiedziałam o czym teraz myśleć. Chociaż nie. Wiedziałam jedno, że mimo to i tak go kocham. Wiem, może i zabrzmi to trochę egoistycznie lub coś w tym stylu, ale dla mnie ważne było jaki był w stosunku do mnie, jak mnie traktował. Otworzyłam trochę oczy. Zauważyłam jak John siada, najwyraźniej trochę przestraszony moim milczeniem.
- Nie wiem... Czułabym się trochę dziwnie, ale i tak bym go kochała. Kochałabym go nadal. To że czułabym się dziwnie, ogólnie te uczucie szybko by minęło. Bo po co zadręczać się czymś, co już było i nie wróci...? Czy nie najważniejsze jest to, co trwa teraz?- przytuliłam go.
John? czy odpowiedź jest zadowalająca?
- Nie wiem... Czułabym się trochę dziwnie, ale i tak bym go kochała. Kochałabym go nadal. To że czułabym się dziwnie, ogólnie te uczucie szybko by minęło. Bo po co zadręczać się czymś, co już było i nie wróci...? Czy nie najważniejsze jest to, co trwa teraz?- przytuliłam go.
John? czy odpowiedź jest zadowalająca?
Od John'a - c.d Vanessy
Odsłoniłem sobie twarz. Poduszkę położyłem obok.
- Chciałby Ci powiedzieć, nawet bardzo, ale się boję, że Cię stracę. - powiedziałem.
- John, jesteś dla mnie ważny, nie potrafiłabym tak odejść. - odparła.
Spuściłem wzrok. A co jeśli jej powiem i odejdzie? Jeśli poczuje obrzydzenie do mnie? Co jeśli teraz mówi, że zostanie, a jak się o tym dowie to odejdzie? Cały świat mi się zawali. Wszystko straci sens. Nic nie będzie mi sprawiało radości. Nie będę potrafił czerpać radości z życia. Jednak z drugiej strony, nie chcę mieć przed nią tajemnic. Dobra, powiem, albo teraz albo nigdy...
- Inaczej... Jakbyś zareagowała, gdyby twój obecny chłopak wcześniej był w większości z chłopakami i może paroma dziewczynami? Tak chodzi mi o to jakbyś się wtedy czuła.
Vanessa? :x
Od Carl'a - c.d Luizy
Muszę przyznać, że to co powiedziała dziewczyna, było bardzo zabawne. W sumie to mnie rozbawiło. Jednak nie ukazałem tej reakcji, dopóki nie opuściła ogromnej stołówki. Gdy tylko przekroczyła próg, a wielkie drzwi zamknęły się tuż za nią, od razu ruszyłem za nią. Szybkim krokiem skierowałem się tam, gdzie po raz ostatni ją ujrzałem, a gdy tam dotarłem, jej tam już nie było.
Nawet nie znasz jej imienia, debilu...
Jedyna myśl, która przechodziła mi przez głowę. W sumie, dla niej to nie było za przyjemne, jak położyłem swoje dłonie na jej barkach, naruszając jej przestrzeń osobistą.
Jaki ja jestem tępy, ale cóż zrobić? To co teraz mam się od niej trzymać, przynajmniej na 2 km? W sumie nie głupi pomysł, ale dobra. Pójdę do stajni, zobaczyć konie szkółkowe.
~
Przekraczając próg stajni, do moich nozdrzy dotarł zapach z dziecięcych lat, kiedy jeździłem z przyjemnością, co dobrze mi wychodziło.
To miejsce daje wspomnienia z przeszłości, ale nie ważne. Rozejrzałem się po stajni, była wielka, rozciągała się, że nawet ciężko było dostrzec koniec. No w końcu mój wzrok zawadza.
Przechodziłem koło kilku koni szkółkowych, każdy miał napisane w czym jest najlepszy. Zatrzymałem się przy Noblessie M. To jest to, WKKW, długi czas upłynął od ostatniej lekcji tej dyscypliny.
Poszedłem do siodlarni, wziąłem wszystko co będzie mi aktualnie potrzebne. Wszystko wziąłem co należało do ogiera.
Wróciłem do wierzchowca, wszedłem powoli do boksu...
Po tym całym oporządzeniu go, wyprowadziłem konia z boksu. Trzymałem wodzę i prowadziłem Noblessa na krytą ujeżdżalnię, gdzie było parę osób. Wsiadłem zwinnie na ogiera i wparowałem do ujeżdżalni. Spojrzeli wszyscy na mnie, no i jak się okazało, była tu ta blondyna co stwierdziła, że naruszyłem jej przestrzeń osobistą.
Luizo?
Nawet nie znasz jej imienia, debilu...
Jedyna myśl, która przechodziła mi przez głowę. W sumie, dla niej to nie było za przyjemne, jak położyłem swoje dłonie na jej barkach, naruszając jej przestrzeń osobistą.
Jaki ja jestem tępy, ale cóż zrobić? To co teraz mam się od niej trzymać, przynajmniej na 2 km? W sumie nie głupi pomysł, ale dobra. Pójdę do stajni, zobaczyć konie szkółkowe.
~
Przekraczając próg stajni, do moich nozdrzy dotarł zapach z dziecięcych lat, kiedy jeździłem z przyjemnością, co dobrze mi wychodziło.
To miejsce daje wspomnienia z przeszłości, ale nie ważne. Rozejrzałem się po stajni, była wielka, rozciągała się, że nawet ciężko było dostrzec koniec. No w końcu mój wzrok zawadza.
Przechodziłem koło kilku koni szkółkowych, każdy miał napisane w czym jest najlepszy. Zatrzymałem się przy Noblessie M. To jest to, WKKW, długi czas upłynął od ostatniej lekcji tej dyscypliny.
Poszedłem do siodlarni, wziąłem wszystko co będzie mi aktualnie potrzebne. Wszystko wziąłem co należało do ogiera.
Wróciłem do wierzchowca, wszedłem powoli do boksu...
Po tym całym oporządzeniu go, wyprowadziłem konia z boksu. Trzymałem wodzę i prowadziłem Noblessa na krytą ujeżdżalnię, gdzie było parę osób. Wsiadłem zwinnie na ogiera i wparowałem do ujeżdżalni. Spojrzeli wszyscy na mnie, no i jak się okazało, była tu ta blondyna co stwierdziła, że naruszyłem jej przestrzeń osobistą.
Luizo?
Od Vanessy CD John'a
To co mówił brzmiało dosyć niepokojąco. Mam się zacząć bać?
- John nie strasz mnie... Powiedz o co chodzi...- ostrożnie położyłam dłoń na jego policzku.
- Chciałbym, naprawdę chciałbym, ale nie mogę...- przymknął oczy i tak jakby wtulił twarz w moją dłoń.
Powoli usiadłam.
- Zaczynam się martwić... Dlaczego nie możesz mi powiedzieć...?- spytałam łapiąc jego rękę i przeplatając palce między jego.
Drugą ręką wyciągnął poduszkę spod głowy i zakrył sobie twarz. Widać było że to, o czym chciał mi powiedzieć było dla niego trudne. Jednak z każdą chwilą wzrastała we mnie niepewność i lekki strach.
John? mów tu i teraz ;-;
- John nie strasz mnie... Powiedz o co chodzi...- ostrożnie położyłam dłoń na jego policzku.
- Chciałbym, naprawdę chciałbym, ale nie mogę...- przymknął oczy i tak jakby wtulił twarz w moją dłoń.
Powoli usiadłam.
- Zaczynam się martwić... Dlaczego nie możesz mi powiedzieć...?- spytałam łapiąc jego rękę i przeplatając palce między jego.
Drugą ręką wyciągnął poduszkę spod głowy i zakrył sobie twarz. Widać było że to, o czym chciał mi powiedzieć było dla niego trudne. Jednak z każdą chwilą wzrastała we mnie niepewność i lekki strach.
John? mów tu i teraz ;-;
Od John'a - c.d Vanessy
Nie wiem czy jej powiedzieć. Lepiej prędzej niż później, ale to już nie jest takie łatwe do powiedzenia, na pstryknięcie palców. To jest trochę skomplikowane, ale nie... Nie jestem gotowy na to, aby jej o tym wszystkim powiedzieć. Przytuliłem ją bardziej do siebie. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć, tak bardzo tego pragnąłem, tego aby znała prawdę, aby wiedziała z kim ma styczność, ale nie mogę. Boję się, że ją stracę, że wiedząc o tym, zostawi mnie bez najmniejszego słowa... Tego się chyba najbardziej boję, bo ją naprawdę kocham, nigdy takim uczuciem nie darowałem nikogo, no poza jedną osobą, ale nie ważne.
- Bardzo chciałbym abyś wiedziała, ale nie mogę... - wyszeptałem.
Vanessa? ;o
- Bardzo chciałbym abyś wiedziała, ale nie mogę... - wyszeptałem.
Vanessa? ;o
Od Luizy - c.d John'a
Tak przyglądając się Johnowi i jego dziewczynie, niespodziewanie na swoich ramionach poczułam czyjeś... Dłonie? Dłonie jakiegoś mężczyzny?
W tej chwili sparaliżowało mnie. Serce waliło mi jak młotem, nawet nie zwróciłam uwagi na ciarki, które przeszły mi po plecach, docierając do karku, niczym małe pajączki o elektrycznych odnóżach.
Zacisnęłam usta. Chciałam wstać, wyrwać się z rąk chłopaka, (którego kompletnie nie znałam) i... I... Sam nie wiem... Odeszłabym?
Za bardzo czekałam na reakcję John'a. Żeby coś powiedział. Żeby interweniował. John jednak posłał uśmiech osobie, która właśnie za mną stała i podniósł splecioną dłoń jego i Vanessy.
Chłopak oderwał ode mnie dłonie i podszedł do nich.
Oszołomiona popatrzyłam na chłopaka, który właśnie się odwrócił i zmierzał w stronę John'a. Był wysoki, dobrze zbudowany i kompletnie mi nie znany!
Usiadł naprzeciwko zakochanych. O czymś gadali, a ja siedziałam i patrzyłam przed siebie z zaciśniętymi szczękami. Z każdą mijającą sekundą coraz mocniej ściskało mnie w żołądku. Czułam, że wszyscy raz to na mnie, raz to na nich patrzą.
Więc to tak mam sobie pozwolić? (Nie wiem, co mi wtedy było...), o nie, nie ma mowy.
Wstałam gwałtownie i ruszyłam w ich stronę. Nie, pomyślałam, nie będzie tak łatwo. Przystanęłam nie zamierzając siadać i spojrzałam prosto w ciemne oczy chłopaka.
-Myślisz, że możesz... - Głos mi się łamał i byłam na siebie zła, że brzmi tak słabo. - Myślisz, że możesz w ten sposób naruszać moją przestrzeń osobistą... - wypaliłam. Cisza przy stoliku powróciła w jednej chwili. Cała trójka wbijała we mnie wzrok.
Odwróciłam się i odeszłam. Nie patrząc na nikogo, wymaszerowałam przez drzwi stołówki, otworzywszy je szeroko obiema rękami.
Znalazłam się sama na korytarzu i mocno przygryzałam wewnętrzną, dolną część wargi, aż poczułam metaliczny posmak krwi.
Głupia, głupia, głupia, głupia! Krzyczałam w myśli.
Co to miało być?!: ,,Myślisz, że możesz w ten sposób naruszać moją przestrzeń osobistą''?! Co?! Brawo Luiza, niedawno przyjechałaś, a już robisz z siebie pośmiewisko? Pewnie pomyślał sobie: ,,Że co? Co ta blondi do mnie pierdoli?" albo ,,Haha! Ale mnie to poruszyło, haha!", na pewno mają teraz z czego się pośmiać...
Szłam dalej, prosto do pokoju.
Gdy już znalazłam się w moim "dziale" pokojowym, rzuciłam się na łóżko, zanurzając się w śnieżno białym kocu.
-Ale jestem durna... - jęknęłam do siebie. - I do tego za godzinę zaczyna się trening...
Spłonę, dosłownie spłonę... No, ale cóż... Patrząc na to z drugiej strony można by rzec, iż było to zabawne, nawet i bardzo.
Noo... Nie ma co się nad sobą użalać, mówi się trudno.
Wstałam, ubrałam się w strój jeździecki i ruszyłam w stronę stajni. Na moje szczęście nie spotkałam po drodze nikogo. Pewnie jeszcze wszyscy kończą swoje śniadanie, albo dopiero, co zaczynają. Mniejsza o to...
(John? Carl?)
W tej chwili sparaliżowało mnie. Serce waliło mi jak młotem, nawet nie zwróciłam uwagi na ciarki, które przeszły mi po plecach, docierając do karku, niczym małe pajączki o elektrycznych odnóżach.
Zacisnęłam usta. Chciałam wstać, wyrwać się z rąk chłopaka, (którego kompletnie nie znałam) i... I... Sam nie wiem... Odeszłabym?
Za bardzo czekałam na reakcję John'a. Żeby coś powiedział. Żeby interweniował. John jednak posłał uśmiech osobie, która właśnie za mną stała i podniósł splecioną dłoń jego i Vanessy.
Chłopak oderwał ode mnie dłonie i podszedł do nich.
Oszołomiona popatrzyłam na chłopaka, który właśnie się odwrócił i zmierzał w stronę John'a. Był wysoki, dobrze zbudowany i kompletnie mi nie znany!
Usiadł naprzeciwko zakochanych. O czymś gadali, a ja siedziałam i patrzyłam przed siebie z zaciśniętymi szczękami. Z każdą mijającą sekundą coraz mocniej ściskało mnie w żołądku. Czułam, że wszyscy raz to na mnie, raz to na nich patrzą.
Więc to tak mam sobie pozwolić? (Nie wiem, co mi wtedy było...), o nie, nie ma mowy.
Wstałam gwałtownie i ruszyłam w ich stronę. Nie, pomyślałam, nie będzie tak łatwo. Przystanęłam nie zamierzając siadać i spojrzałam prosto w ciemne oczy chłopaka.
-Myślisz, że możesz... - Głos mi się łamał i byłam na siebie zła, że brzmi tak słabo. - Myślisz, że możesz w ten sposób naruszać moją przestrzeń osobistą... - wypaliłam. Cisza przy stoliku powróciła w jednej chwili. Cała trójka wbijała we mnie wzrok.
Odwróciłam się i odeszłam. Nie patrząc na nikogo, wymaszerowałam przez drzwi stołówki, otworzywszy je szeroko obiema rękami.
Znalazłam się sama na korytarzu i mocno przygryzałam wewnętrzną, dolną część wargi, aż poczułam metaliczny posmak krwi.
Głupia, głupia, głupia, głupia! Krzyczałam w myśli.
Co to miało być?!: ,,Myślisz, że możesz w ten sposób naruszać moją przestrzeń osobistą''?! Co?! Brawo Luiza, niedawno przyjechałaś, a już robisz z siebie pośmiewisko? Pewnie pomyślał sobie: ,,Że co? Co ta blondi do mnie pierdoli?" albo ,,Haha! Ale mnie to poruszyło, haha!", na pewno mają teraz z czego się pośmiać...
Szłam dalej, prosto do pokoju.
Gdy już znalazłam się w moim "dziale" pokojowym, rzuciłam się na łóżko, zanurzając się w śnieżno białym kocu.
-Ale jestem durna... - jęknęłam do siebie. - I do tego za godzinę zaczyna się trening...
Spłonę, dosłownie spłonę... No, ale cóż... Patrząc na to z drugiej strony można by rzec, iż było to zabawne, nawet i bardzo.
Noo... Nie ma co się nad sobą użalać, mówi się trudno.
Wstałam, ubrałam się w strój jeździecki i ruszyłam w stronę stajni. Na moje szczęście nie spotkałam po drodze nikogo. Pewnie jeszcze wszyscy kończą swoje śniadanie, albo dopiero, co zaczynają. Mniejsza o to...
(John? Carl?)
Od Vanessy CD John'a
- Aaa co miałam usłyszeć?- spytałam trochę nie rozumiejąc.
John odetchnął jakby z ulgą. Przymknął na chwilę oczy i zatobił nos w moich włosach.
- Iii kto to był?- spojrzałam na niego trochę się podnosząc.
- Stary znajomy- odparł jedynie.
- Mhm- powiedziałam cicho chociaż pewnie bardziej do siebie.
Jeśli teraz nie chce mi powiedzieć to i tak później oto zrobi.
John? Z dupy wzięte te moje opo.... xd
John odetchnął jakby z ulgą. Przymknął na chwilę oczy i zatobił nos w moich włosach.
- Iii kto to był?- spojrzałam na niego trochę się podnosząc.
- Stary znajomy- odparł jedynie.
- Mhm- powiedziałam cicho chociaż pewnie bardziej do siebie.
Jeśli teraz nie chce mi powiedzieć to i tak później oto zrobi.
John? Z dupy wzięte te moje opo.... xd
Subskrybuj:
Posty (Atom)