Sztuczny smutek zmienił się w "podkówkę" lekko przekrzywiając głowę w prawo, gdy usłyszałem "panie Asa" - choć poprawnie się mówi "Aso"- i tak czułem się staro, kiedy wszędzie byli ludzie od czternastego do dziewiętnastego roku życia. Poza tym jakoś nie chciałem odchodzić, ale narzucać się nie będę, no komu jak komu, ale trenerowi nie wypada.
- Owszem, panno Alice - odpowiedziałem sztucznym, oficjalnym ale i też parodiowym głosem, wywracając zielonymi ślepiami. Nie czuł się w ogóle skrępowany stojąc przed nią bez koszulki, jedynie z naszyjnikiem na piersi, czego miałby się wstydzić? Poza tym, zawsze tak trenuje, a ona również nie wydawała się ani trochę zawstydzona, czym się więc martwić. Przecież wiedziała, że w sali może ktoś być. - Skoro mnie wyganiasz... - zacząłem, z miną zbitego psa. Nie przeszkadzając jej dłużej podszedłem do swoich rzeczy, pociągnąłem parę dużych łyków wody z butelki, po czym włożyłem na siebie czarną koszulkę i zajął się odwiązywaniem bandaży do treningu z rąk, jednocześnie ją obserwując. Tak, z nudów i ludzkiej ciekawości.
(Alice? xd )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz