sobota, 14 lutego 2015

Od Leny C.D Alexandra

Z ciężkim sercem napisałam wiadomość do chłopaka. "Alex nie możemy być razem. To koniec. " To dla jego dobra. Nie chce, żeby jemu coś się stało. Tak będzie lepiej.  Wysłałam wiadomość i po paru minutach w moich drzwiach pojawił się chłopak.
-Lena co to ma wszystko znaczyć?-Zapytał, a ja miałam wrażenie, że głos zaraz mu się załamie.
-Nie możemy być razem.-Powiedziałam chłodno.
-Dlaczego?-Zapytał, a ja posunęłam się do ostateczności.
-Bo... ja cię nie kocham.
-Ale to nie prawda!-Wrzasnął.
-Szczera prawda. Nie kocham cie, nie kochałam i nie pokocham. Byłeś tylko zwykłą zabawką!-Krzyknęłam, a Alexander wybiegł z pokoju.
-To dla twojego dobra.-Szepnęłam próbując uciszyć swoje sumienie. Oni są zdolni do wszystkiego, a ja nie chce żeby stałą mu się krzywda. Zabrałam torebkę i wyszłam z pokoju. Biegłam nie zważając na ból w nodze. Wybiegłam z terenu akademii w prost na ulice. Nagle zauważyłam dwa światła zbliżające się do mnie z ogromną prędkością. Moje nogi stały się jakby z betonu. Nie mogłam się ruszyć strach mnie sparaliżował. Zamknęłam oczy i przygotowałam się na silne zderzenie z pojazdem , ale ono nie nastąpiło. Ktoś odepchnął mnie z drogi pędzącego samochodu. Upadłam na pobocze.
Alex

Od Alexandra CD Leny

W tym czasie nie byłem już z Leną. Zaraz po tym, jak na szczęście jej koń się znalazł, poszedłem do swojego pokoju. Umyłem się i poszedłem od razu spać. Nie mogłem zbyt długo spać. Myślałem, co by się mogło stać, gdyby koń Leny się zgubił. Nie wiem czemu się tym tak przejmowałem... Po długich przemyśleniach zasnąłem. Gdy się obudziłem, ubrałem się i wyciągnąłem telefon. Przyszedł mi SMS. Od... Leny! Bez namysłu go odczytałem, po czym przejęty szybko wybiegłem z pokoju do szkoły.

<Lena? Ty wymyśl, co było w tym SMS-ie>

Od Leny C.D. Alex'a

Wstałam z łózka i doszłam do drzwi. Założyłam kurtkę i buty. Wyszłam, a Alex ruszył za mną. Doszłam do stajni. Miałam nadzieje, że będzie tu Grajek, ale doznałam zawodu. Ruszyłam dróżką pomiędzy padokami, aż wreszcie doszłam do ogrodzonego drutem kolczastym miejsca. Zauważyłam wałacha, który kręci się wokół ogrodzenia. Podeszłam do niego informując go wcześniej głosem o mojej obecności. Odprowadziłam go do stajni, a potem wróciłam do pokoju. Zdjęłam kurtkę i buty, a potem położyłam się na łóżku. Noga bolała mnie jak cho.lera, ale miałam to gdzieś.
Alex

Od Alexandra CD Leny

Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. Właśnie, co z koniem?
- Poczekaj tutaj, idę po niego - powiedziałem i wstałem.
- Idę z tobą - powiedziała.
- Niestety, twoja noga ci na to nie pozwala.
- OK.
Pobiegłem zdenerwowany na miejsce wypadku. Konia nie było. Wpadłem w lekką histerię.
- No nie, no nie! Gdzie on może być? - myślałem, chodząc w kółko. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Pobiegłem do Leny i zapytałem:
- Nie wiesz może, gdzie Grajek biega, kiedy...... ucieka? - ledwo z siebie wydusiłem. - Albo gdzie lubi być?
Lena się wystraszyła i pomyślała.

< Lena?>

piątek, 13 lutego 2015

Od Leyci - C.D Nathan'a

- Sory ale byłam tu pierwsza, jak ci się nie podoba to poszukaj miejsca przy śmietnikach - odpowiedziałam mu na parskniecie
- Wyluzj, kaszlnełem - uśmiechnął się
- Ah... Rozumiem. I co gubisz się jeszcze?
- Taa al jest sporo dziewczyn, które z chęcią mi pomagają
- Nie wątpię - wstalam
- Idziesz już?
- Jak widzisz skończyłam jeść i od pięciu minut trwa mój trening więc muszę się śpieszyć żeby zdążyć przed końcem. Ale nie martw się myślę że sobie poradzisz z odniesieniem tacy, jeśli jednak sprawi ci to problem jakaś laska na pewno ci pomoże - posłałam mu przepiękny uśmiech i wyszłam że stołówki.
Wbiegłam do stajni i uderzyłam ręka o boks Lidera
- Lecimy na trening stary! - w pośpiechu zabrała jego siodło i resztę sprzętu. Szybko zaczełam go czyścić
- Kocham ci za to że nie kładziesz się na swoim g.ównie - zasmialam się do wałacha. Po dziesięciu minutach byliśmy na hali
- 15 minut spóźnienia panna Leyci - usłyszałam głos instruktorki
- I tak szybciej niż wczoraj - odpowiedziałam jej z uśmiechem. Zaczęliśmy trening.
***
Właśnie odkładałam siodło na wieszak gdy poczułam, że wchodzę na coś miękkiego, w następnej kolejności usłyszałam przeraźliwy dźwięk
- Jprdl co to za szczur?! - wrzasnełam i zauważyłam włochatego kota uciekającego z siodlarni
- O wiedzę że poznalaś Rudego - powiedział chłopak wchodzący do siodlarni, oczywiście ten nowy Nathan
- To twój kot? Czym ty go karmisz? Przecież niedługo nie będzie mógł się ruszać - powiedziałam unosząc brwi
- Sam się tak spasł
- Nic nie dzieje się samo - mruknełam i klepnałam go w tyłek, akurat się schylał po szczotki, szybko uciekłam że stajni uśmiechając się. Wróciłam jednak po chwili aby wyprowadzić Lidera, zaprowadziłam go na padok
- I co jedziemy dzisiaj w teren czy nie?- mówiłam do konia klepiąc go po szyi - Dwa dni nie byliśmy, trzeba się ruszać Lider, bo będziesz jeszcze grubszy - zasmialam się i pozwoliła mu odejść od ogrodzenia. Sama się o nie oparłam i zapaliłam papierosa.
Nathan? Za błędy przepraszam ale pisze z tel. :<

Od Kate - C.D Nathan'a

Spojrzałam na chłopaka, po czym pogłaskałam jeszcze raz kocura po głowie. Weszłam do pokoju, położyłam go na łóżku i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i podążyłam do salonu. Dotarłam tam i... No cóż. Zobaczyłam kilka osób na kanapie, więc w spokoju sobie nie posiedzę. Wyszłam z akademii, nie chciało mi się zakładać kurtki, jakoś tak mi zimno nie było. Rozejrzałam się dookoła. Jakoś tak z nerwowej przeszłam do wyluzowanej osoby. Poszłam na padok. Ogiery galopowały po całym terenie. Zagwizdałam i Kaszmir od razu zjawił się przy mnie. Pogłaskałam ogiera po głowie, postanowiłam usiąść na płocie. W końcu za to mnie nie pobiją. Ogier trącił mnie pyskiem, a ja podśpiewywałam swoją ulubioną piosenkę. W pewnym momencie usłyszałam kroki, a po chwili koło mnie zjawił się Nathan. Spojrzałam na niego obojętnym spojrzeniem. Uśmiechnęłam się lekko i powróciłam do poprzedniej czynności. 
- Co tak nucisz cicho? - usłyszałam głos chłopaka.
Popatrzyłam na niego. 
- I Luh Ya Papi. - odparłam.
Pokiwał tylko głową i oparł się o płot plecami, po chwili położył ręce po dwóch stronach i odchylił głowę do tyłu. Wzruszyłam tylko ramionami. Zeskoczyłam z płotu na pastwisko. Wsiadłam na Kaszmira. Pojechałam na ogierze na środek pastwiska, wzięłam rozbieg i czysto przeskoczyłam przez płot. Nathan na mnie spojrzał. 
- Coś nie pasuje? - spytałam. 
- Czy coś mówię? - odparł pytaniem.
- Twoja mina mówi coś innego. - powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Ktoś się ośmielił. - dodał po chwili.
Przymrużyłam oczy, tak jakoś normalnie się z nim rozmawiało. Znaczy na razie wydaje się nawet nawet. Mam nadzieję, że nie jest taki "zwykły" i przewidywalny. Zsiadłam z ogiera i zaprowadziłam go do stajni. Zamknęłam go w boksie i wyszłam ze stajni. Nathan nadal stał przy pastwisku. Ponownie na mnie spojrzał, jego wzrok był taki hm... Obojętny? Może taki jest? Wzruszyłam ramionami i podeszłam do chłopaka. 
- Będziesz tu stał tak cały dzień? - spytałam opierając się o płot.

<Nathan? Ta obojętność xd>

Od Nathan'a - C.D Kate

Patrzyłem na nią z góry z pobłażaniem. Zawsze miło jest mi patrzeć na takie poddenerwowane osoby. One... tak jakby dają mi wewnętrzny spokój.
- Ja także. Właśnie przyjechałam - powiedziała grzebiąc butem w ziemi.
- Ciężkie życie nowego... sam dopiero tu trafiłem - powiedziałem swobodnie. Przeczesałem dłonia włosy. 
- No tak... Właściwie, to... Muszę już iść, koń czeka - uśmiechneła się ciężko.
- Poczekaj chwilę, to wezmę uwiąz i pójdziemy razem. Masz ogiera? - zapytałem.
- Tak.
- Będzie gorąco? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
- Zależy - odpowiedziała, a ja wziałem uwiąz i ruszyłem do boksu Phoenix'a. Chłopczyk jak zwykle zachowywał się przykładowo. Koń Kate trochę szalał, ale nie na tyle, żeby nie dało się przejść że stajni na pastwisko. Kiedy odpięlismy karabinki, konie popedziły w siną dal, czyli jak standardowe zachowanie Phoenix'a. Chwilę na nie patrzyliśmy.
- Hm, wybacz, ale muszę już iść. Współlokatorzy czekają - miałem dziką ochotę zachichotać, ale się powstrzymałem.
- Okej... - wydukała dziewczyna. Kiedy odeszłem kilka kroków, usłyszałem:
- Stój! - i odwróciłem się na pięcie. Popatrzyłem na Kate litościwym spojrzeniem.
- Bo, ten, tego... no, do zobaczenia! - rzuciła po prostu i uciekła do stajni. 
- Hm, do widzenia - mruknałem do powietrza. Nagle moje spojrzenie zeslizgnelo się na ogrodzenie pastwiska. Było zwykłej, brązowe, odmalowane, obsypane delikatnie śniegiem. Podrapałem się po brodzie.
- Ładne ogrodzenie, naprawdę ładne...
***
Postanowiłem w końcu poszukać Augustusa. Cały dzień szlajał się po obejściu z jakimiś kocicami, ale teraz pora wracać. 
- Kici kici! Koteczku! - wolałem słodkim głosikiem po całym ośrodku. Kiedy po pół godzinie prawie ochryplem, zauważyłem rudo - brązowy ogon przemykajacy koło ściany.
- Cholerny Grubasie, jeśli nie przytachasz tu swojego wielkiego tyłka w ciągu MINUTY, to... konsekwencje będą przerażające! - zmrużylem oczy i wściekle wysyczałem to w stronę kota. Mając moje słowa głęboko w nosie, przeszedł obok mnie, wskoczył na rynne, z grajcą pijanego akrobaty po niej przebiegł i wskoczył do okna... Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to nasz pokój.
- Ohydne kocisko... Już ja się z tobą policzę... - powiedziałem cicho, ale najwidoczniej ktoś te słowa usłyszał.
- O nim mówisz? - natychmiast się odwróciłem. Zobaczyłem Kate, z Grubym Rudym rozwalonym na jej rękach.
- Tak. Jakim cudem...? 
- Nie wiem, po prostu otarł mi się o nogę.
- Zajebiscie - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. - Podasz mi go?
- Jasne - powiedziała, jednak kiedy chciała przekazać mi kota, wbił w nią pazury i zasyczal. ,,Piepsz się kocie" - pomyślałem i ze słodką minką zapytałem;
- Możesz znieść go do mojego pokoju? Dobrowolnie tam nie pójdzie...
- Jasne - przytaknela po raz drugi, i ruszyła za mną. Aż tu słyszałem mruczenie tego grubianskiego kota, kiedy go głaskala.
- To tu - powiedziałem i włożyłem klucz do zamka.

<Kate? W KOńCU to skończyłam ehh ;-;>

Od Nathan'a CD Leyci

- Tak jakby - krzywo się uśmiechnąłem. Uniosłem głowę i spojrzałem na sufit. Leyci niemal od razu zwróciła moją uwagę... to chyba za sprawą jej konia, który na treningu skokowym wyglądał dość ekscentrycznie.
- Co cię tu przywiało? - zapytała dziewczyna.
- Nic konkretnego. Szukałem po prostu szkoły - wzruszyłem ramionami. Sam do końca nie wiedziałem, dlaczego się tu znalazłem. Leyci pokiwała głową.
- A ty? - zapytałem po chwili.
- Jakoś tak. Samo wyszło - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Pogładziłem fryza.
- Jak ma na imię? - zapytałem.
- Lider. Lider in Hell - wyjaśniła.
- Podoba mi się - uśmiechnąłem się. Lider w piekle... ciekawe.
- A twój rumak? Dobre geny? Wydaje się... skoczny?
- Phoenix, wielkopolak z domieszką ślązaka. Ma potencjał... Dobrze nam się współpracuje. Ile jesteś z Liderem?
- Jakieś... hmm kilka ładnych lat. To koń marzenie - zaśmiała się krótko i zaciągnęła się papierosem.
- Chyba najważniejsze jest to, żeby być zadowolonym z siebie i swojego rumaka - powiedziałem zamyślony. Wtem wstałem i otrzepałem spodnie z siana. Dziewczyna spojrzała na mnie dmuchając dymem.
- No cóż... miło było mi cię poznać... Leyci. Ładne imię, swoją drogą. Pasujecie do siebie - uśmiechnąłem się pod nosem patrząc na Lidera i jednocześnie zamykając boks.
- Dziękujemy - przez twarz dziewczyny przemknął cień uśmiechu. - Do zobaczenia - pożegnała się, a ja tylko kiwnąłem głową. Ruszyłem do Phoenix'a, aby ściągnąć mu derkę i wyprowadzić go na pastwisko. Koń szybko wysechł, więc założyłem mu kantar i wyciągnąłem go na pole. Kiedy tylko odpiąłem uwiąz, ogier pogalopował jak dziki mustang, który od lat był trzymany w ciemnej piwnicy bez możliwości ruchu. Po chwili zaczął się tarzać w błocie i resztach śniegu.
- Jak później będziesz szorowany metalowym zgrzebłem, to będziesz mógł mieć pretensje tylko do siebie - mruknąłem pod nosem.
***
Noc była całkiem znośna, a z wszystkich chłopaków tylko dwóch nocowało w pokoju, więc nie było najgorzej, aczkolwiek Ben non stop chichotał i pisał sms-y. Rano obudziłem się równo z piosenką ,,I'm an Albatraoz". Co z tego, że była wulgarna? Skutecznie budziła na nogi. Szybko się ubrałem i przeczesałem ręką włosy. Uśmiechnąłem się głupawo do lustra i spakowałem zeszyty. Lekkim krokiem ruszyłem na śniadanie, rozsyłając dziewczynom tajemnicze uśmiechy. Nie mogłem naturalnie zrezygnować z wizerunku casanowy... Z obojętną miną wziąłem kilka kanapek i jabłko. Omiotłem wzrokiem salę i westchnąłem ciężko. Nie było wielu wolnych miejsc... Ale zauważyłem jedno nie zajęte. Było obok... Leyci. Wolnym krokiem ruszyłem do stolika, i po chwili bez słowa się do niej przysiadłem.
- Cześć - rzuciła na powitanie.
- Witaj - mimowolnie wymsknęło mi się prychniecie.

<Leyci? Krótkie, ale nawał sprzątania... ;-;>

Od Leny C.D.Alexandra

-Odprowadzę cie do pokoju.-Powiedział i podszedł do mnie. Alex wziął mnie na ręce, a ja się zaśmiałam.
-Mój drogi to tylko stłuczenie, a nie złamana noga. Mogę sama dojść do pokoju.-Powiedziałam, a chłopak pokręcił tylko głową.
-Ja się nie zgadzam.-Powiedział i zaczął nieść mnie do pokoju. Wreszcie, kiedy tam dotarliśmy Alexander położył mnie na łóżku.
-Dziękuje.-Powiedziałam, a chłopak usiadł obok mnie.
-Nie ma sprawy.-Powiedział, a ja dałam mu buziaka w policzek. Siedzieliśmy chwile w milczeniu,a mnie nagle olśniło.
-Alex, czy ktoś zajął się Grajkiem?-Zapytałam i spojrzałam na chłopaka.
Alex

Od Alexandra CD Leny

Widząc to zdarzenie, podbiegłem do Leny i pomogłem jej wstać.
- Nic ci się nie stało? Boli się coś? Pamiętasz, jak się nazywasz? - zasypałem ją masą pytań.
- Haha, nic mi nie jest. Tylko chyba coś sobie zrobiłam z nogą - westchnęła.
Zaprowadziłem ją do lekarza, mimo zapewnień że nic jej nie jest. Gdy ją badano, czekałem na korytarzu.
- Hej, no i co? - zapytałem, gdy wyszła.
- Nic, nic tylko lekkie stłuczenie - powiedziała z uśmiechem.
- Dobrze że tylko tyle - westchnąłem z ulgą.

<Lena?>

Od Leny C.D. Alexandra

-Hej Słońce.-Usłyszałam i odwróciłam się i zauważywszy Alex'a.
-Cześć.-Odparłam, a chłopak pocałował mnie w czubek głowy.
-Idziemy na śniadanie?-Zapytał i uśmiechnął się.
-Chętnie, ale szybko bo mam potem trening.-Powiedziałam i poszliśmy na stołówkę. Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przed chłopakiem. Zjadłam szybko posiłek i poszłam do stajni. Oporządziłam Grajka i zaprowadziłam na hale. Od początku był niesforny. Odsuwał się, kiedy chciałam na niego wsiąść, albo kiedy mi już udało zrobić strzelił serię baranków. Zaczęłam z nim stępować, a potem za kłusowałam, pojeździłam koła, ósemki, serpentyny. Miałam nadzieje, że już wszystko w porządku, więc zagalopowałam . Szło mu dobrze tylko był strasznie nie pewny.Zauważyłam Alex'a, który stoi za bandą i podziwia moje poczynania. Postanowiłam najechać na ustawione przeszkody. Pierwsza była okser dziewięćdziesiąt centymetrów. Wałach przy lądowaniu strącił poprzeczkę. Naprowadziłam Grajka, na mur, który przeskoczył czysto. Na końcu została stacjonata metr dwadzieścia. Wałach zahamował przed samą przeszkodą, co automatycznie wyrzuciło mnie z siodła. Strąciłam drągi z przeszkody i upadłam za nią. 
Alex

Od Benjamina CD Melloow

Odwzajemniłem pocałunek po czym oderwałem się od niej i ją objąłem. Z kieszeni dresów wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę była 14:56.
-Teraz zapraszam moją lady na obiad do chińskiej restauracji.
Mellow uniosła brew. Ująłem jej dłoń i razem wyszliśmy ze stajni. Nalegałem żebyśmy poszli pieszo ale Mell nie chciała więc ostatecznie pojechaliśmy samochodem. Jak już to miałem w zwyczaju otworzyłem jej drzwi i podałem dłoń.
-Na co masz ochotę ?
-Sajgonki i...sushi ?
Złożyłem zamówienie i wyszeptałem kelnerowi na ucho aby nie przynosił sztućców tylko pałeczki. Po kilku minutach czekania dostaliśmy zamówione dania i zgodnie z moją prośbą pałeczki.
-Ale...
Mellow chwyciła pałeczki i próbowała chwycić nimi jedną z sajgonek. Widząc jej nieudolne próby śmiałem się ale po chwili zlitowałem się na nią. Swoimi pałeczkami chwyciłem sajgongę i podsunąłem ją Mellow. Dziewczyna z zadowoleniem zjadła podsuniętą przeze mnie sajgonkę. Po kilku próbach sama chwytała jedzenie znajdujące się na jej talerzu.
-Czemu pałeczki.
-Ekh.. Jesteśmy w chińskiej restauracji, jemy chińskie jedzenie a ty chciałabyś bezcześcić to sztućcami.
Rzuciłem ze śmiechem. Po zjedzeniu obiadu zapłaciłem no i wyszliśmy. Wróciliśmy około 17:00 jako, że Mellow chciała wejść na chwilę do sklepu odzieżowego. Na szczęście wróciliśmy bez toreb i reklamówek.
-Meluś ? Dzisiaj mój znajomy organizuje impreze walentykową. No i mam pytanie. Zostaniesz moją walentynką i czy pójdziesz ze mną na imprezę ?
-Zastanowie się a teraz jeszcze jeden trening.
-Że mój ?!
Mell skinęła głową a ja wytrzeszczyłem oczy. Mell pogoniła mnie do pokoju, po chwili przyszedłem przebrany do stajni. Dziewczyna czyściła Ailes'a.
-Niedawno sprowadzony z padoku, że taki brudny ?
-Z karuzeli.
Mruknąłem patrząc na ubrudzonego Ailes'a. Miał całe ubłocone nogi i brzuch. Wszedłem do boksu i pomogłem czyścić konia. Po kilkunastu minutach udało nam się wyczyścić Ailes'a. Wyprowadziłem go na tor gdzie rozruszałem go.
-Ale tylko jedno okrążenie.
Mell uniosła brew a ja westchnąłem. W sumie przerobilił dwa okrążenia. Najlepszy czas wynosił 1:38.450. Nie tak źle ale mogłoby być lepiej.
~*~
Usiadłem z Mellow w salonie gdzie co dziwne nikogo nie było.
-To jak idziesz dzisiaj ze mną ?
Spytałem obejmując Mell.

(Mellow ? Mały brak weny i dlatego krótkie. Przepraszam więc)

Od Vivienne

Spakowałam do walizki ostatnie rzeczy a potem usiadłam na niej. No trochę mi to zajęło bo jak wiadomo dużo nie ważę, po kilku minutach walki z zamkiem wstałam na równe nogi. Zdjęłam walizkę z łożka po czym wystawiłam ją razem z inną walizką i plecakiem na korytarz. Padłam ostatni raz na materac, rozejrzałam się po pokoju. Na ścianie wciąż wisiały ramki ze zdjęciami. Ostatni raz oglądałam ten pokój, plakaty na ścianach, zdjęcia w ramkach. Uśmiechnęłam się sama do siebie po czym podniosłam się i wyszłam z pokoju. Ominęłam walizki i zgarniając klucz z parapetu wyszłam z domu. Niedaleko miałam do stajni, po pięciu minutach weszłam do środka. Usłyszałam kilka radosnych rżeń ale mimo nich nie poszłam w głąb stajni. Weszłam do siodlarni gdzie z wieszka zdjęłam siodło i ogłowię. Z półki wzięłam szkrzynkę ze szczotkami Nougat'a. Jego ochraniache, czapraki i pas do woltyżerki zaniosłam razem z innymi rzeczami do bagażnika. Samochód stał przed stajnią z przyczepioną przyczepą. Wróciłam do stajni, tym razem udałam się do boksu Nougat'a. Koń leżał na sianie ale kiedy tylko weszłam do boksu zerwał się na równe nogi. Od razu podsunął łeb i szturchnął mnie. Pokręciłam głową i jedynie pogładziłam go po pysku. Z kieszeni bluzy wyciągnęłam jego ulubiony smakołyk. Nougat zarżał po czym szturchnął mnie jeszcze raz. Dałam mu smakołyk po czym poklepałam go po szyi i wyszłam z boksu.
~*~
Zaniosłam walizki do samochodu w którym czekała już znajoma mojego taty. Szczerze jej nienawidziłam ale dostała prace w Miami więc mnie zabierze do akademi.
-Viv pośpiesz się bo spóźnimy się na prom.
-Dobra.
Stajenny wynajęty przez tatę wprowadzał już Nougat'a do przyczepy, ogier posłusznie wchodził do przyczepy. Ostatni raz pobiegłam do domu. Tata razem z bratem i babcią stali na korytarzu. Rzuciłam się tacie na szyję. Przytulił mnie mocno i nie chciał puścić. Potem porzegnałam się z babcią i bratem.
-Odezwił się czasem.
Wyszeptał mi brat na ucho i rzucił mi coś do kieszeni bluzy. Uśmiechnęłam się do niego po czym poszłam w stronę samochodu. 
-Nie wlecz się ! 
Znajoma taty-Margaret, stała przed samochodem kończąc papierosa. Była wysoką i bardzo szczupłą kobietą. Dużo osób chwaliło jej figurę mówiąc, że ma talię osy. Trudno się z tym było nie zgodzić. Margaret wyrzuciła niedopałek papierosa i poprawiła swoje bląd loki. Westchnęłam widząc jak z torebki wyciąga czerwoną szminkę. Przy jej bladej cerze wyglądało to dziwnie, niczym lalka. Otworzyłam tylnie drzwi i wsiadłam do samochodu. Po chwili wsiadła też Margaret. Nim się zdążyła odezwać ponieważ włożyłam słuchawki w uszy. Rzuciła mi wściekłe spojrzenie i zanim ruszyła obróciła się w moją stronę. Wyszarpnęła mi słuchawki.
-Ej !
-Mimo tego, że wychowałaś się w dobrej rodzinie zachowujesz się niestosownie.
-Może i jestem z dobrej rodziny i jestem odpowiednio wychowana ale jeśli nie mam ochoty kogoś słuchać to nikt mnie do tego nie zmusi.
Wyszarpnęłam jej z ręki słuchawki. Margaret fuknęła na mnie a potem odpaliła silnik.
~*~
Po długiej podróży wreszcie byłam w Miami. Patrzyłam się przez szybę samochodu na miasto. Było południe, ludzie krzątali się po ulicy. Przez przejścia dla pieszych przewijało się dużo osób w garniturach i innych uniformach. Po kilkunastu minutach jazdy przez miasto i potem przez okolicę znalazłyśmy się przed akademią. Ledwo co Margaret wyłączyła silnik a ja wręcz wyskoczyłam z samochodu. Pierwsze co zrobiłam to otworzyłam przyczepę i wyprowadziłam z niej Nougat'a. Margaret wysiadła z samochodu i drgnęła kiedy Nougat stanął dęba. Uspokoiła konia i spojrzałam się z wyrzutem na Margaret. Kobieta oburzona poszła w stronę akademii. Zaprowadziłam ogiera do stajni. Jego boks był wysprzątany i wyłożony sianem. W żłobie była nasypana pasza i witaminy które przyjmował Nougat. Instrukcje zostały wcześniej wysłane mailem przez mojego tate. Wprowadziłam konia do boksu, poklepałam ogiera po szyi a potem wyszłam. Wróciłam do samochodu, wzięłam sprzęt swojego konia no i wróciłam do stajni. W siodlarni znalazłam skrzynię z tabliczką na której napisane było moję pełne imię i nazwisko, pod spodem napisano imię mojego konia. Poukładałam sprzęt i zamknęłam skrzynię. Kiedy wracalam do samochodu stała już przy nim Margeret. W lewej ręce trzymała domumenty a w prawej jak zwykle papierosa. Wyciągnęła rękę z dokumentami które od razu wyrwałam z jej ręki. Przejrzałam je a potem złożyłam na dwa razy i schowałam do kieszeni. Z bagażnika wyciągnęłam plecak który od razu zarzuciłam na plecy, wypakowałam walizki. Bez słowa zaczęłam iść w stronę akademii ciągnąc za sobą walizki. Otworzyłam drzwi i od razu natknęłam się na chłopaka który akurat wychodził. Kiedy ja przesuwałam się w lewo on także, kiedy ja w prawo on też. Po chwili udało mi się go wyminąć, odwróciłam się w jego stronę. Patrzył się na mnie z uśmiechem.
-Jestem Vivienne Eleonor Mormount.
Odłożyłam walizkę i wyciągnęłam rękę w jego stronę.

(Jakiś chłopak ?)

czwartek, 12 lutego 2015

Od Kate do Nathan'a

Przyjechałam do akademii. W sumie tak jakoś dziwnie. Mój koń miał już być na miejscu. Więc weszłam do stajni. Był jakiś mężczyzna. Podejrzewam, że stajenny. Spytałam o to czy już przyjechał ogier. Powiedział, że tak i znajduje się w boksie 63. Poszłam tam. Ogier stał i przeżuwał siano. Uśmiechnęłam się. Wyszłam ze stajni, poszłam po jego sprzęt. Do lekkich nie należał. Zaniosłam do siodlarni. Wróciłam do auta i zabrałam swoje rzeczy. Poszłam się zgłosić. Jakaś kobieta powiedziała, że mam pokój numer 5 i mam kilka współlokatorek. Dam radę. Poszłam tam, weszłam i nikogo nie było. No cóż. Położyłam rzeczy na łóżku gdzie nie było żadnych rzeczy ani na szafeczkach. Wróciłam do auta. Brat siedział zniecierpliwiony. 
- Twój iphone się psuje. - powiedział.
- Uważaj, żeby twój się nie zepsuł. - powiedziałam i wyrwałam mu telefon.
Zaśmiał się. 

- To narka. - powiedział i odjechał nim się z nim pożegnałam.
*
Na wieczór miałam iść na jazdę skoków.Na jeździe byłam ja i kilka innych chłopaków. Wszyscy tacy "ogarnięci" oprócz tego Nathan'a, imię poznałam przez pytania nauczycielki do nas. Kiedy "doszła" do mnie to powiedziałam szybko:
- Kate.
Nauczycielka kazała mi najechać na jedną z poprzeczek, więc to zrobiłam i po chwili czysto przeskoczyłam na Kaszmirze. Poklepałam ogiera po szyi. Uśmiechnęłam się lekko.
*
Po lekcji zaprowadziłam ogiera na pastwisko. Rozsiodłałam go i wpuściłam. Sprzęt odniosłam na miejsce. Ciągle czułam, że ktoś mnie obserwuje od początku lekcji. Kiedy wyszłam z siodlarni, ciągle myślałam kto mnie tak obserwuje i wpadłam na owego chłopaka. Spojrzałam na niego.
- Yh... Przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam.
Czułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Udałam, że nic się nie stało i miałam nadzieję, że rumieńce zniknął. Myliłam się. Chłopak chwilę mi się przyglądał, po czym posłał przyjacielski uśmiech.
- Nic nie szkodzi, w końcu każdy ma praw do zamyślenia się. - powiedział spokojnym głosem.
Pokiwałam głową. Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka. Zauważyłam, że Nathan był nieco a raczej o wiele wyższy ode mnie. Spojrzałam w jego ciemne oczy, były takie jakby to ująć... Takie no... Pociągające? Nie... Takie bardziej przyjemne. Mogłam w nie patrzeć nawet godzinami. Uśmiech zniknął z moich ust, a ja się odsunęłam od niego. 
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Za co? 
- Za to, że na Ciebie wpadłam. Nowa jestem.
- Ja też jestem nowy. - powiedział z uśmiechem.
Spuściłam głowę i nerwowo trzymałam ręce w kieszeni spodni. 

<Nathan?>

Witamy Kate Smith oraz jej wierzchowca Kaszmira!



Imię: Kate
Pseudo: --
Nazwisko: Smith
Wiek: 18 lat
Charakter: Kate to dziewczyna o dość różnorodnym charakterze. Najczęściej jest obojętna co do innych, lubi wnerwiać czyli dokuczanie wchodzi w grę. Nie jest zbytnio poważną osobą, ale jeśli chodzi o sekrety to potrafi je dochować i być oddaną przyjaciółką. Jej charakter może zależeć nawet od najzwyklejszej pogody, ale to nie zawsze. W końcu różnie to w życiu bywa. Dziewczyna często jest cichą myszką i zbytnio się nie udziela, ale jak się ją tak bliżej pozna to jest mega otwartą osobą. Jest także ciekawską osobą i dla niej życie jest na rękę. Adrenalina, czyli jazda na motorze, wieczorami chodzenie na imprezy. Oczywiście jest typową buntowniczką i ma w życiu pewne zasady, których i tak nie przestrzega. Ogólnie ma trudny charakter więc ciężko się z nią nieco zaprzyjaźnić.
Aparycja:  nie za wysoka ani za niska dziewczyna. Ma 175 cm wzrostu. No i chyba to dobrze bo lepiej być "średniego" wzrostu niż być mega wysoką dziewczyną. Aleksa jest szczupłą osobą, waży 47 kg... Ma brązowe oczy i włosy także są brązowe jednak ma zrobione ombre w nie których miejscach na włosach. Oczywiście ma grzywkę gdzie w nie których miejscach jest ombre. 
Hobby: 
- Piłka nożna,
- Piłka ręczna.
- Jazda konna,
- Jazda na waveboard'zie,
- Jazda na motorze.
Partner/ka: Hahah a to dobre. 
Rodzina:  Mama - Diana, ojciec - nie znany, brat - Dominic, Wujek - Cameron 
Ciekawostki: 
- Pali kiedy jej się zachce,
- Nie słucha się nikogo, 
- Chodzi na imprezy gdyż jej się tak podoba.
Historia: Kate urodzona gdzieś na świecie w pewnym mieście mianowicie w Chicago. Dziewczyna uczy się od najmłodszych lat jazdy konnej. Zaczynając od początku... Jej pierwsze lata życia zapowiadały się wprost bajecznie! Do pewnego momentu. Pewnego pięknego dnia coś się wydarzyło. Kate uczyła się jeździć konno, uczył ją wujek. Matka jej gdzieś musiała wyjechać w tak zwaną "delegację". Jednak córka jej już dawno wiedziała, że kobieta która ją urodziła ma kogoś na uboczu i nie chce tej osoby ujawniać rodzinie. Mijały lata a Kate z każdym rokiem rosła coraz szybciej i szybciej. Miała 15 lat kiedy pojechała na zawody, wygrała je ale z uszczerbkiem na zdrowiu nie swoim acz na klaczy na której jeździła. Nikt nie wiedział, że Kala jest w ciąży i to się skończyło tragicznie dla matki. Jednak źrebak urodził się na szczęście zdrowy. Kate nazwała go Kaszmir. Zaczęła go trenować od najmłodszych lat... Matka była dumna z córki, ale to szczęście długo nie potrwało. Jej starszy brat Dominic jechał na motorze i wypadek. Zapadł w śpiączkę co wszystkich zmartwiło, oprócz Kate. Była obojętna co do tego bo wierzyła, że brat wyzdrowieje. Mijały miesiące a on się nie budził. Jednak nadszedł taki dzień, że chłopak się obudził i wszyscy byli szczęśliwi. Po ukończeniu gimnazjum i dwóch lat liceum dziewczyna postanowiła wyjechać do tej akademii jeździeckiej. Razem z Kaszmirem ma nadzieję, że tu wszystko uda się poukładać na nowo...
Koń: Kaszmir
Pupil: brak
Pokój nr: 5
Login: wiki i nata
Dodatkowe zdjęcia:



Imię: Kaszmir
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Rasa: Sp (szlachetny półkrwi)
Budowa: Ogier ma głowę o prostym profilu, ma mocną budowę ciała, w tym mocne kończyn. W kłębie Kaszmir ma 174 cm i mocno umięśniony zad (jest typem skokowym)
Usposobienie: Kaszmir uwielbia zabawy, jest jeszcze typowym źrebakiem. Uwielbiający jazdy w teren. Jego główną cechą jest ciekawość. Często dokucza innym, przez co czasem ich to denerwuje. Ogier często się popisuje przed innymi, jest posłuszny Kate przez co ułatwia jej współpracę. Szybko się zadomawia, co także może ułatwiać sprawę. Jednak jest czasem taki ponury, że nawet nie ruszy swojego zada na dwór i będzie cały dzień w boksie. Więc koń ma swoje humorki. 
Specjalizacja: skoki
Inne:
- Ma swoje humorki,
- Lubi kostki cukru i marchewkę,
- Łatwo się "dostosowuje" do innych.
Nr. boksu: 63
Właściciel: Kate Smith

Od Leyci - CD Nathan'a

- Leyci psze pani - teatralnie się ukłoniłam a Lider potrąsł łbem
 - Powiedz mi Leyci co robisz z tym koniem tutaj? - to fakt Lider nie nadawał się na skoki, no gdzie? Fryz, ale miałam dzisiaj ochote się rozerwać, a trening ujeżdżeniowy mieliśmy dopiero po południu. No więc osiodłałąm mojego malucha, znalazłam jakieś siodło skokowe w siodlarni jego rozmiarów i pach znalazłam się tutaj
 - Myślę że przyszłam na trening, ale może się pomyliłam? - spytałam, głośno, ktoś się zaśmiał
 - Oczywiście, ale czy nie pomyliłaś parkuru z czworbokiem?
 - Się okaże po treningu - ukłoniłam się i wróciłam do szerego, teraz jechałąm za chłopakiem, tym Nathanem, nie przypominam go sobie chyba był nowy. Odwrócił się i spojrzał na mnie, uśmiechnął się, odwzajemniłam gest ale po chwili powiedziałam
 - Patrz do przodu bo twój koń skręca - zaśmiałam się a chłopak wrócił do jazdy, słyszałam jego śmiech. Napoczątku było okej, cavaletti nie było trudne, drążki były na niskiej wysokości, więc przypominało to elementy ujeżdżenia, ale potem przeszliśmy do skoków na stacjonatach i okserach, przedemną  skakał Nathan, bez żadnego problemu koń przeleciał z gracją nad okserem, miał z metr, dla nich to pewnie mało, ale dla Lider no nie wiem, zauważyłam jak jeźdźcy zatrzymali się po drugiej stronie hali i przyglądali się Liderowi
 - No Leyci teraz ty i twój partner - zachęciła mnie instruktorka
 - Już pędzimy - poluzowałam wodze, wolałam aby Lider czuł się komfortowo, wyciągnał szyję, dałam mu lekką łydkę i ruszył kłusem wyciagniętym, chciało mi się śmiać, kolejna łydką i galopował, na treningach teraz przechodziliśmy do galopu wyciągniętego, lub lotnych zmian nigi, ale nie teraz, nakierowałam go na przeszkodę a koń przyśpiszył i hop, z gracją wylądował na drugiej stronie, wyglądało to na pewno komicznie, ale ja byłam z niego dumna. Poklepałam go po szyi i stanełam na środku odwróciłam się w stronę instruktorki i jeźdźców, po czym ukłoniłam się a Lider ugiął się tworząc ćwiczony do perfekcji ukłon.
 - Dziękujemy za uwagę - uśmiechnełam się teatralnie - Autografy rozdajemy w boksie, na dziś to wszystko, jednak wolimy nasza dyscypline. Powodzenia pani instruktor - ukłoniłam się ponownie do niej a ona patrzyła na mnie z uśmiechem
 - Dzekujemy ci Leyci za ten pokaz, rozbawiłaś nas wszystkich a teraz znikaj i nie przeszkadzaj nam więcej - zagalopowałam przejeżdżając obok wszystkich mój wzrok zatrzymał się na Nathanie dłużej niż powinien, uśmiechnełam się do niego, widziałam jak jego twarz wodzi za moją. Wyjechałam z hali i zsiadłam z Lidera, rozsiodłałam go i zanisłam sprzęt do siodlarni. Wróciłam do boksu do Lidera i usiadłam na sianie i zapaliłam papierosa, po chwili ajk zawsze pojawił się zbulwersowany stajenny
 - Znowu palisz?! Przez ciebie ta stajnia pójdzie z dymem
 - Tak jasne - mruknełam i zaciągnełam się mocniej, kochałam Lidera za to że przyzwyczaił się do mojego nałogu. Pogłaskałam go po chrapach, szukał w mojej kieszeni cukru, po chwili dałąm mu kostke. 
 - Nasz dzisiejsza gwiazda - usłysząłam, podniosłam głowe i zauważyłam Nathan`a, opierał się o boks - Niezły pokaz
 - Dziękujemy, dziękujemy, chcesz autograf? - zaśmiałąm się
 - Mogę? - spytał wskazując na miejsce obok mnie, skinełam głową, usiadł obok mnie i rozłożył nogi'
 - Lepiej podkul nogi, zaraz klapnie - zaśmiaąłm się klepiąc Lidera, wiedziałąm że zawsze kładł się obok gdy siedziałam z nim w boksie i tak się stało po chwili położył się ciężko obok nas, jego głowo była obok moich nóg, zaczełam go gładzić
 - Co zaklops - zaśmiałąm się a Nathan odwzajemnił uśmiech - A więc jesteś nowy?


Nathan?

Od Stu cd Rose

Zacząłem gryźć moją bułkę i wyglądałem jak chomik. Dziewczyna się zaśmiała, a ja podkradłem jej owoc z miski.
- To będziemy sami jeszcze przez dwa dni...- powiedziałem gryząc winogronko.
- No...
- Co będziemy robić...?
- Poczytamy, pooglądamy telewizję, pojeździmy...
- Yhm...- wgryzłem się w bułkę.- Przynieść Ci herbaty?- spytałem, a ona kiwnęła głową. Wstałem i poszedłem po ciepły napój. Czułem na sobie jej wzrok. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem, że się uśmiecha i patrzy na moją twarz. Odwzajemniłem gest, a ona się zarumieniła i spojrzała na miskę z owocami. Podszedłem do niej i dałem jej napój.- Tylko się nie oblej...- zachichotałem, a Rose fuknęła z uśmiechem na ustach.
- Ha ha...- napiła się herbaty. Skończyliśmu jeść, odnieśliśmy talerze i poszliśmy do salonu. Usiedliśmy koło siebie. Objąłem ją ramieniem, a ona wyprostowała się i skamieniała.
- Co, przytulić nie można...?- prychnąłem i zacząłem zabierać rękę, gdy ona nagle ją złapała i mnie zatrzymała.
- Można...- nastała cisza.
- Co robimyyyy...?- nagle spytałem.

Rosee?

Od Melloow CD Benjamina

Zastanowiłam się nad jego słowami. Nie miałam w sumie tego dnia nic ważnego do roboty, ale... niech będzie samo kino.
- Tak - odparłam krótko. Benjamin uśmiechnął się. - Dawno nie byłam w kinie. Co leci.
- 50 twarzy Grey'a - powiedział szczerząc zęby.
- Idziemy naoglądać się seksu? - wydęłam policzki.
- Skądże znowu, to wręcz klasyka! - odpowiedział poważnie chłopak.
- Czyli jednak gołe dziwki - rzuciłam stając z krzesła.
- Niestety, bywa! Nie mów, że tego nie czytałaś...
- Zdziwiłabym się gdybyś powiedział, że to czytałam - parsknęłam.
- A jednak! To jesteśmy umówieni, mam rozumieć? - zapytał figlarnie gdy odłożyliśmy tacki. Odrzuciłam włosy i poprawiłam na ramieniu torbę.
- Tak. Lecę na lekcje, już zaliczyłam dwa spóźnienia. Potem się widzimy bo mamy razem angielski i w-f - powiedziałam szybko, cmoknęłam go przelotnie w policzek i pobiegłam do sali.
***
Kilka pierwszych lekcji to była istna masakra. Nie zrozumiałam nic z ani jednej. Z resztą - nawet nie próbowałam się skupić. Co mi z tego, że będę wiedzieć, że g = 10 m/s2, skoro nie będę potrafiła przykładowo stanąć na rękach na koniu w galopie? Hę?
Jedynie na angielskim miałam trochę zabawy, bo mieliśmy cicho pracować w parach, a my z Benem trochę się rozgadaliśmy, więc baba chciała nas przesadzić. Benjamin powiedział, że nigdzie mnie nie puści, a gdy babsko zagroziło uwagą do dziennika, chłopak puścił mnie i dobitnie pocałował prosto w usta, więc tak czy siak uwagi dostaliśmy. Chociaż było zabawnie. Potem rozruszałam się nieco na wf-ie, bo mieliśmy łączony z chłopakami, i moja drużyna ograła drużynę z Benem 5:4. Ta lekcja była ostatnia, więc zaraz po niej postanowiłam iść do stajni, gdyż o 14 miał przyjechać wet.
- Nieźle grasz, skarbie - skomplementowalam Benjamina w drodze do stajni. Na te słowa jęknął.
- Nie chcę mieć nigdy więcej z tobą w-f, zrozumiano?
- Ale ciemu? - objęłam chłopaka w pasie i wygięłam usta w podkówkę.
- Bo źle się z tobą przegrywa, ot co! - wykrzywił się chłopak, ale również mnie objął.
- E tam, nie przesadzaj - rzuciłam lekko. Weszliśmy do stajni. - Ciekawe, jak się ma mój ogierek.
- Nie powinno być źle... - powiedział niepewnie Benjamin i zajrzał do konia. Niestety, mylił się. Noga spuchła, i wyraźnie sprawiała koniowi ból. Jęknęłam.
- Jest jeszcze gorzej - wymruczałam ponuro. W oczekiwaniu na weterynarza przeczyściłam go miękką szczotką. Kiedy skończyłam, zjawił się wet.
- Cześć Melloow, co słychać? - rzucił z uśmiechem. - Zaraz zajmiemy się Espada - okropnie go lubiłam, był taki empatyczny i przystojny. Na chwilę zapomniałam o Benie.
- Hej Lucas. Okropnie się o niego martwię... nie jest chyba najlepiej - powiedziałam wpuszczając go do boksu. Obejrzał uważnie nogę.
- Nie jest to zakażenie, zwykła reakcja obronna. Nie wygląda to poważnie, ale wszystko zależy od przyczyny utykania... ale raczej możemy wykluczyć inne części ciała poza nogą. Inaczej nie zrobiłaby się opuchlizna. Kiedy to zauważyłaś? - zapytał mnie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odezwał się Benjamin:
- Podczas treningu woltyżerki, kiedy Mell spadła na jego grzbiet - powiedział szybko, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Wcześniej mieliśmy trening skokowy, więc mógł się opracować - wyjaśniłam patrząc z ukosa na Bena.
- Ta kulawizna to bardzo prawdopodobne, że właśnie z naciągnięcia. Wcześniej stał na pastwisku?
- Nie, w boksie.
- To wszystko jasne. Nie może stać w boksie, a potem mieć dwóch intensywnych jazd. Nie jestem pewien czy to od tego, ale równie dobrze mogło boleć go dłużej, tylko tego nie okazywał. Przepiszę mu maści i lekarstwa, a jutro ci je wyślę, ok? - uśmiechnął się.
- Jasne - odwzajemniłam uśmiech.
- A następnym razem... Niech biega co najmniej trzy godzinki po pastwisku, i jeśli z nim nie pracujesz, wpinaj go po pół godzinki do karuzeli - dodał jeszcze zamykając torbę. - Skoro jestem, zrobię jeszcze przegląd generalny, i to by było na tyle.
- I całe szczęście! - rzucił cicho Benjamin z naburmuszoną miną. Szturchnęłam go, żeby się zachowywał, ale Lucas tylko zaśmiał się.
- Mam dwadzieścia siedem lat, jestem dla niej za stary - z uśmiechem na ustach oznajmił Lucas Benowi. To w sumie urocze, że był zazdrosny. Ben tylko prychnął.
- Koń zdrów jak ryba, poza nogą rzecz jasna. Lekarstwa wyślę ekspresem, może dojdą na jutro albo pojutrze. Do zobaczenia, Mell! - uścisnął moją dłoń i dotknął mnie po ramieniu.
- Do zobaczenia! - uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Kiedy wyszedł, zauważyłam jak Ben odetchnął z ulgą.
- On ma narzeczoną w ciąży - roześmiałam się, przylgnęłam do niego i pocałowałam go namiętnie.

<Ach, Benioszku zazdrośniku xD ^^ sorki, że nijakie, jakieś takie bez składu i długo czekałaś, ale mam małe komputerowo-telefonowe problemy ;-;>

Od Rose CD Stu

Obudziłam się nie spokojnym drgnięciem. Jak ja nie lubiłam budzić się z koszmarów i w tym samym momencie zapominać o czym były.
Nie mam ochoty schodzić z kolan Stu, czuje się w nich taka bezpieczna, ale muszę. Chłopak patrzy na moją twarz i widzi, że mam otwarte oczy. - Rose - odezwał się cicho.
Popatrzyłam w jego oczy czekając na dalszą część zdania, ale on chwycił moją rękę i podciągnął rękaw. Odwróciła wzrok nie mogąc na niego patrzeć i obserwowałam co robi. Powoli przejechał po jednej bliźnie i powiedział:
- Dlaczego to robisz?
- Nie robię, przynajmniej staram się nie robić - nie miałam odwagi popatrzeć na niego.
- Co się takiego stało? - mówił cicho, ale stanowczo.
- Nie chce o tym mówić.
- Ej, popatrz na mnie - odwróciłam głowę. Nasze twarze oddzielały milimetry. - Możesz zawsze do mnie przyjść i się wyglądać.
- Jasne zapamiętam - oparłam głowę o jego ramię.
- To co? Masz dość spania? - zachowywał się jakby tego nie było i to mi się podobało.
- Taa, jestem ciekawa co będę robić w nocy - zaśmiałam się. - Długa byłam nieobecna?
- Dosyć, ale na kolacje jeszcze zdążymy, umieram z głodu.
- No dobra, dobra. Trzeba było mnie obudzić.
- Nie było potrzeby i za mocno spałaś.
- Jasne. Chodź - wstałam i pociągłam go za rękę.
Zeszliśmy w ciszy na dół. Stuart zabrał jakieś bułki z czekoladą oraz kakao i poszedł zająć stolik. Mieliśmy miejsca do wyboru do koloru. Panie zapamiętały już, że to ja jestem tą od owoców i dały mi kombinacje różnych . Zawsze dostawałam inne mieszanki.
- Teraz już wiem, dlaczego jesteś taka chuda - powiedział Stu, gdy siadłam naprzeciw niego.
Uśmiechnęłam się lekko.

Stu?

Od Nathan'a

Rozglądnąłem się wokoło. Rudy, gdy tylko otworzyłem drzwi wystrzelił jak z procy i tyle go widzieli. Od czego by tu zacząć? Myślę… że stajnia to najodpowiedniejsze miejsce. Zamknąłem samochód i schowałem do kieszeni kluczyki. Poenix powinien dotrzeć tutaj co najmniej godzinę temu. Akurat trafiłem na faceta, który wyglądał na stajennego. Kiedy zapytałem się o nowe konie, odburknął coś o boksie nr 62. Znalazłem tam konia, który z zadowoleniem żuł siano. Zaglądnąłem do niego i weszłam do środka. Oglądnąłem jego nogi i z ulgą stwierdziłem, że nie doznał podczas przewozu żadnych urazów. Potarmosiłem jego grzywę i wyszedłem ze stajni. Ośrodek wyglądał na zadbany, porządny i w ogóle niczego sobie. W biurze potwierdziłem swoje przybycie i dostałem numerek pokoju.
- Rezydentuje już tam kilku kawalerów, ale może się dogadacie – uśmiechnęła się do mnie recepcjonistka i dała plan całych włości. Odpowiedziałem jej uprzejmym uśmiechem, i poszedłem po walizki. Nie miałem ich zbyt dużo – przynajmniej swoich. Rzeczy konia i do jazdy zajęły pół samochodu, ale nie zawracałem sobie nimi głowy. Optymistycznie nastawiony ruszyłem do pokoju. Na miejscu był jeden chłopak, przedstawiłem mu się grzecznie, i dowiedziałem się, że jest to niejaki Benjamin. Oprócz niego mieszka tutaj czterech chłopaków, co daje… zaskakująco dużą liczbę osób?! No cóż, nie ważne, dam sobie radę. Lekcje miałem zacząć dopiero jutro, chociaż tyle. Postanowiłem wybrać się jeszcze raz do uroczej recepcjonistki z zapytaniem o dzisiejsze jazdy. Trening skokowy miał się odbyć za godzinę, ruszyłem więc do stajni. Istotnie, kilka osób już szykowało konie. Z obojętną miną przytargałem z auta skokowe siodło, ogłowie i szaro-bury czaprak, który akurat miałem do styrania. Czyszcząc Phoenix’a, obiecałem sobie solennie, że oprowadzę go po całym terenie zaraz po jeździe, Gd tylko wyschnie. Owinąłem się szalikiem, bo było naprawdę zimno. Co z tego, że kiedy spadnie, ten szalik może mnie udusić?! 
Po kilkunastu minutach instruktorka kazała wyprowadzać konie. Instynkt kazał mi iść za innymi, co też zrobiłem. Na jeździe było cztery osoby, w tym jedna dziewczyna. Podciągnąłem popręg i wskoczyłem na ogiera, który z uwagą badał otoczenie.
- Chłopak w szarej kurtce, na palomino! – usłyszałem głos instruktorki. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
- Imię! – odpowiedziała wesoło.
- Nathan – rzuciłem lekko i musnąłem łydkami boki ogiera.
- Dziewczyna, imię! – doszło moich uszu. Z wyzwaniem w oczach zmierzyłem wzrokiem ową kobietkę.

<Jakieś dojrzałe dziewczę? c: ostrzegam, na ogół piszę dłuższe opowiadania xd>

Witamy Nathan'a diCapriano, jego wierzchowca Phoenix'a oraz pupila Augustusa Romulus'a II !


Imię: Nathan 
Pseudo: Nat – nie przepada za tym przezwiskiem, bo jest żeńskie.
Nazwisko: diCipriano
Wiek: 18 lat
Głos: ---
Charakter: Nathan to typowy podrywacz. Uwielbia ładne dziewczyny, imprezy, balangi. Na dyskotekach zawsze przoduje. Ale kiedy znika jego paczka, znika muzyka… staje się poważnym, opanowanym i chłodnym chłopakiem rozsiewającym wokół aurę tajemniczości. Często cyniczny, wredny, lubi dogryźć. Nie mówi za wiele, a natrętnych potrafi zbyć dwoma słowami. Niechętnie wyjawia tajemnice i szczegóły ze swojego życia. Ma różne oblicza, niektórzy będą się upierać, że to cholerny skurwysy.n, inni powiedzą: ,,to przecież taki nieśmiały chłopak”. Ciężko jest zdobyć jego zaufanie, ale kiedy już kogoś pokocha… odda za niego życie. Nigdy nie zawracał sobie głowy zakazami i nakazami: zawsze żył jak wolny strzelec, którym z resztą jest do dzisiaj. Szybko się usamodzielnił, jest odważny, inteligentny, zaradny i nieugięty. Kiedy chce, potrafi emanować autorytetem i postawić na swoim. Zawsze musi być górą. Niektórym może do niego zabraknąć cierpliwości… a tobie zabraknie?
Aparycja: Nathan to wysportowany, wysoki chłopak o jasno brązowych włosach. Ma ciemne oczy i ciemną karnację, właściwie nie jest taki najbrzydszy. Ubiera się zwyczajnie, ,,wygodnie ale modnie". Nie ma kolczyków, za to jeden tatuaż… którego prawie nikomu dobrowolnie nie pokazał. W różnych miejscach na ciele ma po kilka blizn, to od upadku z konia, to od bójki albo kota.
Hobby: 
- wszelka broń palna… tak, Nathan nie raz obracał się w szemranym towarzystwie
- bilard – jest w tym mistrzem
Partnerka: Może, kiedyś… na razie ma dość byłych.
Rodzina: Był jedynakiem, a rodziców opuścił dość szybko i raczej nie utrzymuje z nimi wylewnego kontaktu.
Ciekawostki: 
- pali tylko wtedy, gdy chce się odstresować
- trenuje skoki 
Historia: Nie urodził się w jakimś szczególnym miejscu… pochodzi z Niemiec, z Berlina, ale jego rodzice mieli angielskie pochodzenie. Jeździectwem zainteresował go dziadek, który sam hodował kilka zimnokrwistych koni. Mały Nathan zauroczył się końmi, i zaczął uczęszczać na lekcje jazdy. Po pewnym czasie dziadek umarł, a chłopak postanowił trenować skoki. Potem wyprowadził się od rodziców, i wraz z koniem, którego kupił za własne pieniądze (no, trochę mu rodzice dołożyli…), trafił do akademii. 
Koń: Phoenix 
Pupil: Augustus Romulus
Pokój nr: 2
Login: Cappuccino



Imię: Phoenix
Płeć: ogier
Wiek: 6 lat
Rasa: wlkp (wielkopolak, z domieszką holsztyna)
Budowa: To umięśniony, mocny koń, który jest idealny do skoków. Ma ładną prezentację i dobrze wygląda na zawodach. Jego umaszczenie jest izabelowate (palomino): ciemniejszy tułów i jasna grzywa. Na pysku ma piękną, szeroką strzałkę, nogi bez odmian. 
Usposobienie: Phoenix to żywy, energiczny koń, który uważnie słucha i na ogół chętnie współpracuje. Jest odważny i zazwyczaj bezproblemowy - łatwo się przyzwyczaja i przywiązuje. Żwawo rusza na przeszkody i bardzo się stara. Spokój i opanowanie udziela mu się od jeźdźca niemal tak łatwo jak stres i podenerwowanie, dlatego nie nadaje się zbytnio dla niedoświadczonych w jeździectwie ludzi. Jego jedynymi wadami są: częste podgryzanie, które doprowadza Nathana do szału, a którego nie da się w żaden sposób oduczyć oraz dziwna niechęć do przeszkód koloru czerwonego. Nie raz splamili przejazd czerwono-białą stacjonatą… Na ogół nikt, kto na nim jeździł, nie miał do niego większych zastrzeżeń.
Specjalizacja: skoki
Nr. boksu: 62
Właściciel: Nathan diCipriano
Login: Cappuccino
Dodatkowe zdjęcia: 1 2



Imię: Augustus Romulus II "Rudy"
Płeć: kocur
Wiek: 10 lat
Rasa: Maine Coon
Charakter: Wredny jak mało kto, uparty bardziej niż niejeden osiol, natrętny bardziej od młodszego rodzeństwa - to cały Rudy. Ten kot zniszczy wszystko, z solidnym naciskiem na wszystko. Większość ludzi z krzykiem wyskoczyłaby przez okno po tygodniu spędzonym z nim w jednym pokoju. Żelazna ręka to przy nim mało. Tego kota nie poskromisz żadną siłą, jedynie większym od niego sprytem i pomysłowością. Jak na starego kocura, bardzo dobrze się trzyma, czyż nie?
Inne: 
- Nathan całkiem przypadkiem zazwyczaj zamiast ,,Rudy", woła na niego ,,Gruby"...
- pochodzenie jego imienia jest bardzo ciekawe, bowiem jego imiennik, Augustus Romulus był ostatnim rzymskim cesarzem. A dlaczego z dopiskiem II? Bo pierwszy umarł, hehe. 
Nr. kojca: 10
Właściciel: Nathan diCipriano
Login: Cappuccino




środa, 11 lutego 2015

Witamy Vivienne Eleonor Mormount i jej wierzchowca Nougata!


Imię: Vivienne Eleonor
Pseudo: Foxi
Nazwisko: Mormount
Wiek: 15 lat
Głos: Ellie Goulding
Charakter: Foxi często ma huśtawki nastrojów. Zazwyczaj zależy to od pogody no i od samego przebudzenia. Zazwyczaj jednak Vivienne jest tolerancyjną osobą, która jak nie ma ochoty z kimś gadać olewa wszystko i wszystkich. Ma szacunek do innych ale jeśli nadużyje się jej cierpliwości to bez koma nie podchodź. Przez to, że wychowała sięw dobrym domu nie używa wulgaryzmów ani słów niecenzuralnych jeśli nie ma takiej potrzeby. A potrzeba jest podczas kłótni XD.
 ~*~
Vivienne nie należy do osób romantycznych czy nawet chętnych do flirtowania. Jest nieśmiała, znaczy tak jej się tylko wydaje. Może jedynie tak jest w sprawach sercowych. Ale mimo tego, że jest "nieśmiała" uważa, że to chłopak powinnien pokazać, że warto. Czyli to chłopak powinnien zrobić pierwszy krok.
 ~*~
Vivienne jest osobą cierpliwą, zwłaszcza jeśli chodzi o konie. W stosunku do nich jest delikatna i wytrwała. Przykłads się do treningów jak do niczego innego. Ale nawet czasem przy koniach puszczają jej nerwy jednak te piękne zwierzęta nie obrywają. Przy nich szybko się uspokaja. Dlatego kiedy Foxi ma zły humor można ją znaleźć przy koniach.
Aparycja: Vivienne jest zgrabną dziewczyną średniego wzrostu. Przy wzroście 167 cm waży 48 kg, owszem ma niedowagę ale sama nie jest z tego zadowolona. Jej ksywka "Foxi" wzięła się od jej bujnych rudych włosów, których najdłuższe pasmo sięga do połowy brzucha. Te bujne kudły Vivienne zazwyczaj zostawia rozpuszczone, no i codziennie przykrywa je czapką. Może teraz skupmy się na intrygujących oczach Eleonor. Tęczówki są czysto niebieskie a ich otoczka jest ciemno szmaragdowa. Przy źrenicach występują ciemniejsze plamki prawie, że tego samego koloru co obwódki.
~*~
Styl Foxi nie różni się zbytnio od innych. Dziewczyna lubi koszule i o rozmiar za duże bluzy. Nienawidzi legginsów więc nikt nigdy jej w nich nie zobaczy, ale za to kocha poszarpane i przetarte jeansy. Nie ma nic do spódniczek i sukienek, jednak zakłada je tylko na specjalne okazje.
 ~*~
Dziewczyna ma kolczyka w biodrze oraz prosty piercing uszu. W planach ma kilka tatuaży.
Hobby: Oczywiście jazda konna, gimnastyka artystyczna, fotografia.
Partner/ka: Szuka
Rodzina: 
Brat Tobias
Ojciec Federico
Babcia Eleonor
Ciekawostki: ---
Historia: Foxi urodziła się w Londynie. Wychowywała się w dużej posiadłości ze stajnią. Jej matka jeździła konno tak samo jak teraz Vivienne. Od najmłodszych lat Vivienne fascynowały te piękne stworzenia. Kiedy Foxi skończyła 11 lat jej mama zdążyła jedynie podarować jej źrebaka najlepszych achałów ze stadniny. Tego samego dnia zginęła w wypadku samochodowym. Foxi załamała się tak samo jak reszta rodziny. Jednak zaczęła zajkować się źrebakiem i powoli przyzwyczajała się do braku towarzyszki którym była mama. 
Eleonor była zawsze rozpieszczana przez ojca, nawet teraz dofinansowuje ją.
 Pupil: ---
 Pokój nr: 4
 Login: Alayna12
 Dodatkowe zdjęcia: ---



Imię: Nougat
Płeć: Ogier
Wiek: 4 lata
Rasa: Achał tekiński
Budowa: Nougat jak każdy Achał tekiński ma smukłą i delikatną budowę. Ma masywną pierś tak samo jak nogi które są długie i za razem szczupłe. Sucha i zgrabna głowa ma prosty profil, jest osadzona na długiej i prostej szyi. Nougat ma duże i pełne wyrazu oczy. Maść konia jest według Foxi imponująca.
Usposobienie: Jak na młodego ogiera, Nougat jest spokojny i dobrze ułożony. Wszystko dzięki staraniom Vivienne, która pracowała nad nim kiedy Nougat potykał się o własne nogi. Ale mimo tych starań ogier często się płoszy oraz zaczepia inne konie. Nougat lubi kiedy poświęca mu się uwagę i czas. Nie ma nic przeciwko pieszczotom ani czyszczeniu.
Specjalizacja: Woltyżerka
Inne: ---
Nr. boksu: 11
Właściciel: Vivienne Eleonor Mormount

Od Benjamina CD Melloow

Usiedliśmy przy stole i patrzyliśmy się na siebie. Nie miałem pomysłów co by tu można było porobić.
-Meluś.
-Mmm ?
-Niedawno w kinach pojawił się film. Może byśmy poszli w sobotę ?
Przeszyłem ją wzrokiem na co Mell podniosła brew i rzuciła mi wywyrzszające spojrzenie. Wyminęła odpowiedź wstając od stołu. Także podniosłem się z krzesła. Podszedłem do Mellow i wziąłem ją na ręce. Mell uśmiechnęła się co bardzo mnie ucieszyło. Musnąłem jej wargi, Mellow chciała odwzajemnić "pocałunek" ale ja odsunąłem od niej twarz i podniosłem brem. Mell speszyła się, wtuliła się we mnie. Po chwili podniosła wzrok.
-Jesteś słodka.
Dałem jej buziaka w czoło a potem dalej niosąc ją na rękach zaniosłem do poloju. Delikatnie postawiłem koło drzwi. Mell chciała chwycić klamkę ale ja złapałem ją za nadgarstki i przyciągnąłem do siebie. Po chwili jednak przybiłem ją do ściany a jej ręce dałem nad jej głowę. Dziewczyna nawet się nie wyrywała, tylko mierzyła mnie wzrokiem. Zacząłem całować ją po szyi a potem wpiłem się w jej usta. Językiem połaskotałem jej podniebienie po czym oderwałem się od niej.
-Dobranoc kochanie.
Musnąłem jej wargi i puściłem ją. Nie odwracając się już w jej stronę poszedłem do pokoju.
~*~
Przez cała noc przewracałem się z boku na bok. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Zerwałem się około 4. Wiadomo moi współlokatorzy spali. Po okacku doszedłem do szafy z której wyjąłem ubrania do jazdy. Ubrałem się i ogółem ogarnąłem się po czym z zapaloną latarką w telefonie wyszedłem do stajni. Była 4:30 a stajenny krzątał się po stajni.
-Młody spać powinieneś.
-Mam ważniejszs rzeczy do roboty.
Mruknąłem wchodząc do siodlarni. Wziąłem sprzęt Ailes'a i poszedłem pod jego boks. Ogier zerwał się na nogi i spojrzał się na mnie zdezorientowany. Szybko ale dokładnie wyczyściłem go po czym osiodłałem i wyprowadziłem na tor wyścigowy. Startowałem z lini a nie z bramki. Na początek przejechałem tor kłusem, przed linią ścisnąłem jego boki. Dopiero po przekroczeniu linii Ailes zareagował. Ruszył pełną parą. Wyciągnął nogi jak tylko mógł.


Nie spowalniałem go jedynie co jakiś czas dodawałem łydkę. W takim cwale zrobiłem dwa okrążenia a potem spowolniłem go. Ogier galopował w standardowym tępie a po chwili zatrzymałem go. Zsiadłem po czym poluzowałem popręg, chwyciłem wodze i oprowadziłem go chwilę po torze.
-Świetnie się spisałeś.
Poklepałem konia i zaprowadziłem go do stajni. Rozsiodłałem Ailes'a i zarzuciłem na niego derkę. Odniosłem sprzęt do siodlarni, wychodząc natknąłem się na stajennego.
-Mógłby pan po południu dać Ailes'a na karuzelę ?
-Oczywiście.
-Dziękuję.
-A o której.
-Na godzinę.
Zmierzyłem go wzrokiem po czym wyszedłem ze stajni. Najpierw poszedłem do bokoni się przebrać, było po 5:00 może około 6:00 nie wiem. Ubrałem dresy po czym poszedłem coś zjeść. Na stołówce prawie nikogo nie było. Wzrokiem wyszukałem kochanej Mell. Patrzyła się na talerz z lekką niepewnością. Zaśmiałem się na ten widok. Nalałem sobie herbaty po czym wziąłem 2 kanapki. Od razu poszedłem w stronę stolika przy którym siedziała Mellow.
-Dzień dobry, Madame.
Usiadłem obok niej, dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.
-Co taki oklapnięty.
Spojrzałem się na nią pytająco i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mam podkrążone oczy oraz, że siedzę zgarbiony.
-Nie spałem całą noc. Za to ty widać cała w skowronkach.
Mell skinęła głową i postanowiła wziąć się za jeszcze nie tknięte śniadanie. Po moim spojrzeniu zorientowała się, że chciałbym znać powód tej radości.
-Zastanowiłam się nad wyjściem do tego kina.
-Iii ?
-No wiesz mam sobotę zajętą, oprócz wieczora.
-Zajęta...i tylko wieczór. No spoko.
Rzuciłem skrępowany, zjadłem kanapki. Jednak cały czas wisiało na mnie spojrzenie Mellow.
-Co taki spięty ?
-Nie nic.
-Mów.
Zdenerwowałem ją bo szturchnęła mnie i zmarszczyła czoło. Przewróciłem oczyma i napiłem się herbaty.
-A czemu taka zajęta. Wiesz przed kinem chciałem cię gdzieś zabrać ale jak nie to nie. To zamówić bilety ?

(Mellow ? To jak ? Sorry, że krótkie)

Od Melloow CD Benjamina

- Więc... sam zobacz, ja się nie znam - wyruszyłam ramionami. W istocie, skąd miałam wiedzieć, czy wynik 0.9965 był dobry czy nie?
- Stać nas na więcej - cmoknął Benjamin.
- Spokojnie, to dopiero początek - uśmiechnęłam się wyzywająco. Chłopak wskoczył na Ailesa.
- Zrobię jeszcze kilka kółek, okej? - powiedział i spiął konia, który natychmiast ruszył galopem. Naciskałam stoper za każdym razem, kiedy przekraczał metę. Wyniki różniły się o kilka setnych. Nie mam pojęcia o wyścigach, więc nie wiem ile mają szans, chociaż na moje oko jadą całkiem szybko... Tak, zdecydowanie powinni mieć szanse...
Benjamin zrobił ostatnie okrążenie. Na zawodach będzie dłuższy tor, tu mają króciutki. Włączyłam odczytywanie wyników i przekazałam mu stoper.
- Tempo mamy zróżnicowane, nie powiem - zmarszczył brwi, pogłaskał konia i dał mu smakołyk.
- Dobrze jest, poćwiczycie jeszcze trochę i będzie idealnie - powiedziałam głaskając konia.
- Nie jest źle, ale generalnie musimy popracować nad wytrzymałością. Słabo w nią u niego.
- Najpierw to ja proponowałabym go odchudzić - parsknęłam.
- Ciekawe z czego?! To same mięśnie! - oburzył się Ben. Parsknęłam śmiechem.
- Po prostu wpinaj go do karuzeli kiedy na nim nie jeździsz - doradziłam mu kiedy zamykał boks konia.
- Okej, okej nie kłócę się z tobą! - uniósł ręce w geście obrony.
- Kto tu się kłóci? - westchnęłam. - Z resztą nie ważne. Ja tam się modlę, żeby Espada wyzdrowiał.
- A co jeśli nie?
- Nie wiem... Promesse jest okej, ale nie znam go zbyt dobrze, poza tym koń do tego sportu musi zachowywać się idealnie, zero brykania - powiedziałam i wiedząc jego wzrok dodałam - no co? Espada bryka rzadko!
- Jasne, jasne. Na razie będziesz trenować na nim, i bez gadania.
- Kto tu coś mówi? - spojrzałam mu w oczy i przytuliłam się do niego. - Dobrze, że cię poznałam - wyszeptałam mu do ucha. Gdyby nie on, nie miałabym na kim trenować, nie miałabym nikogo do lonżowania konia, i hmmm przede wszystkim nie wiedziałabym nic o konkursie. I pewnie leżałabym teraz do góry brzuchem i przeglądałabym teraz znudzona laptopa.
- A ja ciebie - powiedział, i po chwili dodał ze śmiechem: - Podziękuj Promesse. Albo Ailesowi, zależy na co patrzeć.
- Tak, dobrze, że wtedy uciekł - zaśmiałam się krótko i wzięłam go za rękę. Poszliśmy razem do akademii. Trafiliśmy akurat na obiadokolację. Była całkiem znośna, jakieś jajko sadzone z frytkami i sałatką. Potem poszliśmy tylko nakarmić psy i wróciliśmy z powrotem.
- I co teraz? – zaskomlałam, kiedy mieliśmy się rozstać.
- W moim pokoju full, w twoim full. Na polu ciemno. Gdzie mamy się podziać? – zrobił smutną minkę Benjamin. Wtem wyciągnęłam Iphone. Natychmiast włączyłam wi-fi.
- Salon? – zapytał Ben. Prychnęłam.
- Jaki salon? Tam jest mnóstwo ludzi… ale kto nam zabroni siedzieć… gdzie indziej? – zaśmiałam się.
- Stajnia? – uniósł brew.
- Zamknięta… gdzie indziej… hej, a stołówka? To z tego, że jest zamknięta, stoliki i tak są ogólne dostępne – uśmiechnęłam się. Usiedliśmy więc w stołówce. Było trochę nudno, ale nie chciało mi się włączać filmu…

<Ben? Boże, boże, ta końcówka TAKA tragiczna XD>

Od Alexandra CD Leny

- Nnnaa prawdę? - nie dowierzałem. Lena się uśmiechnęła. Przytuliłem ją.
- Przepraszam, ale już muszę iść - powiedziałem i wyszedłem.
- Już? - zapytała ze smutną miną.
- No, jeśli chcę zdążyć do akademii - zaśmiałem się.
- OK, dobranoc.
Wyszedłem na korytarz. Szybkim krokiem poszedłem do mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Po ucięciu krótkiej drzemki wziąłem prysznic. Gdy wyszedłem, moi współlokatorzy przyszli. Bez słowa wyciągnąłem laptopa i wszedłem na youtube. Potem jeszcze na nk i facebooka. Więcej mi się nie chciało. Poszedłem spać. Po obudzeniu przygotowałem się do szkoły i wybiegłem z pokoju. Na korytarzu spotkałem Lenę.

<Lena?>

wtorek, 10 lutego 2015

Od Benjamina CD Melloow

Zacząłem lonżować kucyka. Wszystko wyglądało przekomicznie. Kucyk drobił w kłusie co utrudniało Mellow rozgrzewkę no i późniejsze ćwiczenia. Pogoniłem Delię do galopu. W pierwszym takcie kucyka bryknęła a Mell zaklęła pod nosem.
-Dajesz kotek. Pamiętaj, że jeszcze ja mam trening w którym musisz mi pomóc.
Uśmiechnąłem się na co Mell rzuciła mi niezrozumiałe spojrzenie. Delia chodziła bez zastrzeżeń ale Mell sama zatrzymała kucyka i z gracją zeskoczyła z grzbietu.
-Co tym razem ?
-Mogłabym spróbować na Promesse ? Nie wiadomo czy kucyki mogą startować.
Skinąłem głową. Mellow poszła oporządzić kucyka a ja udałem się do boksu Promesse. Ogier zarzucił głową kiedy przejechałem szczotką po jego boku. Skończyłem go czyścić kiedy Mellow przyszła ze sprzętem, jednak nie miała przy sibie wytoku.
-Lepiej przynieś wytok.
Spojrzałem się na Promesse, wiedząc jak może zareagować na coś nowego.
~*~
Promesse już w boksie był niespokojny a kiedy lonżowałem go bez Mell na grzebiecie cały czas wyrywał się i brykał. Dziewczyna obserwowała ogiera w szaleńczym galopie.
-Dlatego chciałeś wytok.
-Mhm.
Trzymałem lonżę w jednej ręce, drugą objąłem Mell. Poczułem jak ujmuje moją dłoń na co lekko się uśmiechnąłem. Po kilku minutach Promesse galopował swobodnie i najwyraźniej przyzwyczaił się do nowości.
-Już.
Mell podeszła do ogiera po czym zaczeła poprawiać pas, z wielkim trudem.
-Co za grubas.
-Nie obrażaj go. On tylko jest puszysty.
Podszedłem i poklepałem Promesse a potem pomogłem Mellow na niego wsiąść.
~*~
Po treningu Mell nic nie powiedziała na temat Promesse. Poklepała go i zsiadła. Do mnie powiedziała tylko, że go oporządzi oraz, że mogę iść się ogarnąć. Dałem jej buziaka w policzek po czym poszedłem do pokoju. Przebrałem się no i wróciłem do stajni. Mell nie było a Promesse stał w boksie z oklapniętymi uszami i śpiącym oczami. Wziąłem sprzęt Ailes'a i zaniosłem pod boks. Szybko zorientowałem się, że ogier jest czysty.
-Tu jesteś.
Odwróciłem się i zobaczyłem Mellow ze stoperem na szyi. Szybko dała mi buziaka po czym weszła do Ailes'a. Razem szybko go osiodłaliśmy.
~*~
Rozgrzewkę miałem już za sobą. Przeprowadziłem Ailes'a na tor wyścigowy gdzie wprowadziłem go do bramki. Mell zamknęła tylnie drzwiczki a potem poszła za barierkę. Po chwili usłyszałem stukot otwierania bramki, Ailes od razu ruszył. Nawet nie zdążyłem mu dać sygnału. Ailes cwałował z wyciągniętym łbem, ścisnąłem jego boki a on jeszcze odrobinę przyśpieszył. Przymrużyłem oczy z powodu zimnego wiatru który wręcz kół w twarz. Mimo pogody czułem się wolny ale wolność dobiegła końca. Minąłem wyraźną linię i zwalniałem Ailes'a. Słyszałem stłumiony głos Mellow która darła się na całe gardło. Kiedy Ailes zatrzymał się zeskoczyłem z jego grzbietu i poluźniłem popręg. Mell podeszła do mnie, przytuliłem ją i teraz prowadziłem Ailes'a po torze z Mellow.
-I jak ?
Spytałem kiedy dziewczyna zerknęła na stoper.

(Mellow ? Masz zaszczyt ogłosić wynik XD)

Od Melloow CD Benjamina

- Really? - zapytałam marszcząc brwi. Podeszłam do chłopaka, który przekazał mi lonżę i bat. Pogoniłam konia do ruchu. W stępie nic nie było widać, dopiero w kłusie widać było utykanie, chociaż tyle - to uraz 1 stopnia. Wyraźnie utykał na lewą nogę.
- Pierdzielę, wszystko przez te cholerne skoki - mruknęłam zdenerwowana. Ten koń kulał ostatnio może że dwa lata temu!
- To nici z treningów - powiedział zrezygnowany Benjamin, kiedy zatrzymałam ogiera.
- To dziwne, że kilka skoków tak go wykończyło... normalnie pracuje nawet dłużej - odpowiedziałam poirytowana. Wzięłam konia za lonżę i zaprowadziłam do stajni. Przygryzłam wargę i oparłam rękę na brodzie.
- Niekoniecznie musi to być od skoków... - zaczął Benjamin.
- Mogłam go urazić w kręgosłup, kiedy bryknął... kulawizny nie biorą się zawsze z nogi - jęknęłam.
- Spokojnie, masz maść? - zapytał rzeczowo Ben biorąc mnie za ramiona.
- Mam, ale jeśli to od kręgosłupa, to i tak gówno... nic nie da - powiedziałam idąc po apteczkę.
- Nie wiemy od czego to jest... daj lekarstwa, a ty zadzwoń do swojego weta - orzekł krótko chłopak. Wzięłam Iphone i wystukałam nr weterynarza. Nie ufam tutejszym miejscowym ludziom - jeszcze by tego porąbanego koniuszego dali do zbadania mojego Miśka. Mój ulubiony doktor miał przyjechać już jutro, a na razie kazał tylko posmarować i nie wypuszczać konia na pastwisko. Dobrze znał Espadę, więc miałam nadzieję, że szybko dojdzie źródła problemu...
- I jak? - zapytał Ben.
- Posmarować, nie owijać, nie wypuszczać na pastwisko, czekać do jutra - wymieniłam szybko. Chłopak kończył właśnie nacierać nogę.
- To nic poważnego, zobaczysz - rzucił, a ja wyjęłam z szafki specjalne etykietki. Obok napisów ,,nie dokarmiać!" i ,,nie głaskać!" przykleiłam ,,nie wyprowadzać na pastwisko!".
Popatrzyłam uważnie na ogiera, po którym nie widać było najmniejszych oznak bólu. Spokojnie jadł sobie sianko.
- Nic mu nie będzie, to twardy gość - powiedział Ben i poklepał go po łopatce. Jeszcze ja pogłaskałam go po pysku, i wyszliśmy z jego boksu.
- A może na niej byś spróbowała trenować? - zapytał i wskazał na Somalię.
- Na niej? Jasne! - parsknęłam śmiechem. - Chociaż... Wiesz co, to nie taki zły pomysł...
- Chodziła kiedyś w pasie do woltyżerki?
- Pewnie, kilka razy była do niego przyuczana, z tym, że jest dość wybijająca... ale nie boi się ludzi wykonujących akrobacje.
- To o co chodzi? - uśmiechnął się i przytulił mnie przyjacielsko.
- Nie wiem, czy na kucach można startować...
- To damy ci Promesse, a co! - powiedział figlarnym głosem Ben, a ja parsknęłam śmiechem.
- Pewnie, tylko zamontuj mi magnes, żebym z niego nie zleciała.
- Bez gadania, szykuj Lady Pony! - roześmiał się i podał mój nowy sprzęt. Wszystko było na nią ciut za duże, ale tylko minimalnie. Odetchnęłam głęboko.
- Okej, zaczynamy.

<Ben? Aż nie wiem co w tym przypisie napisać xd>

Od Benjamina CD Melloow

Spojrzałem się z irytacją na stajennego który stał na środku stajni z otwartymi ustami.
-Oj no bo się pan przeziębi.
Rzuciłem do niego a potem poszedłem na halę z Ailes'em. Inni już wsiadali, instruktor widząc mnie wchodzącego na halę uśmiechnął się szeroko.
-Już wszyscy ?
Skinąłem głową i wzrokiem poszukałem Mell. Siedziała dumnie na Espadzie, patrzyła na instruktorem przygryzając wargę. Spiąłem się i wściekły wskoczyłem na Ailes'a. Instruktor kazał ustawić się w zastęp, bogu dzięki byłem za Mell. Krótka rozgrzewka a potem próby skoków. Niektórzy świetnie sobie radzili.
-No Benjamin, teraz ty.
Rzucił instruktor a ja tylko przewróciłem oczyma. Zrobiłem okrążenie kłusem mimo tego, że mężczyzna nalegał na galop. Nie chciałem nadwyrężać Ailes'a więc nakierowałem go na najniższe przeszkody i zagalopowałem.
-Ben dobrze było ale...
-Proszę pana ja za miesiąc mam zawody i muszę się przyłożyć do treningów z nim.
Rzuciłem po czym zsiadłem z Ailes'a, poluzowałem popręg. Spojrzałem na przejazd kilku następnych osób w tym Mellow. Po przejeździe podjechała do mnie.
-Zgarnę cię o 16 z pokoju.
Rzuciłem a Mell posłała mi buziaka. Zaprowadziłem Ailes'a do boksu gdzie rozsiodłałem go. Poklepałem po szyi i wyszedłem ze stajni uprzednio zamykając boks i odnosząc sprzęt. Poszedłem do pokoju. Byłem sam inni byli na zajęciach albo w mieście czy coś. Przebrałem się po czym zająłem się czymś w czym jestem dobry. Nagrałem lubiany przeze mnie utwór w moim wykonaniu. Po ukończeniu całej pracy zgrałem to na płytę którą podpisałem prostym serduszkiem. Na płycie było to:

https://m.youtube.com/watch?v=7yfrWladFto

Potem znów przebrałem się ale teraz w dresy, poszedłem do pokoju Mellow. Było po 16:00.
~*~
Mell otworzyła mi drzwi i od razu rzuciła nienawistne spojrzenie.
-Przepraszam za spóźnienie ale pracowałem na tym.
Wyciągnąłem z kieszeni opakowanie z płytą i dałem je Mell. Zdziwiona dziewczyna dostała ode mnie buziaka. Wszedłem do pokoju obejmując Mell. Dziewczyna schowała płytę a potem razem ze mną poszła do stajni.
~*~
Pocałowałem ją namiętnie ale za razem delikatnie. Mell wskoczyła na Espadę a ja zacząłem go lonżować. Mellow rozgrzała się a potem zaczęła ćwiczyć. Przyglądałem jej się z wielką fascynacją. Ma mocny charakter ale i tak jest taka delikatna i pełna wdzięku.
-Jezu jaka ty piękna.
Wyszeptałem a Mell spojrzała się na mnie. Machnąłem tylko ręką uśmiechając się. Mell w pewnym momencie stanęła pewnie na nogach podczas gdy ogier galopował żywiołowo. Koń bryknął a Mell padła na jego grzbiet i szybko chwyciła się pasa do woltyżerki. Usłyszałem jej cichy jęk i wtedy zacząłem zwalniać Espadę. Kiedy koń zatrzymał się podszedłem zmartwiony do Mell która z trudem podciągnęła się na grzbiet.
-Wszystko okej ?
Chwyciłem jej dłoń a dziewczyna skinęła głową i otarła czoło. Widząc jej dalszą chęć treningu cofnąłem się i zacząłem lonżować Espadę. Tym razem obserwowałem konia a od czasu do czasu zerkałem na Mell.
-Kotek koń ci kuśtyka.
Rzuciłem a Mell natychmiast zeskoczyła z konia.

(Mell ? Przepraszam, że krótkie i ogółem, że badziewne .-.)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Od Stu cd Rose

Zobaczyłem szramy na jej dłoniach.
- Tniesz się?- wciągnąłem ją na łóżko. Nie odpowiedziała tylko spuściła głowę.- Rose... mogę tak na Ciebie mówić?- dziewczyna pokiwała głową.- Rose...- złapałem ją za podbródek i podniosłem jej głowę. Miała w oczach łzy.- Ej...- odgarnąłem włosy za jej ucho. Po chwili siedziałem z nią na kolanach. Przytulałem ją, okrywałem całym ciałem. Ściskała delikatnie moją bluzę i trzymała głowę na mojej piersi. Zamknąłem oczy i zacząłem rozcierać jej ramię lekko się kołysząc.
- Stu...
- Tak...?
- Nie puszczaj mnie...- wyszeptała wtulając się w ciepły materiał.
- Dobrze...- uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po włosach. Nawet nie zauważyłem, kiedy dziewczyna zasnęła. Na szczęście ta wycieczka była kilkudniowa, więc nie musiałem się martwić, że moi rozwrzeszczani współlokatorzy ją obudzą. Siedziałem z nią tak, bo nie chciałem jej budzić. Wiem, że najmniejszy ruch, może kogoś wystraszyć.

Rose?

Od Melloow CD Benjamina

Popatrzyłam na niego z wyższością, po czym uśmiechnęłam się złośliwie.
- Tak, taki mam właśnie zamiar.
- Dlaczego? - powiedział chłopak i zerwał się z łóżka.
- Bo znowu mnie przygwoździsz... - zaczęłam iść w stronę wyjścia, ale chłopak podszedł do mnie i złapał za ręce, które chwilę później znowu były na ścianie. Wywróciłam dookoła oczami, a Ben roześmiał się.
- Tak jak teraz? - zapytał unosząc brwi.
- Tak jak teraz - powiedziałam, hardo patrząc mu w oczy.
- No widzisz...
- To już się robi rutyną - powiedziałam pogardliwie, a on tylko dalej się śmiał.
- Jesteś taka urocza, kiedy się złościsz...
- To chyba mnie skarbie nie widziałeś, kiedy jestem naprawdę zła - prychnęłam. Chłopak puścił jedną moją rękę i pogłaskał mnie po policzku. Zrobiłam maślane oczy i również musnęłam jego policzek... żeby gwałtownie oderwać się i podbiec do drzwi.
- Do jutrzejszego treningu! - rzuciłam niedbale i posłałam mu buziaka w powietrzu. Szybko wymsknęłam się za drzwi i cicho je zamknęłam. Stamtąd pobiegłam szybko do pokoju, i zaszyłam się w książkach.
***
Cały dzień myślałam o Benie, o Espadzie, i o treningu, który mi obiecał. Nie widziałam go ani na stołówce, ani na lekcjach, ani na korytarzu. Już bałam się, że zwyczajnie zachorował, ale po lekcjach zobaczyłam jego plecy w siodlarni. Brał właśnie siodło ze stojaka.
Kiedy się odwrócił, stanął twarz w twarz ze mną.
- Cześć - powiedziałam.
- Hej - burknął, i próbował mnie wyminąć, ale zastąpiłam mu drogę.
- Nie gniewaj się na mnie... - odpowiedziałam cicho, delikatnie się uśmiechając. To zawsze działało na facetów. Benjamin miał jednak twardy wyraz twarzy.
- Możesz się przesunąć? To siodło jest ciężkie...
- Oh, jasne - powiedziałam, a kiedy wyszedł, wzięłam z jego otwartej szafki ogłowie Ailesa. Skoro wziął jego siodło, to pewnie wziąłby i jego ogłowie. Podeszłam bezszelestnie do boksu jego konia, a kiedy chłopak chciał wrócić po ogłowie, zwyczajnie wystawiłam je mu przez nosem. Wziął je bez słowa.
- Masz teraz jazdę? - zapytałam go.
- Tak - burknął.
- Ja też - odpowiedziałam wesoło, i poszłam po sprzęt Espady. Dzisiaj miał być trening skokowy, byłam więc go okropnie ciekawa... Espada skakał niewiele, prawie zawsze zajmowaliśmy się ujeżdżeniem lub woltyżerką.
- Poradzisz sobie chłoptasiu - poklepałam mojego konia po łopatce, i założyłam mu na grzbiet mój jedyny czaprak skokowy. To nie znaczy od razu, że będziemy skakać 2-u metrówki, ale zawsze dobrze się prezentować. Był czerwony, z Eskadronu więc idealnie komponował się z moim czerwonym, firmowym swetrem i oryginalną, czarno - czerwoną kamizelką i czarnymi bryczesami. Z czterech siodeł wzięłam to zwykłe, wszechstronne. Ailes miał boks zaledwie jeden boks od Espady, więc miałam doskonały widok na Benjamina. Specjalnie poczekałam do momentu, w którym wychodził, aby wyprowadzić wtedy również Espadę. Szliśmy więc ramię w ramię, a właściwie Ben szedł ramię w łopatkę z moim Bello. W pewnej chwili przyspieszyłam kroku, i zastąpiłam mu drogę. Razem z moim koniem całkowicie zatarasowaliśmy przejście. Całą akcję przeprowadziłam błyskawicznie.
- Słuchaj, kochany, daj spokój - wyjęczałam.
- Myślę, że w tej chwili powinnaś mnie... - zaczął chłopak z naburmuszoną miną.
- Wiem, co powinnam - przerwałam mu i musnęłam delikatnie jego wargi, po czym uśmiechnęłam się dumnie.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Ile razy mam wam mówić, że to nie jest miejsce na stajenne amory?! - wrzeszczał stajenny, ale ja prawie go nie słyszałam. Bez patrzenia na Bena, wycofałam Espadę i zmroziłam faceta ostrym spojrzeniem.
- Na halę! - krzyknął jeszcze, a ja wychodząc usłyszałam jeszcze tylko Bena mówiącego z irytacją ,,tyle lat pan tu pracuje, i nie wie, że w stajni się nie krzyczy?".

< Ben? Takka gorąca atmosfera^^>

Od Benjamina CD Melloow

Spojrzałem się na chłopaków z nienawiścią. Oni tylko zaśmiali się po czym wyszli z pokoju. Zrezygnowany padłem obok Mellow która otworzyła oczy i spojrzała się na mnie. Przewróciła się na bok i wtuliła się we mnie.
-Nie za wygodnie panience ?
Połaskotałem ją a ona zerwała się i spiorunowała mnie wzrokiem. Usiadłem po czym przytuliłem ją.
-Już ci tak nie będę robił.
Wymamrotałem odgarniając pasmo włosów które opadło na jej twarz. Mell jedynie odwróciła ode mnie głowę. Westchnąłem i położyłem się.
-Nie lubisz okazywać uczuć prawda ?
Spytałem zerkając na Mell. Dziewczyna przygryzła wargę, jeszcze tego nie robiła i nie wiedziałem co to u niej oznacza. Mell położyła się obok mnie i ręką przeczesała mi włosy.
-No wiesz Ben.
-Nie tłumacz się i nie zmieniaj się.
Zacząłem bawić się jej włosami, dałem jej buziaka w policzek. Kąciki moich ust uniosły się kiedy Mell przytuliła się do mnie.
-Wracając do zawodów.
Powiedziała i podniosła głowę patrząc się na mnie. Mruknąłem i obróciłem się do niej tyłem.
-Nie bądź taki.
-Jaki ?
Mell nachyliła się nade mną a ja wtedy objąłem ją i przewróciłem na plecy a sam zawisnąłem nad nią. Złapałem ją za nadgarstki i przytrzymałem. Mell siłowała się chwile ze mną a potem odpuściła i tylko westchnęła.
-Właśnie taki.
-Ale kotek. Jaki mam być ?
Musnąłem jej szyję po czym spojrzałem jej się w oczy. Mell pokręciła głową.
-Chciałaś pogadać o zawodach.
-Już nie ważne.
Mell chciała się wyrwać. Znów westchnąłem i tylko położyłem się obok. Puściłem Mell a ona wstała z łóżka.
-Zostawias mnie ?
Zrobiłem smutną minę i wielkie oczy.

(Mell ?)