Uległem jej pocałunkowi, nie chcąc jej ranić. Nie miałem ochoty okazywać jej czułości w takim miejscu. Przeważała tutaj ta zła aura śmierci, bólu i smutku. Ona mnie nigdy nie zrozumie, nie wie jak to jest budzić się z uczuciem,że to może być twój ostatni dzień. Serce nagle zabiło mi szybciej na myśl o przedwczesnej śmierci. Przełknąłem ślinę,kiedy dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy odsunęła się i usiadła na taborecie obok. Puściłem do do niej oko, a ona zaczęła chichotać. Westchnąłem wracając śledząc wzrokiem ruch miasta za oknem. - Może przyjechałabyś jutro,co? Jestem zmęczony i chętnie położyłbym się spać. - odparłem spoglądając w jej kierunku - No,co. W końcu leżę w szpitalu i mam wypoczywać. - Przejechałem delikatnie dłonią po jej gorącym policzku.
-No dobrze,niech ci będzie. -wstała i koślawo podeszła do drzwi - Do zobaczenie jutro,pa.
-Tak,papa. - mruknąłem,kiedy zniknęła z drzwiami
Położyłem głowę na zielonej poduszce i przez krótką chwilę wpatrywałem się w sufit. Lampa stojąca na szafce dawała żółtawą poświatę mojej skórze,która wydawała się szorstka w dotyku. Była taka szorstka jak ja.
***
Jak się okazało, następnego dnia miałem już drogę wolną i mogłem już wyjść ze szpitala. Byłem mile zaskoczony,kiedy na oddziale zauważyłem panią dyrektor. Rozglądała się,ale gdy zauważyła mnie zatrzymała wzrok.
-Witaj Matt, samochód czeka pod wejściem, pozwól,że Ci pomogę. - odparła na jednym tchu
-Jest okej, nie potrzebuję pomocy,ale dziękuję. - rzuciłem sam dźwigając moją walizkę - Rączek nie mam chorych, tylko serce.
Zeszliśmy w ciszy na parking,gdzie szofer wpuścił nas do czarnego mercedesa. Bez sprzeciwu zająłem miejsce z tyłu obok starszej kobiety. Podróż nie trwała długo. Na miejscu byliśmy po 15 minutach. Zadowolony,że znów mogę pooddychać świeżym powietrzem wyszedłem z auta i zabierając swój bagaż poszedłem do bursy. Ciągnąc walizkę wszedłem głównym wejściem.
- Prawie jak pierwszego dnia. - usłyszałem za sobą
<Alaska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz