Popatrzyłam na niego z bufoniastą miną i kazałam sobie czekać. Chłopak przyglądał mi się jakoś tak bez wyrazu. W końcu nie wytrzymałam:
- Za często mnie wszędzie zabierasz.
- Jeśli nie chcesz, to ja...
- Oh, zamilknij. Kocham imprezy - nie potrafiłam powstrzymać wrednego uśmieszku.
- Czyli...? - uniósł brwi.
- Pewnie, że zostanę twoją walentynką - wstałam i położyłam się tak, że głowę opierałam na jego barku.
- Fantastycznie - mruknął pod nosem, ale wyczułam w jego głosie cień radości. Przymknęłam oczy.
- Ale wyjdziemy wcześniej. A później ja cię gdzieś zaprowadzę - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jak tam sobie chcesz – wyszczerzył się chłopak i pogładził mnie po włosach. Nienawidzę, kiedy ktoś to robi, bo czuję się jak pies głaskany po łbie, ale nic nie powiedziałam. Chwilę tak siedzieliśmy, ale odezwałam się:
- A ta impreza… to o której?
- Zaczyna się o piątej. A kończy… hm, do rana.
- Trzecia jest – jęknęłam i szybko się zebrałam. Zeskoczyłam z sofy i stanęłam przed Benjaminem. Chłopak powoli wstał. Ujął moją twarz i zbliżył usta do mojej szyi. Zesztywniałam. Lekko musnął moją szyję.
- No już… nie spinaj się tak – wyszeptał mi do ucha i odgarnął kosmyk włosów za ucho. Nienawidzę, kiedy mam włosy założone za ucho, ale coś ponownie nie pozwoliło mi tego powiedzieć. Poczułam jeszcze jego oddech w okolicach ucha, i odwrócił głowę. Westchnęłam.
- Lubisz ze mną pogrywać, co? – wydęłam usta, ale nie dostałam odpowiedzi, tylko niespodziewany pocałunek, który mimowolnie odwzajemniłam. Chłopak uśmiechnął się szelmowsko i spojrzał mi w oczy, po czym odwrócił się. Westchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się. Nie chciałam cioty, to teraz mam. Przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się zalotnie mimo, że tego nie widział. Ja też odwróciłam się na pięcie i ruszyłam żwawym krokiem do pokoju. Musiałam się ogarnąć, ale nie było pośpiechu. Jeszcze całe dwie godziny… tylko spokojnie. Szybki prysznic, użyłam nowego żelu pod prysznic, miał śliczny mocny i słodki zapach. Szybko się uwinęłam w łazience i ruszyłam wybrać ubrania. Ostatnio matka przysłała mi czerwoną sukienkę, będzie idealna. U góry obcisła, na dole rozkloszowana, jak lubię. Moje ulubione czarne, lakierowane szpilki i mocna, czerwona szminka na ustach. Idealnie. Nie przesadzałam z makijażem – szminka i tusz wystarczą. Co z fryzurą…? Po prostu je zakręciłam i spięłam kilka pasm u góry. Idealnie. Kiedy usłyszałam pukanie, spryskałam się też delikatnie słodkim perfumem. Walentynki muszą być słodkie… inaczej zwyczajnie nimi nie są.
- Gotowa? – usłyszałam zza drzwi zanim zdążyłam je otworzyć. Benjamin wyglądał bosko…
<Ben? Oh, takie słodkie WalęTynki <3 tez przepraszam, że krótkie ale musi mi weny starczyć xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz