Spojrzałam na niego. Westchnęłam cicho.
- To nie. - mruknęłam.
Usiadłam na łóżku, skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej i siedziałam obrażona. Chłopak zaczął chrapać na złość. Odwróciłam się w jego stronę. Szturchnęłam go, ale ten nic. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zeszłam na parter i skierowałam się w stronę wyjścia z akademii.
*
W stajni siedziałam z godzinę a może dwie na stosie siana. W pewnej chwili usłyszałam dźwięk sms'a. Wyjęłam telefon, sms był od mojego ojca... Kiedy przeczytałam treść wiadomości myślałam, że się załamie... Jacob był w szpitalu... Znowu się idiota przemęczał, a wie że nie może. Moje oczy momentalnie stał się szklane a stajni wszedł Steven. Rozejrzał się, a kiedy mnie dostrzegł podszedł do mnie.
- Ej co Ci jest? - spytał.
- Nic. - odparłam krótko.
Położyłam się na sianie i cicho westchnęłam.
- Aleksa przecież widzę, że coś Ci jest. - powiedział.
Spojrzałam na niego.
- A co mam mówić, że jest cudownie i pięknie mimo, że tak nie jest? - spytałam poddenerwowana.
Stev usiadł bliżej mnie. Przejechał dłonią po moim policzku. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Chłopak kciukami je otarł.
- Co się dzieje? - spytał.
- Nic. - odparłam.
Wtuliłam się w chłopaka pierś zasłaniając swoją twarz. Kolejne łzy spływały po moich policzkach.
- Aleksa mów co się dzieje. - powiedział stanowczym głosem.
Odsunęłam się od niego.
- Mój brat, Jacob... Znowu jest w szpitalu to już chyba 6 raz w przeciągu tego miesiąca. Ma problemy z sercem a i tak się przemęcza... Martwię się o niego... - szepnęłam.
<Steven? Pomoc jej się spyta>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz