Kiedy Levi wyszedł z pokoju odczekałam chwile i wróciłam do swojej sypialni. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, ale szybko je starłam. Dziewczyny musiały iść na zakupy, jak zapowiadały pare dni wcześniej. Zamknęłam drzwi na klucz i zaszyłam się pod kołdrą. Byłam całkowicie rozbita, nie ze względu choroby, tylko psychicznie. Po jakiejś godzinie moja poduszka była lekko wilgotna od łez, mimo to wtuliłam się w nią mocno i zasnęłam. Nie wiem ile trwałam w objęciach morfeusza, ale za to wiem, że zostałam brutalnie obudzona przez pukanie do drzwi. Zwlokłam się leniwie z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Zatrzymałam się krok przed nimi i złapałam za klamkę, jednak tknęła mnie jedna myśli. Osobą stojącą za drzwiami mógł się okazać Levi, z którym nie miałam ochoty rozmawiać.
-Kto tam?-Zapytałam opierając się o drzwi.
-Levi.-Dostałam prawie od razu odpowiedz. Jednak moje przypuszczenia sie sprawdziły. Westchnełam i oparłam się o drzwi. Zsunęłam się po nich do dołu. Siedziałam cicho w nadzieji, że niedługo odejdzie. Siedziałam tak może jakiś kwadrans, jednak nie usłyszałam kroków świadczących o tym, że chłopak sobie poszedł. Wstałam zrezygnowana i otworzyłam drzwi. Brunet musiał siedzieć pod drzwiami, bo kiedy otworzyłam wejście, chłopak upadł przede mną. Stałam próbując się nie zaśmiać nad leżącym chłopakiem.
-Czego chcesz?-Burknęłam próbując nie okazywać smutku.
Levi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz