środa, 11 listopada 2015

Od Luizy - C.D John'a

-Dzięki za instrukcję, ale nie o to chodzi... - odpowiedziałam spokojny tonem.
-To o co? - burknął.
Nie wiedziałam, czy to było przymusowe pytanie, czy od niechcenia. Coś mi się wydawało, że mnie nie polubił, a więc nie chciałam tego przedłużać, a więc rzekła:
-O nic, po prostu się rozglądałam. - i pobiegłam na górę.
Otwierając drzwi dobiegły mnie czyjeś rozmowy. Najwyraźniej moje współlokatorki wróciły. Chciałam je poznać, ale dziś byłam zbyt zmęczona.
Robiło się mi niedobrze, gdy patrzyłam na moje nie wypakowane torby. Po chwili zabrałam się za to i monotonnymi, ospałymi ruchami wypakowywałam rzeczy. Pewnie zabawnie to wyglądało.
Po godzinie, gdy byłam już wypakowana i umyta, położyłam się spać.
Obudziłam się bardzo wcześnie i przez kilka sekund nie wiedziała, gdzie się znajduję. Dopiero po chwili przypomniałam sobie - tak, jestem w akademii, co za spostrzegawczość...
Gwałtownie zerwałam się z łóżka i odwróciłam, aby spojrzeć w okno. Słońce nad horyzontem przypominało złotą monetę. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmury. To będzie piękny dzień, pomyślałam , czując na plecach przyjemny dreszcz.
-Ciekawe jak wyglądają tu okolice. - szepnęłam do siebie.
W delikatnym brzasku poranka pola i lasy wyglądały jeszcze bardziej tajemniczo. Chciałabym już zaraz wyruszyć z Arabellą w tereny, ale za nim to nastąpi to... Ehh... Trochę minie. Po za tym dziś mam trening, a ta myśl rozbudziła mnie najbardziej. Ciekawe kto będzie go prowadził.
***
Schodząc na dół, poczułam ostrą woń męskiego dezodorantu. Ku mojemu zaskoczeniu przy schodach stał ten sam chłopak, co wczoraj, z telefonem w ręku.
-Cześć - uśmiechnęłam się.
-Siema - rzuciła obojętnie.
-Też idziesz do stajni? - spytałam patrząc na chłopaka.
(John? Brak weny...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz