sobota, 16 stycznia 2016

Od Aleksy do Steven'a

Minęło dość sporo czasu, odkąd nie rozmawiałam ze Stev’em. No i nawet nie miałam na to ochoty. Chyba ten rozdział już zamknięty pozostał. Może warto wrócić do rodzinnego miasta, bądź wyjechać w jeszcze nowsze miejsce? Druga opcja brzmiała lepiej. Nie chciałam pozostawać tu dość długo, ale no, nim coś wykombinuje to trochę potrwa. Wszystkie potrzebne mi rzeczy spakowałam. Tylko pozostawiłam parę bluzek, bluz, spodni i oczywiście dużą część bielizny. Reszta była wpakowana do torby. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni. Dość szybko odnajduję numer Jacob’a, z którym już zdążyłam wszystko ustalić. Przyjedzie za kilka dni, w końcu ma tutaj znajomości, ale zgodził się na zamieszkanie w Meksyku. Kiedy kończę rozmowę, odkładam telefon i wychodzę z pokoju. Szybko schodzę schodami na dół akademii, ubieram buty i kurtkę, po czym wychodzę z budynku. Żwawym krokiem idę do stajni. Eden już wystawił głowę ze swojego boksu, na co się cicho zaśmiałam. Idę do siodlarni, zgarniam lonżę i kantar, który zakładam na głowę swojego wierzchowca, szybko wyprowadzam go z boksu i prowadzę do parkuru zamkniętego. Ogier cały czas swoją głową mnie pchał, aż w końcu go zaczęłam głaskać, na co zarżał, znając życie radośnie…
Lonżowałam Eden’a, do momentu kiedy przyszedł Stev. Niepewnie na niego spojrzałam, ale już po chwili zignorowałam jego osobę. Patrzyłam jak ogier robi kółka wokół przeszkód i przechodzi przez nie. W pewnym momencie zwalił jedną przeszkodę. Szybko skróciłam lonżę, zbliżając się do wierzchowca. Pogłaskałam jego głowę i zabrałam się za ustawianie belki na miejsce. Jednak nie miałam jak, gdyż ogier wierzgał. Wyprostowałam się i odwróciłam. Steven szedł w moim kierunku, najwyraźniej chciał ustawić belkę. Odeszłam dość duży kawałek od niego, tym samym lekko szarpiąc lonżę aby ogier się ruszył. Mężczyzna szybko się uporał z tym ustawianiem belki na miejsce, ale nie odszedł, dalej stał.
- Możesz już iść. – powiedziałam, ale on nic.
Mruknęłam pod nosem i powtórzyłam to co mówiłam do niego wcześniej, ale on nic.
- Coś chcesz? – spytałam w końcu.

Steven? Pożegnanie ostateczne? :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz