Nie wiem gdzie doszłam przez zamyślenie ale tu jest pięknie, nawet zimą, widać że to miejsce długo nie było pielęgnowane ale jest naprawdę piękne. Jego uroda jest eteryczna odrobinę tajemnicza, nieuchwytna.
Są tu krzewy różane, żywopłoty, teraz oczywiście już nierozpoznawalne z powodu mrozu. Wysokie drzewa latem pewnie tworzą coś w rodzaju dachu, ogromny i bardzo wysoki baldachim, przez który ledwo widać niebo: światło popołudnia dociera tu przytłumione i porwane na strzępy, przeciskając się między gałęziami.
Po całym terenie rozsiane są kamienne rzeźby które przykuły moją uwagę już na samym początku, chciałabym potrafić robić takie rzeczy, czas i brak ludzkiej ręki niemal przywróciły to wszystko do stanu naturalnego, kiedy były jeszcze blokami kamienia. Ma się wrażenie że to miejsce rozwijało się samo od czasu, kiedy ktoś je pielęgnował.
Usiadłam na ławce w miarę odsłoniętej i nie do końca zarośniętej zielskiem.
Usłyszałam hałas, prawdopodobnie nie jestem tu sama...
Musze stąd iść.
Idę nie wiedząc dokładnie w którą stronę iść i nagle wpadłam na kogoś..
Odwróciłam się i zobaczyłam nieznajomego.
- Przepraszam - tylko to udało mi się powiedzieć, ponieważ poszłam dalej jak poparzona.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz