-Uspokój się.-Szepnął, a ja przełknęłam gule, która stanęła mi w gardle.
-Ja... nie wiem co zrobić. Jestem rozdarta...-Szepnęłam, a chłopak usiadł obok mnie. Czułam jak łzy napływają mi do oczu.
-Ej tylko nie płacz.-Mruknął i objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę na jego ramieniu i otarłam łzy dłonią. Siedzieliśmy tak w ciszy przez jakiś czas.
-Chodź przejedziemy się gdzieś.-Powiedział wstając i po chwili pociągnął mnie za dłoń.
-No dobrze.-Odparłam i ruszyłam za chłopakiem.
***
Godzinę później siedziałam na grzbiecie Kismet'a przedzierając się przez las. Wałach był widocznie zdenerwowany. Może udzielały się mu moje emocje.
-Jak tam z tyłu?-Zapytał Levi odkręcając się do tyłu.
-Lepiej niż z przodu.-Odparłam z lekkim uśmiechem. Kiedy wjechaliśmy na polną dróżkę ruszyliśmy kłusem. Starałam się wysiedzieć chód wałacha, co okazało się trudniejsze bez siodła, zwłaszcza, ze Kismet potykał się co jakiś czas.
- Uśmiechnij się trochę.-Powiedział kiedy jechaliśmy obok siebie. Kąciki moich ust poszły delikatnie do góry.
-Skróć wodzę, zaraz łąka, chyba że chcesz pogalopować.-Stwierdził sam zbierając wodze.
-O nie.-Jęknęłam, a wałach szedł coraz bardziej zdenerwowany. Dojechaliśmy skraju lasu i się zatrzymaliśmy. Przyłożyłam delikatną łydkę, a wałach zaczął chodzić w miejscu.
-No malutki dawaj.-Szepnęłam, a koń zrobił krok do przodu, kiedy z krzaków za nami wybiegło stado dzików. Kismet ruszył przerażony galopem do przodu. Starałam się go zatrzymać, zsuwałam sie trochę, ale mocniej usiadłam na jego grzbiecie. Koń nie reagował na nic. Wreszcie złapałam wodze najbliżej wędziła i szarpnęła do tyłu. Wałach strzelił barana, a kiedy okazało sie, że się nie zatrzymał ponownie szarpnęłam wodze. Skórzany pasek pękł, Kismet ponownie bryknął, a ja poczułam silne spotkanie z ziemią.
Levi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz