Gdy tylko się zatrzymałem zobaczyłem jego. Tak jego, a dokładniej Carlos 'a Warren 'a. Podbiegłem najszybciej jak mogłem.
- Puść ją- warknąłem, a on puścił dziewczynę na ziemię.
- Ooo czyż to nie mój stary znajomy Jeyson?- spytał sarkastycznie.
- Już raz skopałem ci tyłek na obozie, pamiętasz? Z chęcią bym to powtórzył- mruknąłem.
- No to dawaj- warknął i wyszedł przed dom.
No i zaczęliśmy się bić. Na początku szło mi trochę kiepsko, ale role niedługo się zmieniły. Teraz to on leżał i ledwo co mógł się ruszyć. Udało mu się mnie odepchnąć gdzieś dalej.
- Jeszcze ci mało?- spytałem z pogardą w głosie. Ten typ zaczął mnie denerwować.
- Policzymy się Geronimo! Pożałujesz że ze mną zadarłeś- warknął i wsiadł na swój motor.
- Ta i co jeszcze? Zjeżdżaj mi z oczu i żebym więcej cię tutaj nie widział- warknąłem gdy odjeżdżał i podszedłem do Angie- Wszystko okej?
- Tak, ale z tobą chyba gorzej...- powiedziała, a ja poczułem jak z kącika ust wypływa mi strużka krwi. Oko też chyba miałem podbite z tego co poczułem.
- Nic mi nie będzie. Ważne żeby on nic więcej ci nie zrobił- powiedziałem i wytarłem ręką krew, jednak ta nie chciała przestać wypływać. Rękę też miałem nieco podrapaną od ziemi i gruzu.
<Angie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz