Znalazłem szczotke i odwróciłem się. Czy tej dziewczynie kompletnie już padło na mózg? To całkiem zabawne, kiedy ludzie biorą mnie za głupszego niż jestem... bo potem są rozkoszne rozczarowania i zdumiewające zdziwienia...
Poszłem czyścić Phoenix'a. Postanowiłem wybrać się w teren, mimo, że nie znam tras. Trudno, będę trzymał się ścieżki. Podobno jest tu gdzieś tor crossowy... A ja mam zamiar go znaleźć. Koń po nocy spędzonej na pastwisku był strasznie upaprany. Jakby pływał w błocie. Nawet ja nie wiem, jak on to robi. Musiałem go wyprowadzić na pole, bo chyba zakurzylibyśmy całą stajnię. I ludzie by się podusili.
Z całym koniem uporałem się w jakieś czterdzieści minut.
- Następnym razem wejdziesz do myjki, i wyjdziesz czyściutki jak łza! I nie będzie zmiłuj, że boisz się węża... - mówiłem na głos. Koń chyba za nic miał moje słowa, bo gdy tylko poszedłem po sprzęt, zdążył upaprać całe nogi... On jest niemożliwy. Szybko założyłem mu siodło i ogłowie. Pora na teren. Wyjechałem wolnym stępem, ale koń rwał się w stronę lasu. Po dziesięciu minutach kazałem mu zaklusować, to popruł jakby chciał już galopować, ale boi się przyspieszyć. W końcu pozwoliłem mu na galop, który miał spokojne tempo. Okolica była przyjemna, trasa dobrze wyznaczona. Zauważyłem skręt z napisem "trasa crosswa - zaawansowani", ale dzisiaj stwierdziłem, że opuszczę mu skoki. Niech tam ma.
Po chwili zauważyłem dziewczynę galopująca na koniu, był to ewidentnie fryz. Prawie ja dogoniłem, ale... Fryz nagle stanął jak wyryty, na co Leyci postanowiła zejść z niego nieco inną drogą niż zazwyczaj - wylatujac przez łeb. Koń, gdy tylko stracił jeźdźca, pogalopował sobie w stronę stajni z powiewajacymi strzemionami i wodzami. Uśmiechnąłem się krzywo i zwolniłem do stępa. Leyci grzebała się właśnie z krzaków. Zmarszczyła brwi, kiedy mnie zobaczyła, ale po chwili jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
- No, to teraz chyba będziesz musiał mnie zawieść - powiedziała, a ja przekrzywiłem głowę i odpowiedziałem:
- Nie ma mowy! - po czym spiałem konia i niebotycznie szybim tempem ruszyliśmy w stronę stajni. Usłyszałem jeszcze za sobą wściekłe:
- Cham! - ale nie przejąłem się bardzo. Stąd do stajni nie mogło być więcej niż półtora kilometra... Po kilku minutach byłem w stajni i od razu zabrałem się za szukanie Lidera. Tu leży urwane strzemię... Kilka metrów dalej stał sobie Lider i pił wodę z poidła.
- No kolego... Idziemy - powiedziałem i złapałem jego wodze. Jadąc na Phoenixie, zacząłem prowadzić Lidera. Przyspieszyłem do kłusa, a fryz obok zrobił to samo. W odległości jakiegoś kilometra zauważyłem idącą Leyci. Była ubłocona i wkurzona.
- Czy Lady Klepię w Tyłek życzyła sobie transport? - zapytałem kpiąco unosząc wysoko koniuszek wodzy. Lider stał spokojnie i wachał ziemię.
< Leyci? Wykorzystałam twoje stare opo xd i wzorowałam się na mojej wczorajszej przygodzie, kiedy to miałam okazję poczuć się jak Leyci xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz