niedziela, 16 sierpnia 2015

Od Nam Soo

- Panienko? Panienko? – usłyszałam ciche wołanie z przodu samochodu.
Zdjęłam słuchawki i pytająco spojrzałam na Josepha.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział ze spokojem, charakterystycznym dla szoferów.
Skinęłam krótko głową i wysiadłam z czarnego land rover’a.
Podeszłam do przyczepy i powoli wyprowadziłam Min Su. Pogłaskałam go po chrapach, rozkoszując się ich miękkością.
- Zanieś sprzęt do siodlarni – rzuciłam krótko do Josepha i ruszyłam w stronę stajni.
- Chcesz trochę pojeździć? – wyszeptałam ogierowi do ucha i sprawnie wskoczyłam mu na grzbiet – No to naprzód.
Pokłusowaliśmy do trochę oddalonego budynku stajni, po drodze płosząc stado zaspanych wróbli.
Przed drzwiami zsiadłam z Min Su i weszliśmy ramię w ramię do budynku. Zewsząd powitał nas zapach siana i koni oraz kakofonia rżenia.
Szybko znalazłam boks z numerem 12 i ulokowałam w nim ogiera.
Z zadowoleniem zauważyłam, że jest naprawdę spory, dając mojemu Min Su wystarczająco dużo przestrzeni. Przed odejściem rozplotłam mu ogon i wymasowałam nogi olejkiem z zielonej herbaty. Po całusie w ciepły nos, wyszłam na zewnątrz.
Wracając do samochodu minęłam Josepha, który znosił mój sprzęt do siodlarni.
W drodze do pokoju zgarnęłam walizki i mój mały plecaczek. Zaciekawiona przyjrzałam się Akademii. Z zadowoleniem zauważyłam, że zupełnie nie przypomina Willi. W lekko starodawnym stylu, z czerwoną dachówką i białymi ścianami, prezentowała się naprawdę zachęcająco.
Po głębszym oddechu przekroczyłam próg mojego nowego domu. Rozejrzałam się po pokaźnym holu i powoli zaczęłam wspinać się na wielkie schody. Weszłam na 1 piętro i zaczęłam rozglądać się za pokojem nr 4.
Po krótkich poszukiwaniach znalazłam go gdzieś w połowie korytarza. Weszłam cicho i rozejrzałam się po wnętrzu. Z tego, co zauważyłam w promieniach wschodzącego słońca, wydawał się naprawdę ładny.
Stało w nim 6 2-osobowych łóżek, każde z wydzieloną własną przestrzenią. Dominującymi kolorami była biel, beż i brąz. Na 2 łóżkach widziałam skulone, pogrążone we śnie postacie. Pozostałe 4 aż raziły pustością. Po chwili zastanowienie, wybrałam posłanie jak najbardziej oddalone od śpiących dziewczyn. Z mozołem zaczęłam układać ubrania w szafie. Samo wyjmowanie butów i bandanek zajęło mi, co najmniej pół godziny. Kiedy wreszcie udało mi się ogarnąć swoje rzeczy było około 4 nad ranem.
Przebrałam się ze znoszonych ubrań, wymieniłam turkusową bandanę na czerwoną w gwiazdki i dobrałam moje ukochane, mocno już znoszone granatowo - białe trampki.
Doskonale wiedząc, że już dzisiaj nie zasnę, bezszelestnie wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę stajni.
Nasypałam Min Su jego poranną porcję owsa, narzuciłam trochę siana. Kiedy zjadł zasłużony posiłek, wyszłam z nim na odkrytą przed chwilą ujeżdżalnię. Zamknęłam za sobą bramę i zaczęłam go lonżować. Z zachwytem patrzyłam na mięśnie poruszające się pod skórą, kiedy zachęcałam go do kłusa i galopu. Straciłam rachubę czasu, co chwilę karząc mu zmienić kierunek czy tempo.
Nagle usłyszałam ledwo słyszalne skrzypnięcie. Min Su nadstawił uszu, lecz kazałam mu dalej ćwiczyć, nie chcąc pokazać obcemu, że wiem o jego obecności.
Już miałam się odwrócić i spojrzeć nieznajomemu w oczy, jednak był szybszy.
- Nie uważasz, że lonżowanie konia o tej porze, jest troszkę dziwne? – usłyszałam lekko kpiący głos za moimi plecami.
Odwróciłam się szybko, ruchem ręki wstrzymując Min Su od dalszego biegu.
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz