- Co?! Dlaczego nie mogę znowu jechać do stajni?! – wrzasnęłam, gdy ojciec znowu oznajmił mi, że nie mogę iść na jazdę.
- Nie drzyj się! Nie widzisz co się dzieje?! Musisz mi pomóc! – wydarł się na mnie, próbując ubrać Mike’a, który wrzeszczał w niebogłosy.
- Melloow, pobaw się ze mną lalkami! – pociągnęła mnie za bluzkę Martina.
- Zamknij się się! – krzyknęłam odrywając jej rękę od ubrania.
- Jak ty się odzywasz?! To twój ostatni dzień w domu! Idź się spakować! – wrzasnął ojciec.
- Jasne – warknęłam. Oderwałam się od framugi, o którą się opierałam, i wkurzona ruszyłam do pokoju. To już ostatni dzień w tym chorym wariatkowie…
- Meeeelll, pobaw się ze mną!!! – rozryczała się Martina. Odepchnęłam ją od drzwi i zatrzasnęłam je przed jej nosem. W odpowiedzi usłyszałam tylko ryk płaczu. Zamknęłam drzwi na klucz i założyłam słuchawki z muzyką. Usiadłam na podłodze i zaczęłam się gimnastykować. Już jutro pojadę do akademii… gdzie będę mogła zacząć solidny trening. Od kilku dni nie byłam w stajni i mogłam się tylko rozciągać. Tęskniłam za Espadą i Lilką. Zawzięłam solidne postanowienie. Od jutra zaczynam harówę. Od jutra.
***
Drzewa i pola migają mi za oknem. Pędzę autostradą. Za chwilę powinnam być w stajni. Nie mogę się doczekać. Razi mnie trochę słońce, więc zakładam ciemne okulary. Obok mnie na fotelu siedzi Re. Z wywieszonym jęzorem przygląda się widokom. W przeciwieństwie do większości psów uwielbia jazdę samochodem. Muszę jechać sama, bo Martina złamała sobie rano palca i razem z tatą pojechali do szpitala. Matka ma wrócić do domu dopiero jutro… a ojciec naturalnie nie umie wcale zająć się dzieciakami. Cmoknęłam z niesmakiem. Nie interesuje mnie już to. Re spojrzała na mnie bystrym wzrokiem.
- Co, śliczna? – powiedziałam i podrapałam ją po łbie. Espada i Lilka pojechali wcześniej przyczepą stajenną, więc będą na mnie czekać na miejscu. Jeszcze tylko kilka minut…
***
Zaparkowałam samochód i wzięłam Re na smycz. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę akademii. Załatwienie wszystkich formalności zajęło mi dosłownie chwilę. Postanowiłam przejść się chwilę z Aure. Spuściłam ją ze smyczy, bo i tak nigdzie by nie uciekła. Gdy wyszłam za róg, moim oczom ukazał się… koń?! Złapałam wolnego rumaka za grzywę i rozejrzałam się za właścicielem. Koń był całkowicie luzem, bez kantara czy ogłowia.
- Chyba komuś uciekł konik – mruknęłam sama do siebie. – Aure! – gwizdnęłam na psa. Przypięłam jej smycz, i nie wiedziałam co robić. Koń zaczął mnie szturchać pyskiem, więc dałam mu smakołyk. Zaczęłam prowadzić konia w kierunku stajni.
- Hej, zaczekaj! – krzyknął ktoś z daleka, po czym usłyszałam kroki. Odwróciłam się na pięcie z nadętą miną. Ściągnęłam jedną ręką okulary i obrzuciłam spojrzeniem postać, która zdyszana stanęła przede mną.
- To mój koń – usłyszałam.
- Ależ proszę! – roześmiałam się z politowaniem puszczając grzywę konia.
<Człowiek? ;D Dziewczyna? Chłopak…? Mam ochotę na romans xd Złośnicę trzeba poskromić :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz