środa, 17 grudnia 2014

Od Nivan'a cd John'a

Uśmiechnąłem się szeroko, pokiwałem głową, złapałem Nerucha na smycz i wyszedłem z nim na dwór. Poszliśmy koło padoku i spotkaliśmy Angie. Na przywitanie pocałowałem ją, a Nero zaczął szczekać jakby był zazdrosny.
- A kto to?- ukucnęła przy nim, a on ją obwąchał.
- Nero... pies John'a, ale pozwolił mi wyjść z nim na spacer!- wyszczerzyłem się, a on polizał Angie po ręcę. Po chwili znalazł się na jej kolanach i zaczął ją lizać po twarzy.- Neruch!- zaśmiałem się, a on do mnie podbiegł przekręcając łebek. Podniosłem go na wysokość twarzy, a on ugryzł mnie w nos.- Ty wariacie ty! Ja idę z nim dalej... pójdziesz z nami?
- Niestety, ale idę do Leny...
- Ploooose...- odwróciłem Nero w jej stronę, przytuliłem głowę do jego łebka i obaj zrobiliśmy słodkie minki.
- Nivan... Nero... ja idę do Leny...- pocałowała mnie w usta, a Nerucha podrapała pod pyszczkiem. Poszła, a my z piesełem ruszyliśmy dalej. Tylko spotykaliśmy jakiegoś konia, ten zaczynał wariować ze szczęścia...

*
Kuśtykając wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku.
- Nivan!
- Tak?
- Gdzie Nero?- John był wkurzony... rozpiąłem kurtkę a spod niej wyskoczył radosny szczeniak. Rzucił się na John'a, a ja przewróciłem się na drugi bok.- Nivan... co jest?- podniosłem lewą nogawkę, a pod nią skrywała się czerwona, posiniaczona i trochę rozerwana noga.- Kurwa!- wrzasnął i odskoczył.- Co to jest?
- Eee... moja noga?
- No chyba wiem! Co Ci się stało?!
- Poszedłem z nim do lasu... no i tam były dzikie psy... ale nic mu nie zrobiły...
- Stary! Szpital!
- Nie... kiedy mieszkałem w domu dziecka, wychodziliśmy na dwór, a tam zawsze były dzikie psy... zawsze rzucały się tylko na mnie...- podniosłem prawą nogawkę i pokazałem mu wiele blizn na łydce, od których była wręcz nierówna.- Samo się zagoi... bywało gorzej...- wstałem, podszedłem do walizki i wyjąłem zdjęcie nogi, która była prawie bez skóry, widać było mięśnie, troche tłuszczu i dużo, dużo krwi.
- Jezus... tto twoja noga?- spojrzał na mnie przerażony. Pokiwałem głową i poszedłem do apteczki. Zacząłem się odkażać i owijać bandażami.
- Mówiłem... bywało gorzej...- wstałem, kilka razy podskoczyłem i usiadłem na kanapie.- Na szczęście krew szybko mi krzepnie... za... kilka... tygodni zostanie tylko kilka wielkich strupów, a za kilka miesięcy nie będzie śladu...- włączyłem TV.

(John?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz