poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Alaski C.D. Levi'ego

Wypuściłam nieświadomie wstrzymywane powietrze i weszłam do pokoju. Szybki prysznic i poszłam się położyć. W nocy męczyły mnie trochę koszmary, ale wreszcie udało mi się zasnąć.
******
Otworzyłam oczy i przetarłam je dłonią. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwunastą.... zaraz, zaraz dwunasta. Zerwałam się, z łóżka i ruszyłam do łazienki. Szybko się wykąpałam i owinięta w ręcznik zaczęłam sobie suszyć włosy.  Nagle, ktoś zapukał do drzwi. 
-Cholera...-Mruknęłam poprawiając ręcznik. Podeszłam do drzwi i je delikatnie uchyliłam.  Levi stał oparty o framugę.
-Gotowa?-Zapytał i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się zadziornie, a ja miałam ochotę strzelić go w ramię, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, bo każdy gwałtowny ruch mógł odkryć niepożądany kawałek ciała.
-Spotkajmy się, za dziesięć minut przy samochodzie.-Mruknęłam ruszając w stronę szafy. Szybko założyłam ubranie i zgarnęłam torebkę. Zatrzymałam się jeszcze na chwile przed lustrem oceniając efekt końcowy. Ciemne rurki, czarny T-shirt i koszula w czerwoną kratkę. Założyłam czerwone trampki i ruszyłam na parking, gdzie stał już pick-up z przyczepą dwukonną. Westchnęłam wsiadając na miejsce pasażera.
-Chciałam się rozejrzeć, a nie od razu kupować konia.-Mruknęłam, na co brunet nie odpowiedział, tylko poruszył śmiesznie brwiami.
-Dobra jeźdźmy już.-Dodałam po chwili zapinając pasy. Chłopak odpalił samochód i wyjechał na drogę. W ciągu godziny dojechaliśmy na miejsce.
-To co idziemy?-Zapytał, a ja kiwnęłam głową. Ruszyliśmy w stronę pierwszej hali. Mijałam stoiska, żaden koń nie przyciągał mojej uwagi. W pewnym momencie zorientowałam się, że zgubiłam Levi'ego. Westchnęłam idąc dalej, po pewnym czasie znalazłam się w drugiej hali, która była bardziej przeznaczona dla rzeźników. Rozglądałam się, wszędzie stały głownie stare konie. Ruszyłam dalej, ale kiedy usłyszałam rżenie i stukot kopyt odkręciłam się. Ludzie krzyczeli odskakując na boki, żeby uciec przed pędzącym środkiem koniem. Stanęłam mu na drodze i uniosłam ręce do góry.  Kasztan nieoczekiwanie stanął parę metrów przede mną i chciał zrobić zwrot na zadzie, ale złapałam go za uwiąz, który latał bezwładnie we wszystkie strony.  Koń wspiął się, ale szybko sprowadziłam go na dół.

-Zastrzelę bydle i tak jej nikt nie kupi!-Wrzeszczał mężczyzna, który szedł przez tłum ze strzelbą.
-Ja kupie.-Powiedziałam stając na drodze między nieznajomym, a klaczą.
-Co taka dziewucha zrobi?
-Niech pan jej pozwoli, ona ocaliła ludzi przed tym koniem.-Osoby zaczęły wychylać się z tłumu. Mężczyzna był nieugięty, ale wreszcie uległ.
-No dobrze. Wyprowadź ją stąd i spotkamy się przy wyjściu.-Rzucił i zniknął w tłumie. Delikatnie pociągnęłam za uwiąz, ale klacz  zaparł się i nie chciała ruszyć. Zdjęłam koszule, którą miałam na sobie i zawiązałam na kantarze, tak aby zasłaniała jej oczy. Zaczęłam  iść z nim na zewnątrz, gdzie już czekał mężczyzna. Wręczyłam mu plik banknotów, a w zamian wręczył mi dokumenty klaczy.  Ruszyłam do przyczepy, gdzie podopieczna weszła bez problemu. Usiadłam na rampie i zaczęłam przeglądać papiery klaczy.
Imię: Sarina
Wiek: 16 lat
Rasa: NN
bla,bla, bla....
Coś mi tu nie pasowało, klaczy wygląda na maksymalnie osiem lat i jakby była rasy holenderskiej. Wydawało mi się nawet, że gdzieś ją już widziałam. Przerwałam  moje rozmyślenia odkładając obok dokumenty. Miałam rozciętą dłoń, ale się zbytnio tym nie przejęłam. Zaniosłam papiery do schowka w samochodzie, po czym ponownie usiadłam na rampie.  Delikatnie przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w cisze.
-Gdzieś ty była?-Usłyszałam z oddali głos Levi'ego. 
-Ratowałam życie konia i ludzi, ale to nieważne widzę, że już jesteś i możemy jechać.-Westchnęłam i oparłam się dłońmi na rampie. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, a potem wstałam.
-Pokaż rękę.-Powiedział, a ja wyciągnęłam lewą dłoń uśmiechając się lekko.
-Drugą..-Mruknął, a ja westchnęłam.
-Nic mi nie jest.-Szepnęłam, a brunet patrzył nadal na mnie jakby nie wierzył.
- W takim razie pokaż rękę.-Naciskał dalej, aż w końcu zrezygnowana wyciągnęłam prawą dłoń w jego stronę.
-To tylko lekki rozcięcie.-Tłumaczyłam, a Levi spojrzał na mnie karcąco.
-Trzeba to opatrzyć.-Powiedział, a ja jęknęłam.
Levi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz