Babka mówiła bardzo konkretnie i jasno. Metody naturalne są naprawdę fascynujące... Kobieta miała niesamowite podejście do koni. Aż żałuję, że nie dałam rady wziąć udziału z Lilką, a tym bardziej z Bello... pozwoliłam sobie na chwilę nieuwagi i zirytowana prychnęłam. Czemu ten chłopocur musiał spóźnić się akurat dziś? W głębi duszy wiedziałam jednak, że mi i tym wyszkolonym koniom metody naturalne nie wniosłyby zbyt wiele, a Benowi mogły dużo pomóc.
Cała zabawa minęła dość szybko. Babka pokazała jak wykonać relaksujacy masaż konia T-touch, który większość wykonała na swoich koniach. Patrzyłam jak Ailes przymyka oczy i opuszcza łeb. Wow!
Potem mówiła coś o siedmiu grach jakiegoś Parelliego, ale powiedziała, że ich realizacja zajmuje dużo czasu, dlatego nakreśliła tylko szybko na czym to polega, a biorący czynny udział próbowali wypróbować pierwszą grę. No cóż, Benowi prawie się udało, ale Ailes nie dał. się dotknąć między tylnimi nogami. Na sam koniec każdy po kolei wypróbował coś, co nazywało się join-up. Jak dla mnie, straszenie konia, żeby od nas uciekał, nie miało większego sensu, ale to, co mówiła babka naprawdę działało. Ben chyba nieźle sobie radził... Po skończeniu całego cyrku, kiedy wszyscy wyprowadzali konie, wyszłam na zewnątrz. Musiałam iść się ogarnąć przed jazdą. Miała to być najzwyklejsza, szkołkowa jazda, ale niemałą radość sprawiały mi te wszystkie głupawe dzieciuchy na tych zmulonych, szkołkowych hucułach. Szkoda, że nie mogę pojechać na Espadzie, jak zwykle opadłyby im szczęki. Hmm, ale w sumie... Czemu nie zapytać Bena o Promesse? Biedaczek leni się w stajni. Albo jeszcze lepiej, o Ailesa. Nagle przypomniałam sobie, że cały dzień miałam poświęcić Lili. Trudno, jutro z samego rana ja wylonzuję, a teraz wróciłam do stajni żeby wsadzić ja do karuzeli na dwadzieścia minut. Następnie poszłam do Benjamina, który właśnie wprowadzał ogiera do boksu.
- Jesteś mi coś winien - wydęłam wargi ściągając z konia swój sprzęt.
- Co tylko zapragniesz - poklepał konia Benjamin.
- Daj mi Ailesa na jazdę - oparłam się o framugę boksu.
- Aileeesa? Nie chcesz Promesse? - wykrzywił usta w podkówkę.
- Jakoś nie uśmiecha mi się dosiad westernowy - założyłam ręce na piersi.
- Skoro musisz - chłopak niechętnie się zgodził.
- Dzięki - wyszeptałam mu do ucha, gdy wychodził od konia.
- Oh, nie ma za co - mruknał i poszedł do drugiego konia. W sumie ogier był czysty, ale nie zaszkodzi przeszorować go szczotką. Kręcił się i parskał, kiedy rozczesywałam mu grzywę.
- Twój właściciel nieczęsto cię tak rozpieszcza, co? - wzięłam się za zaplecenie jego grzywy w długi warkocz. Potem, mimo jego niechęci zdołałam zapilesć też ogon.
- Co powiesz na różowo - błękitny zestawik? - zaśmiałam się do konia przynosząc nauszniki, czaprak, owijki i nachrapnik w tych samych kolorach.
- Teraz będziesz prawdziwą księżniczką - szepnęłam mu do ucha. - A prawdziwe księżniczki nie galopuja wściekłe na oślep, ale dystyngownie pracują nad ujezdzaniem, co dzisiaj poćwiczymy.
- Boże! To nie mój dziki ogier! - krzyknął Ben przechodząc z Promesse.
- Oj, nie przesadzaj! Jeszcze nikomu nie zaszkodziła odrobina kobiecości - poprawiłam grzywkę konia.
- Jeszcze mu chrapy pomaluj różowa szminką, i będzie robił za ogiera tranwestytę - jęknał.
- Dobry pomysł - uśmiechnęłam się pod nosem, a chłopak wywrócił oczami.
- Tylko nikomu nie mów, że to mój koń, bo się załamię!
- Bez przesady, będziemy incognito - parsknęłam i wyprowadziłam konia. Na hali już kłębił się tłum dzieciaków...
<Ben? Takie o niczym, ale przyzwoitej długości chociaż xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz