Po kilku minutach znalazłam się już w stajni. Niestety Arabelli boks nie był położony gdzieś daleko, a więc trzeba było jeszcze trochę przejść, ale najpierw poszłam po cały sprzęt.
Po paru minutach, gdy to już wszystko miałam, podeszłam do boksu klaczy. Schowałam uzdę za plecy i wolno weszłam do boksu. Gdy założyłam jej wodze na szyje, zwróciła ku mnie łeb i popatrzyła na mnie badawczo. Z nadzieją szturchnęła pyskiem kieszeń kurtki, a ja pomimo całej swojej determinacji nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu. Założyłam jej uzdę na głowę, wyciągnęłam uszy przed nagłówek, pogładziłam grzywę i poklepałam szyję konia. Wyczyściłam ją, a następnie osiodłałam.
Zaprowadziłam ją przed wejściem do stajni i szybkim ruchem wsiadłam na klacz.
Wjeżdżając na krytą ujeżdżalnie widziałam z dwie osoby, które robiły dla rozgrzewki rundy wokół ujeżdżalni. Trener także polecił mi to samo, a więc nie było wyboru...
-Przejdźcie teraz w kłus. - powiedział trener gadając z kimś przez telefon i paląc papierosa.
Skróciłam wodze i przybrałam odpowiednią pozycję i uderzyłam ją łydkami. Arabella kroczyła z głową nisko przy ziemi, więc ścisnęłam ją mocniej nogami.
-Musisz ją obudzić. - poradził trener, kończąc z kimś rozmowę.
Uderzyłam z całej siły łydkami i wreszcie poczułam, że Arabella przyśpiesza kroku.
Po chwili dołączyło kilka osób.
-Teraz przejdźcie w galop.
Opuściłam biodra i Arabella pogalopował przed siebie i tak przez kilka minut.
-Dobra, wystarczy. - Zawołał trener. - Zwolnijcie.
Na te słowa wszyscy zatrzymali swoje wierzchowce i zwrócili wzrok ku niemu. Kątem oka dostrzegłam jak do ujeżdżalni wparowuje ten sam chłopa, co dziś miałam z nim styczność.
Jęknęłam w duchu i z powrotem skupiłam się na tym, co mówi trener.
Następnie przeszliśmy do treningu.
(Carl? Wiem nudne, ale weny zabrakło ;-; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz