wtorek, 6 stycznia 2015

Od Lionella - CD historii Kimbelry

POLECAM CZYTAĆ!


Kiedy wyszedłem z łazienki dziewczyny już nie było, zabrała też swoje rzeczy... a więc rozumiem, że to koniec z dzisiejszej zabawy. Poszedłem wziąć zimny prysznic żeby jakoś dojść do siebie. Zupełnie nie rozumiałem dziewczyny, nie mogła mi po prostu powiedzieć że nie ? Kobiety ich nigdy nie zrozumiesz.
W swoim zasranym życiu już dużo się przejmowałem więc nie miałem zamiaru robić tego i tym razem, po prostu szkoda mi na to czasu. I tak to nic nie zmieni.
Ubrany, wymyty ogarnąłem swoje rzeczy i spostrzegłem, że na łóżku leży jej bransoletka. Momentalnie się zdenerwowałem, chwyciłem ją i wpierdoliłem w kąt pokoju. Wyciągnąłem z szuflady papierosy i wyszedłem na balkon. Była godzina 23 a więc obowiązywała cisza nocna a więc wszelkie wyłażenie z pokoi było zabronione.
Kiedy zacząłem jarać spojrzałem na oświetlony przez uliczne lampy chodnik. Pierwsze piętro to zaskakująco nisko. Bez dłuższego zastanowienia przełożyłem nogę przez barierkę a zaraz za nią drugą i po chwili wylądowałem na trawniku.
Zaśmiałem się kpiąco, po czym włożyłem do uszu słuchawki i udałem się do okolicznego baru. Mniej więcej dwadzieścia minut szybkim krokiem z buta.
Od piętnastego roku życia nie miałem problemu aby dostać się na dyskoteki bez dokumentu potwierdzającego moją pełnoletność dzięki temu że wyglądałem starzej i posiadałem ehm... powiedzmy znajomości.
Wszedłem, zająłem miejsce przy barku i poprosiłem barmana o jakiś mocny trunek. Byłem wkurwiony i zdenerwowany, a może tylko rozczarowany ? Nie, byłem zły.
Kopciłem peta, za petem i kiedy byłem nieco wstawiony jakaś laska wyciągnęła mnie na parkiet. Nie chciałem tańczyć ale jej duży dekolt  był dość przekonujący... Nie wiem ile czasu tam spędziłem ale kiedy wyszedłem na ulicę nie było żywej duszy, jedynie księżyc rozjaśniał drogę powrotną.
-No i co?! Myślisz, że jesteś mi potrzebna ? Phi, wcale że nie. Bez Ciebie bawiłem się wspaniale, może nawet lepiej.- powiedziałem sam do siebie i przyśpieszyłem nieco kroku.
Kiedy wszedłem do Akademii miałem głęboko tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę czy ktoś mnie nakryje czy nie. Wpadłem do pokoju i odszukałem rzecz należącą do dziewczyny.  Przypomniałem sobie listę pokoi i ich lokatorów dlatego też wiedziałem gdzie Kim ma pokój.  Wziąłem do ust ostatniego papierosa i go zapaliłem po czym natarczywie dobijałem się do drzwi. Po jakimś czasie otworzyła mi wyczekiwana przeze mnie osóbka.
Przybrałem obojętny wyraz twarzy i oparłem się lekceważąco o framugę. Mój głos ociekał ironią, a czy patrzyły przeszywająco mrożąc krew w żyłach.
Jej zdumienie było bezcenne.
- L-lion?
- Lionell - poprawiłem i strzepałem spaloną część papierosa na podłogę. - We własnej osobie- zakpiłem. - Słoneczko kiedy bez słowa wychodziłaś chyba o czymś zapomniałaś. - podałem jej bransoletkę, wzruszyłem ramionami i dmuchnąłem dymem w twarz. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem ponownie na dwór gdyż jełopy zdążyły wrócić do pokoju. Proszę bardzo, skoro tak gramy to niech będzie. A chuj pierdole to wszystko. Nie mam ochoty patrzeć na mordy tych ludzi. Znów opuściłem teren akademii bez zamiaru powrotu na jutrzejsze zajęcia.

< Kim ? nom więc już wiesz jak zareagował ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz