Siedziałam tak z jakieś 10 minut. Potem coś usłyszałam. Bałam się że to może jakieś dzikie psy czy coś w tym stylu. Osiodłałam Red'a i wyprowadziłam. Usłyszałam szczekanie i warczenie. Szybko wsiadłam i jak najprędzej opuściłam to miejsce. Z czasem wjeżdżałam coraz bardziej w las. Kiedy się upewniłam że już ich nie ma zsiadłam z konia. Kurde, chyba zabłądziłam. Przywiązałam Red'a do drzewa i wspięłam się na nie żeby lepiej zobaczyć gdzie jestem. Gdy byłam już na górze wiedziałam w którą stronę jechać. Schodząc poślizgnęłam się i spadłam, a przy okazji kilka razy dostałam gałęzią w twarz. Kiedy już leżałam na śniegu ogier szturchnął mnie łbem. Podniosłam się i dotknęłam ręką policzków. Miałam kilka zadrapań i przy okazji na dłoniach też. Westchnęłam i go odwiązałam. Jakoś udało mi się potem wdrapać na jego grzbiet. Po jakimś czasie dojechałam do akademii. Zaprowadziłam go do boksu i rozsiodłałam. Zauważyłam że Ross'a jest już u siebie. Gdy wychodziłam dostrzegłam że w garażu nie ma motoru John'a... Pewnie pojechał po coś do miasta. No cóż. Wróciłam do akademii i zrobiłam coś z tymi zadrapaniami. Zabandażowałam sobie dłonie, a z policzkami nic nie dało się zrobić. Westchnęłam i wzięłam sobie coś do picia. Usiadłam na kanapie w salonie. Policzki strasznie mnie piekły, a ja nic nie mogłam z tym zrobić...
<John?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz