poniedziałek, 14 września 2015

Od Alaski C.D. Levi'ego

Prychnęłam, za co brunet szturchnął mnie w ramie.
-Jak jej idzie?-Zapytał wskazując klacz, która trochę nerwowo szła wokół nas kłusem.
-Całkiem dobrze.-Szepnęłam nie spuszczając wzroku z kasztanki.-Strasznie mi przypomina jakiegoś konia.
-Jakiego?-Zadał kolejne pytanie, a ja westchnęłam.
-Nie mogę sobie przypomnieć, ale jestem prawie pewna, że już gdzieś ją widziałam.-Odparłam i zwolniłam klacz, żeby po chwili odpiąć lonże i oddać ją chłopakowi. Założyłam toczek i podciągnęłam bardziej popręg. Włożyłam lewą nogę w strzemię, odbiłam się od ziemi i znalazłam się w siodle. Odwiązałam wodzę i złapałam je w odpowiedniej odległości. Przyłożyłam delikatnie łydkę do boków klaczy, która prychnęła i ruszyła kłusem.
-Nieźle się prezentujecie.-Stwierdził Levi, a ja zaczęłam robić serpentynę. Parę kółek kłusa, w czasie których zrobiłyśmy wolty, ósemki, ustępowania i zwroty na przodzie. Zebrałam bardziej wodze i usiadłam w siodło. Na zakręcie przyłożyłam łydkę i wypchnęłam klacz biodrami, na co od razu przeszła do wyższego chodu.
-Ustawiłbyś kilka przeszkód?-Zapytałam, na co chłopak skinął głową. Przegalopowałam dwa kółka na lewo i na prawo, w czasie których brunet zabrał się za ustawianie parkuru. Zwolniłyśmy do kłusa, żeby chwile odpocząć. Kiedy chłopak skończył i wytłumaczył mi kolejność popędziłam klacz do galopu. Pełne koło i najazd na najniższą z przeszkód. Około pięćdziesięcio centymetrowa koperta, a potem o dziesięć centymetrów wyższa stacjonata.  Długa prosta i szereg osiemdziesiąt centymetrów.
-Została ostatnia.-Szepnęłam patrząc na metrowy pijany okser. Klacz dostała łydkę przed przeszkodą, ale zamiast przeskoczyć zahamowała, a potem zrobiła zwrot na zadzie i zaczęła galopować po hali, w tym czasie ja zdążyłam wylądować na piasku za przeszkodą.
-Nic mi nie jest!-Krzyknęłam uprzedzając pytanie bruneta, który biegł w moją stronę. Usiadłam zdejmując toczek. Klacz zaczęła się uspokajać i zwalniać. Levi kucnął przy mnie, a ja zaczęłam zbierać się z ziemi.
-Macie potencjał.-Stwierdził chłopak wyciągając w moim kierunku dłoń. Chwyciłam ją, a chłopak podciągnął mnie do góry.
-Dzięki.-Szepnęłam, kierując się w stronę klaczy, która stała już w kącie sali ze spuszczonym łbem. Zapięłam toczek i wsiadłam na kasztankę, żeby jeszcze ją rozstępować. Po kwadransie zsiadłam z Sariny i ruszyłam z nią do stajni. Cieszył mnie fakt, że sprzęt Anioła na nią pasował i jej nie uwierał. Skończyłam oporządzać klacz i odnosić sprzęt, kiedy za mną pojawił się Levi.
-Posprzątałem hale.-Szepnął mi do ucha.
-Dziękuje, kochany jesteś.-Odparłam i odchyliłam się do tyłu opierając o tors bruneta.
-Zmęczona?-Zapytał, a ja westchnęłam.
-Bardzo.-Mruknęłam i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Dobrze się czujesz?-Zadał kolejne pytanie i poczochrał mi włosy.
-Ta wszystko okay.-Szepnęłam, a chłopak obrócił mnie energicznym ruchem do siebie.
-Taaa wszystko w porządku.-Warknął pokazując, że dłoń jest trochę umazana krwią.
-To tylko drobne rozcięcie.-Mruknęłam wyrywając się z objęć bruneta.

Levi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz