sobota, 31 października 2015

Od Elizabeth

Kiedy przyjechałam do Akademii swoim starym gratem, byłam cała w nerwach. Siedziałam w samochodzie wsłuchując się w bębniący o szyby deszcz i próbowałam uspokoić oddech. W końcu poddałam się i zmusiłam się do wyjścia. Nie przejmując się ulewą podeszłam niespiesznie do przyczepy, gdzie czekała na mnie moja klacz, Dalia. Widać moje zdenerwowanie udzieliło się również jej. Stukała nerwowo kopytami rozglądając się niespokojnie.
- Ciii, nic ci nie grozi. - szepnęłam do niej. 
Złapałam ją za uwiąz i zaczęłam się kierować w stronę stajni. Chwila... Nie, najpierw odniosę jej sprzęt do siedlarni. 
Po powrocie zgarnęłam w końcu Dalię i weszłyśmy do stajni. Stanęłam jak zamurowana. Nigdy w życiu nie widziałam tak wielkiej stajni. Skierowałam się w stronę gdzie numery boksów rosły, aż w końcu odnalazłam boks 46. Wprowadziłam klacz do środka, widocznie zaopatrzonego wcześniej w jedzenie. Pogłaskałam klacz na pożegnanie, wróciłam do samochodu i wkrótce stałam przed drzwiami akademii trzymając w obu rękach ciężkie walizki i modląc się w duchu, aby wszystko poszło dobrze.
- Dzień dobry. - recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, gdy tylko znalazłam się w ciepłym wnętrzu budynku. Przywitałam się z nią, a ona wręczyła mi kluczyk do pokoju nr 2. Teraz pozostało najtrudniejsze zadanie: poznanie nowych ludzi. Zaczęłam pospiesznie wskakiwać po schodach, mając nadzieję na nikogo nie natrafić. Ale oczywiście miałam pecha. Z rozpędem wpadłam na zakręcie na schodzącego z góry wysokiego blondyna. 
(Luke?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz