Patrzyłem na nią z góry z pobłażaniem. Zawsze miło jest mi patrzeć na takie poddenerwowane osoby. One... tak jakby dają mi wewnętrzny spokój.
- Ja także. Właśnie przyjechałam - powiedziała grzebiąc butem w ziemi.
- Ciężkie życie nowego... sam dopiero tu trafiłem - powiedziałem swobodnie. Przeczesałem dłonia włosy.
- No tak... Właściwie, to... Muszę już iść, koń czeka - uśmiechneła się ciężko.
- Poczekaj chwilę, to wezmę uwiąz i pójdziemy razem. Masz ogiera? - zapytałem.
- Tak.
- Będzie gorąco? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
- Zależy - odpowiedziała, a ja wziałem uwiąz i ruszyłem do boksu Phoenix'a. Chłopczyk jak zwykle zachowywał się przykładowo. Koń Kate trochę szalał, ale nie na tyle, żeby nie dało się przejść że stajni na pastwisko. Kiedy odpięlismy karabinki, konie popedziły w siną dal, czyli jak standardowe zachowanie Phoenix'a. Chwilę na nie patrzyliśmy.
- Hm, wybacz, ale muszę już iść. Współlokatorzy czekają - miałem dziką ochotę zachichotać, ale się powstrzymałem.
- Okej... - wydukała dziewczyna. Kiedy odeszłem kilka kroków, usłyszałem:
- Stój! - i odwróciłem się na pięcie. Popatrzyłem na Kate litościwym spojrzeniem.
- Bo, ten, tego... no, do zobaczenia! - rzuciła po prostu i uciekła do stajni.
- Hm, do widzenia - mruknałem do powietrza. Nagle moje spojrzenie zeslizgnelo się na ogrodzenie pastwiska. Było zwykłej, brązowe, odmalowane, obsypane delikatnie śniegiem. Podrapałem się po brodzie.
- Ładne ogrodzenie, naprawdę ładne...
***
Postanowiłem w końcu poszukać Augustusa. Cały dzień szlajał się po obejściu z jakimiś kocicami, ale teraz pora wracać.
- Kici kici! Koteczku! - wolałem słodkim głosikiem po całym ośrodku. Kiedy po pół godzinie prawie ochryplem, zauważyłem rudo - brązowy ogon przemykajacy koło ściany.
- Cholerny Grubasie, jeśli nie przytachasz tu swojego wielkiego tyłka w ciągu MINUTY, to... konsekwencje będą przerażające! - zmrużylem oczy i wściekle wysyczałem to w stronę kota. Mając moje słowa głęboko w nosie, przeszedł obok mnie, wskoczył na rynne, z grajcą pijanego akrobaty po niej przebiegł i wskoczył do okna... Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to nasz pokój.
- Ohydne kocisko... Już ja się z tobą policzę... - powiedziałem cicho, ale najwidoczniej ktoś te słowa usłyszał.
- O nim mówisz? - natychmiast się odwróciłem. Zobaczyłem Kate, z Grubym Rudym rozwalonym na jej rękach.
- Tak. Jakim cudem...?
- Nie wiem, po prostu otarł mi się o nogę.
- Zajebiscie - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. - Podasz mi go?
- Jasne - powiedziała, jednak kiedy chciała przekazać mi kota, wbił w nią pazury i zasyczal. ,,Piepsz się kocie" - pomyślałem i ze słodką minką zapytałem;
- Możesz znieść go do mojego pokoju? Dobrowolnie tam nie pójdzie...
- Jasne - przytaknela po raz drugi, i ruszyła za mną. Aż tu słyszałem mruczenie tego grubianskiego kota, kiedy go głaskala.
- To tu - powiedziałem i włożyłem klucz do zamka.
<Kate? W KOńCU to skończyłam ehh ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz