Tak przyglądając się Johnowi i jego dziewczynie, niespodziewanie na swoich ramionach poczułam czyjeś... Dłonie? Dłonie jakiegoś mężczyzny?
W tej chwili sparaliżowało mnie. Serce waliło mi jak młotem, nawet nie zwróciłam uwagi na ciarki, które przeszły mi po plecach, docierając do karku, niczym małe pajączki o elektrycznych odnóżach.
Zacisnęłam usta. Chciałam wstać, wyrwać się z rąk chłopaka, (którego kompletnie nie znałam) i... I... Sam nie wiem... Odeszłabym?
Za bardzo czekałam na reakcję John'a. Żeby coś powiedział. Żeby interweniował. John jednak posłał uśmiech osobie, która właśnie za mną stała i podniósł splecioną dłoń jego i Vanessy.
Chłopak oderwał ode mnie dłonie i podszedł do nich.
Oszołomiona popatrzyłam na chłopaka, który właśnie się odwrócił i zmierzał w stronę John'a. Był wysoki, dobrze zbudowany i kompletnie mi nie znany!
Usiadł naprzeciwko zakochanych. O czymś gadali, a ja siedziałam i patrzyłam przed siebie z zaciśniętymi szczękami. Z każdą mijającą sekundą coraz mocniej ściskało mnie w żołądku. Czułam, że wszyscy raz to na mnie, raz to na nich patrzą.
Więc to tak mam sobie pozwolić? (Nie wiem, co mi wtedy było...), o nie, nie ma mowy.
Wstałam gwałtownie i ruszyłam w ich stronę. Nie, pomyślałam, nie będzie tak łatwo. Przystanęłam nie zamierzając siadać i spojrzałam prosto w ciemne oczy chłopaka.
-Myślisz, że możesz... - Głos mi się łamał i byłam na siebie zła, że brzmi tak słabo. - Myślisz, że możesz w ten sposób naruszać moją przestrzeń osobistą... - wypaliłam. Cisza przy stoliku powróciła w jednej chwili. Cała trójka wbijała we mnie wzrok.
Odwróciłam się i odeszłam. Nie patrząc na nikogo, wymaszerowałam przez drzwi stołówki, otworzywszy je szeroko obiema rękami.
Znalazłam się sama na korytarzu i mocno przygryzałam wewnętrzną, dolną część wargi, aż poczułam metaliczny posmak krwi.
Głupia, głupia, głupia, głupia! Krzyczałam w myśli.
Co to miało być?!: ,,Myślisz, że możesz w ten sposób naruszać moją przestrzeń osobistą''?! Co?! Brawo Luiza, niedawno przyjechałaś, a już robisz z siebie pośmiewisko? Pewnie pomyślał sobie: ,,Że co? Co ta blondi do mnie pierdoli?" albo ,,Haha! Ale mnie to poruszyło, haha!", na pewno mają teraz z czego się pośmiać...
Szłam dalej, prosto do pokoju.
Gdy już znalazłam się w moim "dziale" pokojowym, rzuciłam się na łóżko, zanurzając się w śnieżno białym kocu.
-Ale jestem durna... - jęknęłam do siebie. - I do tego za godzinę zaczyna się trening...
Spłonę, dosłownie spłonę... No, ale cóż... Patrząc na to z drugiej strony można by rzec, iż było to zabawne, nawet i bardzo.
Noo... Nie ma co się nad sobą użalać, mówi się trudno.
Wstałam, ubrałam się w strój jeździecki i ruszyłam w stronę stajni. Na moje szczęście nie spotkałam po drodze nikogo. Pewnie jeszcze wszyscy kończą swoje śniadanie, albo dopiero, co zaczynają. Mniejsza o to...
(John? Carl?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz