Dziewczyna jeździła tak jak należało, a ja miałem totalną zlewkę na tą jazdę. Nie miałem zbytniej ochoty jeździć. No, ale lepiej nie podpaść już pierwszego dnia. Jednak się prawie podpadło, komu? Trenerowi, skąd ja go znałem? Hm... To był chyba ten co też napadał albo tamtego bliźniak, z tego co słyszałem to miał bliźniaka. Wykonywałem polecenia, które w sumie dyktował. No cóż, jak mus to mus. Prawie na niego wpadłem, ale to nie moja wina! Znaczy moja, w pewnym sensie... Nie ważne.
~
Po skończonym treningu postanowiłem, że nie będę jeździł teraz. Może za parę dni, tygodni... Ten ogier dla mnie nie jest dobry na treningi WKKW, mogłem własnego przywieźć, a nie przepraszam, został w Argentynie. O ile jeszcze tam jest. Westchnąłem ciężko, ogłowie i siodło odniosłem, a ogiera pozostawiłem na pastwisku. Wychodząc ze stajni wpadłem na tą blondynę, co gadała o naruszeniu jej przestrzeni osobistej. Od razu chciała mnie wyminąć, jednak jej na to nie pozwoliłem. Złapałem lekko jej rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Co ty tak się złościsz? Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi? - wyszeptałem jej na ucho, uśmiechnąłem się tym swoim uśmieszkiem, który już znała większość kobiet.
Luizo? Brak oryginalnego pomysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz