czwartek, 16 kwietnia 2015

Od Dylan'a

W końcu przyjechałem do tego całego miasta, którego nawet nie lubię... Już myślałem, że nigdy tutaj nie przyjadę, ale jest inaczej niż bym chciał.
To Miami jest takie... No szału nie ma, dupy nie urywa. Musiałem lecieć samolotem. Bynajmniej auto znajduję się już na lotnisku, jakiś plus jest. A motor ma być za parę godzin.
Kiedy wysiadłem z samolotu, bagażę szybko wrzuciłem do bagażnika. Po czym sam wsiadłem na miejsce kierowcy. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu lotniska.
*
Po dotarciu do akademii wysiadłem z auta. Wziąłem bagaże i poszedłem do recepcji. Zakwaterowałem się i zostałem przydzielony do jednego z pokoi, do pokoju numer 4, okazało się, że będę miał trzech współlokatorów. No cóż, bywało gorzej, chyba. Wziąłem głęboki wdech i zabrałem swoje walizki z ziemi. Wszedłem na piętro. Zacząłem szukać pokoju numer 4, jednak nie mogłem go znaleźć. Hah, debil. Takie normalne. W pewnym momencie z pokoju wyszedł jakiś chłopak. Nie z pokoju numer 4, tylko chyba z numer 3, uśmiechnąłem się szarmancko i pewnym krokiem ruszyłem przed siebie. Otworzyłem drzwi od pokoju numer 4.

~Wreszcie~ pomyślałem w duchu. 
Wszedłem do środka. Jacyś dwaj chłopacy patrzyli na mnie jak na odmieńca. Wzruszyłem bezradnie ramionami i zamknąłem za sobą drzwi nogą. Rzuciłem walizki na wolne łóżko i wyszedłem z pokoju. Wychodząc, ktoś na mnie wpadł wylewając kawę na moją ulubioną bluzę, fajnie kurwa. Ugh... Jednak udając, że nic się nie stało zdjąłem z siebie bluzę i poszedłem na poszukiwanie pralni, czy czegoś podobnego, ale moje siły poszły na marne. 
- Jeśli szukasz pralni to idź do recepcjonistki, wypierze Ci. - powiedział jakiś chłopak. Odwróciłem się w jego stronę, był wychudzony. Co on w domu jedzenia nie miał czy jak? Dobra nie mój interes.
Wzruszyłem ramionami i poszedłem tak jak polecił mi obcy. Kobieta wzięła bluzę i od razu gdzieś weszła. Czyżby tam była pralnia? Może tak, może nie. Nie ważne.
Poszedłem do salonu, ten sam chłopak. Siedział na fotelu i oglądał jakiś strasznie nudny i smutny film. Usiadłem na kanapie. Spojrzałem na niego.
- Dasz pilota? - spytałem.
Spojrzał na mnie przelotnym spojrzeniem, po czym ponownie wrócił do oglądania telewizji. Westchnąłem ciężko. Jednak ten mnie od razu uciszył. Rozłożyłem się na kanapie. Kark oparłem o oparcie, a głowa mi zwisała. Ciało było na całej kanapie, nogi opierałem o drugie oparcie, po chwili poczułem jak ktoś mi zwala nogi i sam siada obok. Podniosłem głowę i ujrzałem tą chudzinę co wcześniej. Owinięty był kocem i z zaciekawieniem oglądał telewizję. 

<Stu? Wredoto *^*>

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Od Mary Grace

Był bardzo słoneczny dzień.Zimowe słońce grzało.Lążowałam Lile na otwartym parkurze.Pod siodłem wczoraj brykała dlatego chodziła dziś na wypinaczach.Zastanawiałam się przy po zawodach nie zaźrebić jej jakimś fajnym ogierkiem, chodź źrebak po Lively może być dość rąbnięty.Dlatego w tym wypadku wolałabym kupić sobie nowego szporta.Ostatnii raz pogoniłam klacz batem i wzięłam ją do galopu.Po kilku minutach zwinęłam lonże,odpiełam wypinacze i założyłam kantar oraz derkę.Puściłam Lilkową na pastwisko.W stajni umyłam wędzidło i odłożyłam sprzęt.Od kiedy tu przyjechałam Ameryka bardzo mi się spodobała.Rozmyślałam nawet o zaczęciu jazdy w stylu west,lecz dobrze wiem,że Pani Chenery się nie zgodzi.Podążyłam w stronę akademika,gdzie idę wybierać nowego anglika

<Ktokolwiek?> :3