wtorek, 20 października 2015

Od John'a - c.d Vanessy

Spojrzałem na dziewczynę niezbyt miłym wzrokiem, wiedziałem jak się zachowuje - skandalicznie. Jednak byłem tak zamulony, że ledwo co stałem na nogach. 
- Cześć. - burknąłem.
- Dobrze się czujesz? - spytała. 
Pokiwałem twierdząco głową, choć i tak skandalicznie się czułem. Nie miałem ochoty, ani sił, na nic. Miałem ochotę się położyć i zasnąć, ale nie mogłem. Szybko zjadłem śniadanie, wypiłem kawę i wyszedłem bez najmniejszego słowa z akademii, zostawiając tacę na stoliku. Poszedłem do stajni, wyczyściłem Rossę, a potem założyłem cały sprzęt. Zabrałem klacz na zewnątrz i wsiadłem na nią. Chciałem wjechać na parkour, ale zatrzymał mnie Christopher. 
- John, widzę co z tobą jest. Nie jeździj bo coś zrobisz, nie tylko klaczy, ale i sobie. - powiedział.
- Nic mi nie jest. - zaprzeczyłem i mimo zatrzymywania mnie przez trenera wprawiłem klacz w ruch. Wjechałem na zamknięty parkour. Rozejrzałem się, byłem sam. Jeździłem początkowo między przeszkodami, kłusem. W końcu wszedłem w galop i zacząłem przeskakiwać nad przeszkodami, aż do ostatniej, którą był wysoki murek. Myślałem, że damy radę... Jednak myliłem się, sam zatrzymałem klacz wiedząc, że nie jestem w pełni sprawny. Mimo tego, że wszystkie przeszkody zaliczyłem bezbłędnie, nie chciałem na tej ostatniej zrobić krzywdy przede wszystkim klaczy, ale zatrzymanie jej był błędem, którego nigdy w życiu nie udało mi się popełnić, do dzisiaj. Zatrzymując ją, przeleciałem przez nią i wpadłem na murek...
~
Obudziłem się i byłem w... Właśnie gdzie ja byłem? Jasne ściany raziły moje oczy. Zamrugałem kilkakrotnie i rozejrzałem się. Byłem w szpitalu? W sumie nic szczególnego. Nagle do środka wparowała Vanessa. 
- John! - powiedziała radośnie widząc, że jestem wciąż żywy.
Uśmiechnąłem się krzywo. Lekarz siedział obok i jeszcze coś pisał. 
- Wszystko jest w porządku, już zdążyłem przebadać Cię. Jedynie nie możesz jeździć przez długi czas. No i nie rób żadnych głupot, w tym skakanie na trampolinie, przewroty i takie rzeczy, ponieważ coś sobie zrobisz. Teraz możesz iść do akademii. - powiedział surowym głosem. 
Powoli wstałem z łóżka i objąłem Vanessę, czułem jak coś uwierało mnie w szyję, teraz się zorientowałem, że mam tak zwany kołnierz. No super... Spojrzałem na dziewczynę smutnym wzrokiem. 

Vanessa? Ah ta kaleka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz