sobota, 31 stycznia 2015

Od Alex'a CD Leny

- Może wyścigi? Dawno mój konik się nie rozruszał. - uśmiechnąłem się,
- OK - powiedziała i poszliśmy do stajni. Wyprowadziliśmy konie z boksów i wyszliśmy. Wsiedliśmy na konie i pojechaliśmy na padok. Gdy konie się napasły, wzięliśmy je na galop.
Konie dawno tak szybko nie galopowały i dawno nie miały takiej frajdy.
- Super tak od czasu do czasu pojeździć - powiedziałem.

<Lena?>

piątek, 30 stycznia 2015

Od Mellow CD Benjamina

Opuzniałam odpowiedź. Chwilę pobawiłam się nożką kieliszka.
- Po prostu... - chciałam odgarnąć włosy do tyłu, ale kiedy moja ręka trafiła na nicość, przypomniałam sobie, że przecież mam koka - ...nigdy nie zwykłam... mówić prawdy, i... jest śliczny.
- Czyli kłamiesz - stwierdził gorzko.
- Nie. Po prostu zawsze wszystko krytykowałam, nawet jak mi się podobało, dlatego teraz... ciężko wyrazić jest mi zachwyt - wydusiłam w końcu.
- Jasne - odrzekł patrząc mi w oczy.
- Naprawdę. Kiedy wszystkim gardzisz, w końcu przychodzi taki moment, kiedy nie umiesz już zachowywać się inaczej - powiedziałam cicho, c.holera, to było do mnie zupełnie niepodobne.
- To do ciebie niepodobne - uniósł brew.
- Oh, chwila zapomnienia. Jest piękny, nawet jeśli nie wierzysz. Założyłabym go już teraz, ale nie pasuje mi do bluzki - wydełam już charakterystycznie wargi. Oto prawdziwa ja, nie jakieś tam ckliwe dziewczę. Chłopak odetchnął z ulgą.
- Już myślałem, że ktoś cię podmienił - roześmiał się.
- Bywa. Czasem odzywa się we mnie jakieś miękkie serce. Nie mam siły mówić, że mi się nie podoba, skoro jest inaczej. To... dziwne uczucie - tym razem ja uraczyłam go uśmiechem.
- Doskonale cię rozumiem - rzucił mimochodem, bo kelner przyniósł dania. Z pamięci odgrzebałam wszystkie zasady savoir vivr'u jakie kiedykolwiek przyswoilam. Łyżka tu, widelec, ok, nóżka kieliszka u spodu, ok. Ten kurczak Q... Coś tam, był naprawdę smaczny, chociaż normalnie nie jadam tyle na kolację.
- Wiesz co, dobre te wasze francuskie posiłki - usmiechnelam się wytwornie pamiętając o tym, żeby nie mówić z pełnymi ustami.
- Tsaaa, czasem trzeba spróbować czegoś innego niż ślimaki - uśmiechnął się.
- Uuu i żabie udka - roześmiałam się.
- To głupie, że każdy rozpoznaje dany kraj po jakichś głupich "charakterystycznych" potrawach czy czymś tam innym.
- A co z Austrią? Większość ludzi i tak powie, że kojarzy im się ona z Niemcami, a Wiedeń jest stolicą Niemiec - prychnelam.
- Są i tacy - przytaknal chłopak kończąc danie.
- Hej, teraz będzie mi niezręcznie! - powiedziałam oskarżycielsko wskazując na jego talerz. Zawsze jadłam wolniej od pozostałych, trudniej wtedy przytyć, poza tym nie dostajesz zgagi.
- Spokojnie, dopije wino - roześmiał się Ben. Zjadłam jeszcze kilka kesów i dyskretnie rozpackalam jedzenie tak, żeby wyglądało na małą ilość.
- Ja też już będę kończyć - odparłam odkładając sztućce równolegle do siebie. Sięgając po kieliszek odezwałam się:
- Hmm, toast się pije na początku, ale może dopijemy ta reszktę? - zaproponowałam zalotnie.


< Beeeen? Mi też się nic nie ce ;c ps. To opowiadanie napisalam we wtorek i kuuuu.wa nie wysłalo mi się z telefonu nooooo >.<

wtorek, 27 stycznia 2015

od Leny C.D. Alexandra



-Zalezy.-Powiedzialam i spojrzalam na chlopaka.
-Od czego?-Zapytal.
-Od tego czy wolisz wyscigi po polu, trase cross, albo plawienie koni.-Odpowiedzialam i usmiechnelam sie.
-A ty co wolisz?-zapytal i odwzajemnil gest.
-Jestem wszechstronna, wiec mi wszystko pasuje. Wybor nalezy do ciebie.
-Ja wybieram....-zaczal Alex,
Alex

Od Benjamin'a - C.D Melloow

Z uśmiechem wyciągnąłem pudełeczko i podsunąłem w stronę Mellow. 
-Nie wiem czy ci się spodoba. 
Powiedziałem lekko podenerwowany. Mellow podniosła pudełeczko w którym był naszyjnik z ametystami.



Dziewczyna powoli otworzyła je a ja zpuściłem głowę i nie patrzyłem na jej reakcję.
-Jeśli ci się nie podoba powiedz w prost.
Usniosłem głowę i spojrzałem się na kelnera który w tej chwili nalewał do lampek czerwone wino. Starałem się wybrać uprzedniego wieczoru takie które najbardziej odpowiadałoby Mellow. Dziewczyna dalej oglądała naszyjnik, do drugiej ręki wzięła lampkę wina. Upiła trochę, kąciki jej ust uniosły się.
-Widzę, że wybrałeś takie jakie lubię.
-Oczywiście.
Napiłem się trochę po czym odstawiłem lampkę. Mellow unikała tematu prezentu.
-Na co masz ochotę ?
Spojrzałem na kartę a Mell zaczęła po chwili przeglądać co jest w menu.
-Hmmm. Może....to kuchnia francuzka ?
-Yhym.
Skinąłem głową z zadziornym uśmieszkiem. 
-Ty się na tym znasz więc co polecasz ?
Przejrzałem kartę a moją uwagę przykuło najlepsze danie restauracji no i mojego dzieciństwa.
-Kurczak Cordon Blau w sosie ziołowym. Chyba, że wolisz coś lżejszego to wtedy Quiche z brokułami.
Zamknąłem kartę i odłożyłem na stół. Spojrzałem się na Mellow.
-No to chyba to Quiche.
Podałem kelnerowi zamówienie. Mellow znów zaczęła oglądać prezent.
-Chyba ci się nie podoba.
Powiedziałem wymuszając uśmiech.

(Mellow ? Ooo wiem, że krótkie ale mały zawrót głowy.)

Od Stu cd Leyci

Nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową.
- Ahh...- westchnęła, a ja zacząłem kiwać fotelem. To było odprężające, odchyliłem głowę do tyłu i uśmiechnąłem się. Spojrzałem kątem oka na dziewczynę, która patrzyła w księżyc.
- Noc jest piękna, bo bez niej nie moglibyśmy zobaczyć dnia...- wyszeptałem wlepiając wzrok w gwiazdy.
- Bez niej nie zobaczylibyśmy księżyca i gwiazd.- powiedziała, a ja pokiwałem głową.- Zawsze jesteś takim milczkiem?
- Po co cokolwiek mówić...- powiedziałem niedosłyszalnie.
- Co?
- Nic...- spuściłem głowę.
- Jak mam Cię zrozumieć, skoro mamroczesz coś pod nosem?- zaśmiała się. Wzruszyłem ramionami i wstałem.- Idziesz?
- Na spacer...- wyszeptałem.
- Też nie możesz spać?- stanęła koło mnie. Była wyższa... pokiwałem głową, oczami szukając jej twarzy. Zobaczyłem dwa białe odbicia światła z lampy, to pewnie jej oczy.- Mogę iść z tobą?- spytała po chwili.
- Ok...- wyszeptałem. Zgarbiłem się, wsadziłem ręce do kieszeni i zacząłem iść koło dziewczyny.
- Długo tu mieszkasz?- spytała, a ja poruszyłem ręką powiadamiając, że niezbyt.- Yhm... to gdzie idziemy?
- Gdzie nas nogi poniosą...- ponownie prawie nie było mnie słychać. To denerwujące i wiem jak osoby w moim towarzystwie się czują gdy mówię tak cicho.

Leyci? Wena zanika D:

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Od Chloe

Miło spędzony dzień z Leną bardzo szybko mi upłynął. Gdy wróciłyśmy do Akademii, od razu wskoczyłam na grzbiet swojego nowego, czterokopytnego przyjaciela. Jechałam jedną z lepiej znanych mi tras, z pewnością, że się nie zgubię. Antyk był koniem, o którym marzyłam. Każdy wykonany przez niego krok był bezbłędny, poruszał się z gracją, współpracował ze mną. Cudowne uczucie. Nowe doznanie. -Wracamy, Antyk. – Powiedziałam do wierzchowca po kilkugodzinnej przejażdżce, gdy zaczęło się ściemniać. – Na dzisiaj wystarczy. Szybkim galopek ruszyłam w stronę szkoły, omijając wystające gałęzie drzew i oblodzoną ziemię. Po kilkunastu minutach znalazłam się przy dużej stajni. Odstawiłam ogiera do stajni i poszłam w stronę siodlarni, gdzie ktoś najwidoczniej przebywał. Światło było zapalone, a ja niepewnie weszłam do środka. -Cześć. – Usłyszałam głos, nie umiałam rozpoznać, do kogo należał. Wcześniej nigdy nie widziałam tej osoby.

Od Chloe - C.D Aaron'a

Oboje rozglądaliśmy się w każdą stronę, prawie z każdej widząc granatowy zbiornik ogromnych ilości wody, od którego odbijał się piękny blask księżyca. Wzięłam oddech i uśmiechnęłam się, podziwiając cudowny widok. -Pięknie tutaj. – Chłopak nagle odwrócił głowę w moją stronę, chyba wyrwałam go z myśli, których najwidoczniej nie chciał mi zdradzić. Za to pokiwał twierdząco głową i podniósł swoje kąciki ust wysoko ku górze. -Czasami zima ma swoje uroki. – Kontynuowałam, a chłopak znowu tylko kiwnął w odpowiedzi. – Wszystko okej? – Poklepałam go po ramieniu, w nadziei, że w końcu się odezwie. -Jasne. – Przyjaciel zaczął iść w kierunku słupka - Chodź, przywiążemy konie, a tam siądziemy. – Ruszyłam za Aaron’em. Po chwili siedliśmy na ławce, wsłuchując się w fale uderzające o brzeg morza. -Opowiedz coś więcej o sobie. – Postanowiłam przerwać kojącą ciszę.

Od Alexandr'a CD Leny

- Dziwne, zawsze myślałem że wszystkie lasy mają jakieś nazwy - zaśmiałem się.
- Masz ochotę na przejażdżkę na koniach? - zapytała Lena.
- Chętnie. Jak się nazywa twój koń? - zapytałem.
- Grajek. To wałach.
- Fajnie. Mój koń to ogier i nazywa się Flower. Wiem, dziwnie...
- Nie, ładnie - powiedziała Lena.
- Jakby co, to siostra wymyślała - zaśmiałem się. - to gdzie jedziemy?

<Lena?>

niedziela, 25 stycznia 2015

Od John'a - C.D Vanessy

Obudziłem się, dziewczyna leżała wtulona we mnie. Uśmiech zawitał na moich ustach. W pewnym momencie usłyszałem szczekanie. No tak Nero, zapomniałem o nim. Znaczy zapomniałem z nim wyjść na spacer. Wstałem z łóżka.
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałem głos Vanessy.
- Na spacer z Nerem. - odparłem.
Dziewczyna pokiwała głową i rozłożyła się wygodnie na łóżku. 
- Wrócę za jakieś półgodziny. - powiedziałem.
- Mhm. - odparła. 
Ja zabrałem Nera z pokoju i poszedłem na spacer...

<Vanessa?>

Od Leyci - C.D Stuart'a

Właśnie wybierałam się na przejażdżkę z Liderem, było ciemno, ale koń miał wyczulone zmysły i nie przeszkadzało mu to, nałożyłam czapkę na rozpuszczone włosy, było dość zimno i wyjechałam zza stajni, właśnie mijaliśmy ogrodzenie jednego z wybiegów gdy z na przeciwka wyjechał jakiś chłopak na gniadym koniu, Lider stanął dęba, to była częściowo moja wina, nie ściągnęłam mu wodzy, byłam pewna że nikt nie będzie jeździł teraz wieczorem, gdy przednie nogi konia dotknęły z powrotem ziemi poklepałam go po szyi
 - Spokojnie Lider-  zaśmiałam się, ostatnio coś często wariował
 - Wybaczcie, powinienem zwolnić - usłyszałam głos chłopaka
 - To nie twoja wina przeciez - odpowiadam - Nie spodziewałam się spotkać kogoś tutaj wieczorem i dałam to do zrozumienia Liderowi - śmieje się z własnej głupoty, gdy doprowadzam konia do porządku, ściągam wodze, podnoszę głowę i dopiero teraz przyglądam się chłopakowi, ma rozczochraną fryzurę, lekko podkrążone oczy, pewnie zarywa noce, no proszę nie on sam, wyraz twarzy jest jakby smutny, przygnębiony, chyba kiedyś go widziałam, nie pamiętam. Siedzi na koniu na oklep, koń jest młody, ogier, sądząc bo budowie pewnie anglik, może mieć trzy, cztery lata, ale ma mądre oczy i widać że jest bardzo inteligentny. Daje Liderowi łydkę aby podjechał do nowego kolegi, ale koń tańczy w miejscu, nie chce się ruszyć, kopie dziury. Coś jest z nim nie tak ostatnio, schodzę i zabezpieczam wodze, popuszczam popręg, dzisiaj już nigdzie nie pojedziemy. Podchodzę do ogiera chłopaka, jest spokojny, bacznie mi się przygląda, ale nie przeszkadza mu to że go dotykam, klepie go po szyi i prawej nodze
 - Ładny koń - mówię, panuje cisza, dobrze nie mam ochoty rozmawiać, chłopak pewnie też nie - Leyci - mówię krótko
 - Stuart - słyszę po chwili, ach tak, koń ma piękną budowę... ale w ujeżdżaniu wyglądał by tragicznie, jest nieproporcjonalny, ale by wyglądał, pewnie dobrze skacze, może cross? Ale jest jeszcze strasznie młody - Co trenujesz? - pytam
 - Głównie przełaj - tak jak myślałam, podchodzę do Lidera i zdejmuje mu siodło, kłade je na ogrodzenie, zdejmuje mu ogłowię, koń zadowolony, że nie musi jechać głośno parska co jak zawsze wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Zastanawia mnie tylko czemu ten chłopak wciąż tam stoi na tym koniu
 - Choć Lider - mówię do wałacha zabierając siodło i ogłowie konia. Koń nie potrzebuje uwiązu idzie za mną, kochany. mijam jego boks ale on wie ze musi tam zostać, nie idzie za mną do siodlarni, czeka. Odstawiam siodło i ogłowie, biorę derke Lidera i wracam do konia, który stoi już w boksie, zakładam mu derke i zamykam za sobą boks, oczywiście daje wałachowi całusa w nos na dobranoc. Wychodze ze stajni i zauważam na pastwisku blisko ogrodzenia tamtego konia, czyli chłopak gdzieś tu jest, dostrzegam go, siedzi na tarasie stajni na bujanej ławce, okryty kocem, kieruję sie w jego stronę i siadam obok, zabierając mu drugi koniec koca. Jest zima do tego dochodzi dziesiąta w nocy, wyjmuje z kieszeni paczke papierosów i wyciągam jednego
 - Palisz? - wyciagam w jego stronę paczkę, on przeczy kiwając głową, wyciągam zapalniczkę i zaciągam się. Wypuszczam dym, noc jest piękna, księżyc w pierwszej fazie świeci na bezchmurnym niebie, mróz szczypie w nos
 - A więc Stuart - zaczynam - Lubisz nocne wypady na grzbiecie konia?


Stu?

Od Lionella c.d: Kimberly

Szedłem sobie właśnie na spacer z Ają kiedy jak na ironię losu natknąłem się na Kimberly. Dziewczyna była cała ubłocona po nieudanym przeskoku przez kałużę. Wyglądała żałośnie, a ja ledwo powstrzymywałem się od śmiechu. No błagam jak można być takim frajerem.
- Umm... - starałem się opanować. - A więc mnie szukałaś ? - ożywiłem się nieco, będąc ciekawym czego ona ode mnie jeszcze chce.
- Szukać nie szukałam, jak widzisz sam przylazłeś - mruknęła.
- Celna uwaga. - rzuciłem. - Ale czego oczekiwałaś po takim show na środku przejścia  ?
- Twoja reakcja ani trochę mnie nie zaskoczyła idioto. - przewróciła oczyma przez co przypomniał mi się ten dupek, który był winowajcą całego zdarzenia. Niesamowicie mnie to zdenerwowało.
- Cóż, przynajmniej szybko się uczysz. Czego chciałaś? - powiedziałem oschle i kucnąłem przy mojej suni by ją pogłaskać.
Kim podniosła głowę i spojrzała na moją twarz, spostrzegając moją spuchniętą i rozciętą wargę. Przyjrzała jej się chwilę a potem  spojrzała mi w oczy.
- Wylatujesz ? 
- Oh, a zdążyłaś już się dowiedzieć za co ? - wysyczałem.
- Nie. - westchnęła.- Ale uważam, że to - wskazała palcem na moje usta - jest również skutkiem incydentu za który chcą Cie wywalić.
- Gratuluję spostrzegawczości. - zakpiłem.
- Co żeś narobił ? - dociekała.
- Nie Twój interes. To moje zasrane życie.
Zawiał silniejszy wiatr, przez co dziewczyna się zatrzęsła. Ściągnąłem swoją skórę i zarzuciłem jej na ramiona. Nie wiem po jaką cholerę, no ale cóż stało się. Może chciałem jej coś udowodnić? A może tylko samemu sobie ? Zielonego pojęcia nie mam.
- Szczęścia wam życzę. - zasalutowałem jej i ciągnąc lekko sunię za smycz poszedłem w swoim kierunku.
Achaja była dziś jakaś przygaszona, niechętnie szła ze mną na tym spacerze. Usiadłem więc na ławce  nieopodal terenu szkoły i odpiąłem jej smycz.
- Co jest mała? - zapytałem a ona po merdała mi ogonkiem i rzuciła się pędem w stronę, z której poszliśmy. Jeżeli pobiegła do tej osoby co myślę, to słowo daję nie wytrzymam z tym psem.

< Kim ? > 

Od Stu

Siedziałem w kącie w salonie, jak zawsze. Przewinęło się kilka osób, które ze sobą rozmawiały. Włączony telewizor, stukot butów i krzyki, po prostu cudownie. Nienawidzę tego darcia mordy... więc wyszedłem i szurając stopami o podłogę ruszyłem na dwór. Podreptałem na pastwisko ogierów.
- Dash!- powiedziałem wręcz niedosłyszalnie, ale on przybiegł jak zawsze. Zacząłem go głaskać. Był dla mnie najważniejszy, to on był przy mnie kiedy kogoś potrzebowałem. Niektórzy powiedzą, że to tylko koń. Nie lubię tych ludzi, dla nich zwierze to zwierze, a dla nas członek rodziny, przyjaciel na dobre i na złe. Wsiadłem na niego na oklep i cofnąłem się. Wziąłem rozpęd i przeskoczyłem płot. Pojechałem na dwu godzinną przejażdkę, a kiedy wróciłem, przez przypadek w kogoś wjechałem...

Ktoś?