poniedziałek, 16 lutego 2015

Od Melloow CD Benjamina

Na chwilę mnie zatkało. Myślałam, że on chce... tylko jednego, a tu taki prezent... Ta sukienka była śliczna, biała, wyszywana jakimiś diamencikami. Na ramiączkach. Przepasana srebrną kokardą. Ale nawet w swojej piękności była o wiele, wiele, wiele za droga. Grubo ja przecenili, w tym pojęciu wzwyż. Otworzyłam pudełko, a tam leżało to cudo.
- Ona jest rewelacyjna - wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
- Też tak uważam - uśmiechnął się szelmowsko. Z włosów kapała mi woda, i ogólnie wyglądałam pewnie jak siapek. Ale makijaż wytrzymał, chociaż tyle.
- Przebierz się w nią - powiedział Ben kiwając głową. Z czupryny kapnęło mu kilka kropli.
- Jestem cała mokra, zniszczę ja - pokręciłam głową.
- Hm, no tak. W łazience Ned powinien trzymać jakieś ręczniki... Chodź za mną - powiedział Benjamin i otworzył drzwi. Ruszyłam za nim.
- Hej, w sumie chodzenie w szpilkach po basenie jest całkiem fajne - parsknęłam.
- Możemy to powtórzyć - odparł z błyskiem w oku.
- Nie ma takiej opcji. Jeszcze raz coś takiego zrobisz, i nie będziesz miał później sukienki... - pogroziłam mu.
- Oh, no dobrze - odwrócił się i pocałował mnie w usta. Potem wręczył mi ręcznik i zostawił mnie w łazience. Sukienka była idealna, no, poza tym, że była trochę za ciasna w biuście... I stanik mi do niej nie pasował, więc wystawał. Chamsko to wyglądało, ale trudno. Swoją mokrą zwinęłam w rulon i zabrałam ze sobą. Rajtuzy miałam całkowicie mokre, ale na szczęście wzięłam drugą parę. Z włosami to już chyba nic nie zrobię... Zwinęłam je szybko w rozklekotanego koczka i spięłam wsuwkami. Poprawiłam usta pomadka i gotowe. Jakoś wyglądam.
Wyszłam z łazienki i teatralnie westchnęłam.
- Pasuje. Szkoda tylko, że wyglądam jakbym miała iść wyrzucić śmieci... I w ogóle z tymi śmieciami zamieszkać - machnęłam ręką.
- Ta sukienka zdecydowanie nie nadaje się na śmietnik - wyszeptał.
- Dziękuję - odpowiedziałam i w ramach podziękowania namiętnie pocałowałam go w usta.
- Ślicznie wyglądasz - wyszeptał cicho i dotknął mojego ramienia, a mnie przeszedł dreszcz. Było tutaj cicho i spokojnie, szum imprezy nie docierał aż tu.
- Ty też...
- Chodź muszę się przebrać.
- Masz ciuchy? Przemyślałeś to wcześniej? - zmarszczyłam się. Nienawidzę się marszczyć, bo potem mam... zmarszczki?!
- Nie. Wezmę coś od Neda. Nie obrazi się. - wyszczerzył się. Wybrał prawie identyczną do swojej koszulę i już miał ja ubrać, kiedy powstrzymałam go.
- Zostań bez... - powiedziałam po czym dotknęłam jego nagiego torsu.

< Benjamin? Nagi tors ;o>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz