czwartek, 12 lutego 2015

Od Melloow CD Benjamina

Zastanowiłam się nad jego słowami. Nie miałam w sumie tego dnia nic ważnego do roboty, ale... niech będzie samo kino.
- Tak - odparłam krótko. Benjamin uśmiechnął się. - Dawno nie byłam w kinie. Co leci.
- 50 twarzy Grey'a - powiedział szczerząc zęby.
- Idziemy naoglądać się seksu? - wydęłam policzki.
- Skądże znowu, to wręcz klasyka! - odpowiedział poważnie chłopak.
- Czyli jednak gołe dziwki - rzuciłam stając z krzesła.
- Niestety, bywa! Nie mów, że tego nie czytałaś...
- Zdziwiłabym się gdybyś powiedział, że to czytałam - parsknęłam.
- A jednak! To jesteśmy umówieni, mam rozumieć? - zapytał figlarnie gdy odłożyliśmy tacki. Odrzuciłam włosy i poprawiłam na ramieniu torbę.
- Tak. Lecę na lekcje, już zaliczyłam dwa spóźnienia. Potem się widzimy bo mamy razem angielski i w-f - powiedziałam szybko, cmoknęłam go przelotnie w policzek i pobiegłam do sali.
***
Kilka pierwszych lekcji to była istna masakra. Nie zrozumiałam nic z ani jednej. Z resztą - nawet nie próbowałam się skupić. Co mi z tego, że będę wiedzieć, że g = 10 m/s2, skoro nie będę potrafiła przykładowo stanąć na rękach na koniu w galopie? Hę?
Jedynie na angielskim miałam trochę zabawy, bo mieliśmy cicho pracować w parach, a my z Benem trochę się rozgadaliśmy, więc baba chciała nas przesadzić. Benjamin powiedział, że nigdzie mnie nie puści, a gdy babsko zagroziło uwagą do dziennika, chłopak puścił mnie i dobitnie pocałował prosto w usta, więc tak czy siak uwagi dostaliśmy. Chociaż było zabawnie. Potem rozruszałam się nieco na wf-ie, bo mieliśmy łączony z chłopakami, i moja drużyna ograła drużynę z Benem 5:4. Ta lekcja była ostatnia, więc zaraz po niej postanowiłam iść do stajni, gdyż o 14 miał przyjechać wet.
- Nieźle grasz, skarbie - skomplementowalam Benjamina w drodze do stajni. Na te słowa jęknął.
- Nie chcę mieć nigdy więcej z tobą w-f, zrozumiano?
- Ale ciemu? - objęłam chłopaka w pasie i wygięłam usta w podkówkę.
- Bo źle się z tobą przegrywa, ot co! - wykrzywił się chłopak, ale również mnie objął.
- E tam, nie przesadzaj - rzuciłam lekko. Weszliśmy do stajni. - Ciekawe, jak się ma mój ogierek.
- Nie powinno być źle... - powiedział niepewnie Benjamin i zajrzał do konia. Niestety, mylił się. Noga spuchła, i wyraźnie sprawiała koniowi ból. Jęknęłam.
- Jest jeszcze gorzej - wymruczałam ponuro. W oczekiwaniu na weterynarza przeczyściłam go miękką szczotką. Kiedy skończyłam, zjawił się wet.
- Cześć Melloow, co słychać? - rzucił z uśmiechem. - Zaraz zajmiemy się Espada - okropnie go lubiłam, był taki empatyczny i przystojny. Na chwilę zapomniałam o Benie.
- Hej Lucas. Okropnie się o niego martwię... nie jest chyba najlepiej - powiedziałam wpuszczając go do boksu. Obejrzał uważnie nogę.
- Nie jest to zakażenie, zwykła reakcja obronna. Nie wygląda to poważnie, ale wszystko zależy od przyczyny utykania... ale raczej możemy wykluczyć inne części ciała poza nogą. Inaczej nie zrobiłaby się opuchlizna. Kiedy to zauważyłaś? - zapytał mnie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odezwał się Benjamin:
- Podczas treningu woltyżerki, kiedy Mell spadła na jego grzbiet - powiedział szybko, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Wcześniej mieliśmy trening skokowy, więc mógł się opracować - wyjaśniłam patrząc z ukosa na Bena.
- Ta kulawizna to bardzo prawdopodobne, że właśnie z naciągnięcia. Wcześniej stał na pastwisku?
- Nie, w boksie.
- To wszystko jasne. Nie może stać w boksie, a potem mieć dwóch intensywnych jazd. Nie jestem pewien czy to od tego, ale równie dobrze mogło boleć go dłużej, tylko tego nie okazywał. Przepiszę mu maści i lekarstwa, a jutro ci je wyślę, ok? - uśmiechnął się.
- Jasne - odwzajemniłam uśmiech.
- A następnym razem... Niech biega co najmniej trzy godzinki po pastwisku, i jeśli z nim nie pracujesz, wpinaj go po pół godzinki do karuzeli - dodał jeszcze zamykając torbę. - Skoro jestem, zrobię jeszcze przegląd generalny, i to by było na tyle.
- I całe szczęście! - rzucił cicho Benjamin z naburmuszoną miną. Szturchnęłam go, żeby się zachowywał, ale Lucas tylko zaśmiał się.
- Mam dwadzieścia siedem lat, jestem dla niej za stary - z uśmiechem na ustach oznajmił Lucas Benowi. To w sumie urocze, że był zazdrosny. Ben tylko prychnął.
- Koń zdrów jak ryba, poza nogą rzecz jasna. Lekarstwa wyślę ekspresem, może dojdą na jutro albo pojutrze. Do zobaczenia, Mell! - uścisnął moją dłoń i dotknął mnie po ramieniu.
- Do zobaczenia! - uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Kiedy wyszedł, zauważyłam jak Ben odetchnął z ulgą.
- On ma narzeczoną w ciąży - roześmiałam się, przylgnęłam do niego i pocałowałam go namiętnie.

<Ach, Benioszku zazdrośniku xD ^^ sorki, że nijakie, jakieś takie bez składu i długo czekałaś, ale mam małe komputerowo-telefonowe problemy ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz