środa, 4 marca 2015

Od Leyci - C.D Nathan'a

- Nie możesz się ogrzewać sam? - mruknełam
 - Wolę z tobą - jego twarz była przy moim uchu, gwałtownie się obróciłam i wstałam, podeszłam do okna, byłam nieco zła - Leyci co jest? Przecież żartowałem - zaśmiał się, nie odzywałam się, podszedł do mnie, tak że światło bijące od księżyca lekko na nas świeciło i widziałam zarys jego twarzy - Coś nie tak? - poczułam jego ramiona, odsunełam się
 - Wszystko okej tylko... tylko nie chce się pakować w coś co do czego nie mamm pewności i nie chcę znów być zraniona, okej? A myślę że posuwamy się trochę za daleko
 - To ty chciałaś żebym udawał twojego chłopaka
 - Wiem, i to był chyba zły pomysł - westchnełam - Ale nie ważne, przepraszam po prostu się boję że - zagryzłam wargę - Po prostu nie chcę się potem zawieść - mruknełam i położyłam się na łóżku przykrywając po uszy kołdrom. Chciałam jak najszybciej zasnąć.

Rano, bardzo rano, gdyż wstałam już o piątej bo nie mogłam zasnąć, wyszłam z pokoju nie budząc Nathan`a i powędrowałąm do kuchni. Zjadłam szybko śniadanie składające się z płatków. Wyszłam na zewnątrz zwiedzałam chwile stare domowe tereny, po czym zawędrowałam do stajni, niektóre konie pamiętałam doskonale, stara szkapa na której sę uczyłam wciąż żyła, ale chyba nikt już na niej nie jeźdźił bo ledwo stała na nogach, pogłaskałam ją i przeszłam dalej. Gniady ogier, jedyny w stajni stał jak zwykle w swoim boksie. Dispero, koń taty, gdy jeździliśmy w terenyzawsze na nim jeździł, kolejne dwa konie były mi nieznane, jeden młody, może dwulatek z charakterystyczną dla źrebaków Dispero białą skarpetką na lewej nodze przedniej, więc pewnie to jego potomek. Drugi koń był jednak dojrzały, możliwe że anglik, był to wałach i silnych kończynach i kasztanowatej maści. Na karcie było napisane Billi, śmieszne imię. Dalej stała klacz mamy, siwa, z tego co pamiętam nikt na niej nie jeździł oprócz mamy więc pewnie ma "niedobór ruchu". W kolejnym boksie stała dla mnie niespodzianka, czarny fryz, klacz o imieniu Hope, siostra Lidera, dawno na niej nie jeździłam, zawsze gdy ktoś przyjeżdżał ze znajomych, ja jechałam na niej a ktoś inny na Liderze, ona też była bardziej cierpliwa od Lidera i nie podniecała się na widok wszystkiego. Klacz nieufnie mi się przyglądała ale po chwili zarżała, może mnie poznała? I podeszła, wyprowadziłam ją na zewnątrz i zaczełam czyścić, piętnaście minut zajeło mi doprowadzenie jej do porządku. Założyłam jej siodło wiszące na haku z jej imieniem oraz ogłowie, owinełam jej również nogi czerwonymi owijkami. Zabralam pierwszy, lepszy kask i wsiadłąm. Pojechałąm na stary maneż, był trochę nierówny, ale dało się na nim jeździć. Klacz chodziła super, bardzo dobrze się z nią dogadywałam, reagowała na każdy mój ruch, jakby ktoś ją szkolił, a nie przypominam sobie aby tata miał zatrudnione jakichś specjalistów.
Po niecałej godzince wróciłam do stajni
 - Jedziemy w teren? - usłyszałam za sobą głos Nathan`a
 - Okej - uśmiechnełam się
 - Jakiego mogę wziąć konia?
 - Czarnego ogiera, stoi w jednym z pierwszych boksów, Dispero, to koń mojego taty - uśmiechnełam się


Nathan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz