-Tak, jasne. – Że też o tym wcześniej nie mogłam pomyśleć. Postanowiłam dosiąść konia, z którym już byłam zapoznana. Klacz czekała na mnie w boksie. Szybko ją wyczyściłam i z pomocą chłopaka sprawnie nałożyliśmy sprzęt jeździecki na wierzchowca. Wzięłam toczek i wskoczyłam na Imprezę. Razem z chłopakiem ruszyliśmy w teren.
-Chcesz spróbować na trochę trudniejszej ścieżce? Wydaje mi się, że dobrze sobie radzisz. – Poklepałam konia po grzbiecie i przełknęłam ślinę.
-Raz się żyje. – Uśmiechnęłam się i dodałam łydki, aby przejść do szybszego stępa.
-Mam nadzieję, że to znaczyło tak. – Zaśmiał się. – No to w drogę! – Po minucie byliśmy oddaleni od stajni. Pędziliśmy galopem w kierunku, w którym jeszcze nie miałam okazji być.
Mijając kolejne drzewa i czując wiatr we włosach pozwoliłam się odprężyć, nadal panując nad stworzeniem, które miało mnie na grzbiecie. Nagle ścieżka zrobiła się nieprzyjemna, na każdym kroku stawaliśmy na ostrych kamieniach. W najgorszym momencie koń postawił kończynę w dziurę, przez co straciliśmy równowagę. Krzyknęłam i spadłam z konia.
<Aaron?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz