środa, 22 lipca 2015

Od Alaski CD Levi'ego


-Dziwne, przecież Levi jest spoko. Można z nim na luzie porozmawiać i pojeździć na desce.
Moje przemyślenia przerwał chłopak, zarumieniłam się lekko i zaczełam jechać dalej. Nastała między nami krępująca cisza. Po paru minutach dojechaliśmy do miasta. Połaziliśmy troche po mieście, zaszliśmy na chwile do kafejki na kawe i ciastko. Po dwóch-trzech godzinach wybraliśmy się w drogę  powrotną. Jechałam zastanawiając sie czy wszystko w porządku z Aniołem. Wreszcie dojechaliśmy do bramy akademii. Wjechaliśmy na jej teren i zatrzymaliśmy sie dopiero przed dziedzińcem. Zeszłam z deski i spojrzałam na Levi'ego, który milczał od jakiegoś czasu.
-Dzięki, za miło spędzony dzień.-Szepnełam zakładając kosmyk włosów za ucho. Levi spojrzał na mnie i tez lekko sie uśmiechnął. Wziełam deske i zaczęłam kierować się w strone pokoju.
-Alaska!!!Alaska!!!-Odwróciłam sie i zobaczyłam Lene. Była przestraszona, a ja obawiałam się najgorszego. Dziewczyna złapała mnie za ręke i zaczeła ciągnąć mnie w strone stajni. Upuścilam deske i torbe i zaczelam biec za nią. Szatynka nie była w stanie nic powiedziec. Wreszcie wpadłam do boksu Anioła. Wałach miał drgawki i krew wyciekała mu z chrap.
-Dzwoń  po weterynarza.-Powiedziałam klękając przy łbie wałach. Dziewczyna pobiegła do siodlarni, a ja trzymałam łeb Anioła, żeby nie zrobił  sobie krzywdy.
-Ciiii kochany, spokojnie.-Powiedziałam łagodnie, choć w środku walczyłam z emocjami. Po kwadransie w stajni znalazł się weterynarz. Zdążył tylko wejśc, kiedy się odezwałam.
-Niech pan skróci mu cierpienie.-Szepnęłam ze łzami w oczach. Mężczyzna kiwnął głowa i wyjął z torby strzykawke. Weterynarz wstrzyknął całą zawartość strzykawki.
-Moze pani z  Nim zostać. Pare minut i to sie skonczy.-Powiedzial, na co ja nawet nie zwrociłam uwagi. Siedziałam z lbem Aniola głaszcząc go. Wałacha przestały męczyć drgawki, i jego powieki coraz ciężej sie podnosily. Anioł  zarżał w pewnym momencie jakby chciał się pożegnać. Uśmiechnełam sie lekko, a powieki  wałacha zamknły się na zawsze. Łzy spywały po moich policzkach kapiąc na ciepła jeszcze skóre konia. Przesiedziałam tam jeszcze pół godziny.... a może godzine nucąc piosenke, ktora sluchalam jeżdżąc na Aniele. W pewnym momencie wszystkie emocje jakie trzymałam w sobie przekroczyły miarę... pękłam. Wstałam deliatnie zsuwając łeb konia z kolan. Wybiegłam z boksu, łzy zamazały mi cały obraz. Biegłam na oślep, aż wreszcie zaszyłam sie na dachu. Uczniowie czesto tam chodzili żeby zapalić, ale teraz nikogo tam nie było. Usiadłam na brzegu i podwinęlam kolana. Łzy nieprzestawały spływać po moich policzkach.
Levi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz