-Zaraz przyjdę. - powiedział odwracając się i przy tym przygniatając mnie delikatnie do drzwi od stajni, a następnie ruszył w stronę czarnego samochodu, z którego wyszło trzech, albo czterech mężczyzn.
Ta cała sytuacja wyglądała jak ze scenki filmu z mafią i dlatego też nie miałam zamiaru się w to mieszać, a więc weszłam do stajni i zamierzałam wyjść z niej tylnym wyjściem.
Szłam wzdłuż boksów, które wydawały się być niekończące się, a do tego przyciemnione światła dodawały ospałej atmosfery. Dziwne, nie przypominam sobie, aby światła w stajni przyciemniały kiedy to ściemniało się na zewnątrz... Ehh... Nieważne...
Dopiero po chwili zorientowałam się, że ktoś naprzeciwko mnie stoi. Niestety nieznana mi postać, stała w tak jakby cieniu, przez co twarzy nie można było zobaczyć. Chciałam go wyminąć, lecz okazało się to niepowodzeniem, gdyż ten ktoś złapał mnie za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie.
Mimo tego i tak nie zdołałam się przyjrzeć mężczyźnie. W mojej głowie narastały myśli, aby jak najszybciej wyrwać się z jego rąk. Pomogło mi to, iż gdy to jedną ręką trzymał moją dłoń, a natomiast drugą uniósł ku górze, odskoczyłam tak gwałtownie, że upadłam.
W głowie eksplodował mi ból. Ciepła krew pociekła strugą z nosa, zalewając usta i podbródek. Widziałam wszystko, ale za to usłyszałam tylko jak nieznajomy mężczyzna wypowiedział coś, co przypominało bełkot -niezrozumiały bełkot. Następnie odszedł.
Wstrzymałam oddech i powoli wstałam. Wyszłam z stajni i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę akademii.
Wchodząc do budynku dopadł mnie drżący głos recepcjonistki. Usiłowałam coś powiedzieć, ale zabrzmiało to raczej jak "umieram". Nie czekając dłużej zlekceważyłam to i ruszyłam do pokoju. Z rozpędu mijałam różne drzwi, pokoje i różne osoby.
Kiedy znalazłam się w pokoju, od razu wbiegłam do łazienki (na szczęście nikogo tam nie było). Robiłam wszystko, byle tylko nie spojrzeć w lustro. Nie chciałam panikować na widok krwi na mojej twarzy.
W końcu zmusiłam się uspokoić i oddychać powoli i głęboko. Serce łomotało mi w piersi. Uspakajałam się tym, że to nic takiego. Na szczęście nie świrowałam na widok zeschniętej krwi, która widniała na twarzy.
Odkręcając zimną wodę, zaczęłam zmywać twarz przy czym doznając uczucie orzeźwienia.
Już, gdy to było po wszystkim, poszłam do mojego "działu" pokojowego i padłam na puszystą białą narzutę łóżka. Nie wiem kiedy, ale pomieszczenie nabrało sennej monotonności, co spowodowało, że zasnęłam.
~~~
Ile czasu upłynęło? Momentalnie powrócił niepokój. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, a następnie przypomniałam sobie o wizycie mojego brata, który miał przywieźć Melisse (czyli mojego kota).
No dobra... Zadzwonię do niego, bo "księciu" nie raczy do mnie zatelefonować. Szperając w torbie na celu "Misja - odnaleźć telefon", poczułam jak ktoś się do mnie... Przytulił? Jak na pstryknięcie palców, moje ciało zesztywniało. Chociaż domyśliłam się kto to był...
-Co się stało? - dobiegł mnie głos Carl'a (tak jak się domyśliłam, był to on).
-Co?
-Masz krew na szyi.
Ch*lera, a myślałam, że wszystko zmyłam.
-Krew poleciała mi z nosa. - Była to prawda, choć niecała.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam mu w oczy, które mówił: ,,Coś kręcisz''.
-Mówię prawdę, po prostu krwotok z nosa i tyle - skłamałam.
(Carl? :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz