- Byłbym wdzięczny - skłoniłem się lekko.
- Więc chodźmy - powiedziała panna Kelly, po czym bez słowa ruszyła przed siebie. Pokłusowałem za nią.
Przejeżdżaliśmy nieopodal plaży. Woda szumiała przyjemnie, niosąc świeże, morskie powietrze.
- Może nie powinienem pytać... - chrząknąłem - co to za rasa? - tu wskazałem konia mojej przewodniczki.
- Koń czystej krwi arabskiej - westchnęła kobieta.
- Ach... - wbiłem wzrok w ziemię - bardzo mi przypomina... - zawahałem się.
- Co? - panna Kelly odwróciła wzrok. Nie odpowiedziałem.
Tymczasem, przed nami pojawiła się stadnina. Na pastwisku stało kilkanaście koni. Kilka z nich zarżało na nasz widok. Kondor odpowiedział im głośnym prychnięciem i zastrzygł uszami.
- Pora na mnie - panna Kelly spojrzała na zegarek widniejący na jej ręce -dochodzi. Zaraz muszę być na zajęciach.
Zsiadła z konia. Uczyniłem to samo.
- Może panią odprowadzę? - zapytałem szybko, podchodząc do kobiety - szkoda, że Kondor specjalizuje się w skokach. Nauka z takim instruktorem, to byłaby czysta przyjemność...
< Kelly? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz