sobota, 17 stycznia 2015

Od Leny do Aleksandra

-Ja na razie Cie zostawię. Odpocznij.-Powiedziałam i wyszłam z pokoju. Poszłam przebrać się w strój do jazdy. Kiedy byłam gotowa poszłam do stajni. Jakimś cudem udało mi się doprowadzić Star do ujeżdżalni. Puściłam klacz, a ta jak najszybciej oddaliła się ode mnie. Stanęłam na środku i rzuciłam line w stronę klaczy, która strzeliła baranka i ruszyła galopem przy ścianie. Klacz galopowała cały czas, jak najdalej ode mnie. Zrobiłam krok do przodu, a ona zrobiła zwrot.

Minęła godzina, a klacz nadal nie odpuszczała. Zaczął padać deszcz, który utrudnił sprawę. Światła oświetlające ujeżdżalnie zgasły po uderzeniu pioruna. Nic nie widziałam, wszędzie było ciemno. Usłyszałam rżenie klaczy i stukot kopyt. Zaczęłam uciekać, ale przed samym ogrodzeniem upadłam. Doczołgałam się do ogrodzenia, o które oparłam się plecami. Po chwili niebo rozdarł piorun, a ja zobaczyłam Star, której kopyta znajdowały się tuż nade mną. Uniosłam ręce nad głowę, automatycznie. Byłam już przygotowana na uderzenie, ale poczułam jak ktoś wyciąga mnie z tamtą. Oddychałam ciężko myśląc o tym co przed chwilą mogło się ze mną stać.
-Dzi..dziękuje.-Wyjąkałam. Byłam przestraszona i zmoknięta.
-Nic Ci nie jest?-Zapytał nieznajomy, a ja dotknęłam czoła. Na początku myślałam, że to strużki deszczu spływają mi po twarzy, ale kiedy zobaczyłam, ze to krew przestraszyłam się. Chłopak to zauważył i zaprowadził mnie do siodlarni. Usiadłam na kanapie, a chłopak wziął apteczkę. Wyjął z niej wodę utlenioną i opatrunek. Siedziałam na kanapie i nawet nie myślałam kim jest ów chłopak. W mojej głowie była pustka. Nieznajomy usiadł przede mną i zaczął delikatnie przemywać ranę. Syknęłam, kiedy polał wodę utlenioną. Chłopak założył opatrunek, a ja w końcu domyśliłam się, że musiałam sobie zrobić krzywdę, kiedy się wywaliłam.
-Dziękuje.-Powiedziałam i spojrzałam na nieznajomego.
Aleksander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz