-Rose! Chodź już! – krzyczy ciocia.
- Już idę! – krzyczę kończąc robić makijaż.
Po pięciu minutach schodzę na dół.
-Zjedz jeszcze jabłko - opiekunka rzuciła do mnie owocem.
- W aucie zjem.
Założyliśmy buty i ruszyłyśmy do pojazdu. Zaraz po otworzeniu drzwi zimny wiatr rozwiewa moje włosy. Ludzie z stajni cioci właśnie wprowadzili Lorda do przyczepy, który się stawiał.
- Lorduś! - krzyknęłam do konia.
Od razu odwrócił łeb w moją stronę i zarżał. Podbiegłam do niego i odebrałam wodze od stajennego.
- Dziękuję - zwróciłam się do trzymającego go mężczyzny, a ten skinął na mnie głową.
Wprowadziłam Lorda do przyczepy i rozwaliłam jabłko dając mu pół.
-Łączy was wielka więź - powiedziała ciocia, gdy wsiadłam do auta. - I znowu pozbyłaś się połowy jabłka - zaśmiała się. - Jedz je.
Uśmiechnęłam się słabo i założyłam słuchawki na uszy. Cała droga dłużyła się strasznie, ale w końcu dotarłyśmy na miejsce.
Było tam prześliczne! Te pola i lasy, akademia też wyglądała pięknie. Na miejscu czekała jakaś kobieta. Ciocia wyszła porozmawiać z nią.
- Chodź - otwarły się drzwi po mojej stronie.
Wyszłam z auta i położyłam na ziemi Syriusza, który od połowy drogi siedział na moich kolanach.
- Dzień dobry - mruknęłam i ruszyłam do przyczepy.
Ktoś otworzył mi stylu klapę, a ja wyprowadziła konia na podjazd.
- Stajnia jest tam - wskazała mi ręką duży budynek. – Pójść z tobą.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.
Wprowadziłam konia do boksu, który mi wskazała jakaś dziewczyna w stajni.
- Oczywiście, dopilnuję tego – usłyszałam wracając.
Ciocia pojechała pół godziny, a ja nadal siedzę na łóżku nieruchomo.
- Przydałoby się coś zrobić – mruczę do psa. – Idziemy do Lorda i pobiegać?
Przebieram się szybko i biorę skrzynkę do czyszczenia, którą jeszcze nie zaniosłam. Wybiegam zza zakrętu i wpadam na jakąś blondynkę. Upadam na podłogę, a rękaw podwija mi się pokazując linie. „Cholera” przeklinam w myślach naciągając rękaw. „No to już wszyscy wiedzą” Dziewczyna wyglądała na taką co lubi wszystko rozgadywać.
Mellow? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz