- Really? - zapytałam marszcząc brwi. Podeszłam do chłopaka, który przekazał mi lonżę i bat. Pogoniłam konia do ruchu. W stępie nic nie było widać, dopiero w kłusie widać było utykanie, chociaż tyle - to uraz 1 stopnia. Wyraźnie utykał na lewą nogę.
- Pierdzielę, wszystko przez te cholerne skoki - mruknęłam zdenerwowana. Ten koń kulał ostatnio może że dwa lata temu!
- To nici z treningów - powiedział zrezygnowany Benjamin, kiedy zatrzymałam ogiera.
- To dziwne, że kilka skoków tak go wykończyło... normalnie pracuje nawet dłużej - odpowiedziałam poirytowana. Wzięłam konia za lonżę i zaprowadziłam do stajni. Przygryzłam wargę i oparłam rękę na brodzie.
- Niekoniecznie musi to być od skoków... - zaczął Benjamin.
- Mogłam go urazić w kręgosłup, kiedy bryknął... kulawizny nie biorą się zawsze z nogi - jęknęłam.
- Spokojnie, masz maść? - zapytał rzeczowo Ben biorąc mnie za ramiona.
- Mam, ale jeśli to od kręgosłupa, to i tak gówno... nic nie da - powiedziałam idąc po apteczkę.
- Nie wiemy od czego to jest... daj lekarstwa, a ty zadzwoń do swojego weta - orzekł krótko chłopak. Wzięłam Iphone i wystukałam nr weterynarza. Nie ufam tutejszym miejscowym ludziom - jeszcze by tego porąbanego koniuszego dali do zbadania mojego Miśka. Mój ulubiony doktor miał przyjechać już jutro, a na razie kazał tylko posmarować i nie wypuszczać konia na pastwisko. Dobrze znał Espadę, więc miałam nadzieję, że szybko dojdzie źródła problemu...
- I jak? - zapytał Ben.
- Posmarować, nie owijać, nie wypuszczać na pastwisko, czekać do jutra - wymieniłam szybko. Chłopak kończył właśnie nacierać nogę.
- To nic poważnego, zobaczysz - rzucił, a ja wyjęłam z szafki specjalne etykietki. Obok napisów ,,nie dokarmiać!" i ,,nie głaskać!" przykleiłam ,,nie wyprowadzać na pastwisko!".
Popatrzyłam uważnie na ogiera, po którym nie widać było najmniejszych oznak bólu. Spokojnie jadł sobie sianko.
- Nic mu nie będzie, to twardy gość - powiedział Ben i poklepał go po łopatce. Jeszcze ja pogłaskałam go po pysku, i wyszliśmy z jego boksu.
- A może na niej byś spróbowała trenować? - zapytał i wskazał na Somalię.
- Na niej? Jasne! - parsknęłam śmiechem. - Chociaż... Wiesz co, to nie taki zły pomysł...
- Chodziła kiedyś w pasie do woltyżerki?
- Pewnie, kilka razy była do niego przyuczana, z tym, że jest dość wybijająca... ale nie boi się ludzi wykonujących akrobacje.
- To o co chodzi? - uśmiechnął się i przytulił mnie przyjacielsko.
- Nie wiem, czy na kucach można startować...
- To damy ci Promesse, a co! - powiedział figlarnym głosem Ben, a ja parsknęłam śmiechem.
- Pewnie, tylko zamontuj mi magnes, żebym z niego nie zleciała.
- Bez gadania, szykuj Lady Pony! - roześmiał się i podał mój nowy sprzęt. Wszystko było na nią ciut za duże, ale tylko minimalnie. Odetchnęłam głęboko.
- Okej, zaczynamy.
<Ben? Aż nie wiem co w tym przypisie napisać xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz