sobota, 8 listopada 2014

Od Nili

Wstałam o ósmej i przyszykowałam wałacha do drogi. O dziewiątej trzydzieści wszystko było gotowe. Pożegnałam się z ciotką i wsiadłam za kierownice samochodu. Wyjechałam na drogę i przed wyjazdem z wyspy spojrzałam ostatni raz na ziemie, na której jeszcze pół roku temu stał mój dom, a teraz to tylko pusta działka. Droga zajęła mi siedem godzin. Co około godzinę lub półtorej zatrzymywałam się, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku z koniem. W końcu koło siedemnastej zajechałam na parking akademii. Zatrzymałam auto, a do przyczepy podeszło dwóch stajennych. Jeden otworzył przyczepę, a drugi wszedł, żeby wyprowadzić konia. Manchester wyskoczył z przyczepy ciągnąć za sobą stajennego. Złapałam za uwiąz i uspokoiłam wałacha.
- Czy ktoś ci kazał go wyprowadzać?-Warknęłam, a stajenny puścił końcówkę uwiązu i zniknął z drugim z pola mojego widzenia. Poszłam do stajni prowadząc konia. Wprowadziłam go do boksu i wróciłam do przyczepy po jego rzeczy. Zaniosłam je do siodlarni i wróciłam do boksu mojego wierzchowca. Pogłaskałam go po łbie.
- Widzę, że druga trenerka do WKKW już przyjechała.-Powiedział, ktoś, a ja się odwróciłam. Stał tam średniego wzrostu szatyn.

Ryan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz