Ten dzień jak każdy kolejny zapowiadał się hm... po prostu beznadziejnie nudno. Ludzie ostatnio stali się straszliwie sztywni i dawno to miejsce nie widziało jakiejś dobrej imprezki.
No nic, co zrobię jak nic nie zrobię? Jak co dzień z rana ubrałem się w luźne, apetycznie zwisające mi na biodrach dresowe spodnie i razem z Achają poszliśmy biegać.
Chwała ludowi, że na nikogo się nie natchnąłem bo nie ręczyłbym za siebie gdyż jestem w średnim nastroju do cackania się z innymi i słuchania ich nędznego ględzenia.
Humor nieco mi się poprawił po wyczerpującym treningu jednak nadal nie było to samopoczucie tak dobre jak dawniej.
Chcąc nie chcąc wziąłem lodowaty, orzeźwiający prysznic po czym nakarmiłem Aję, a na samym końcu udałem się na stołówkę.
Standardowo wepchnąłem się przed kolejkę ale nikt nawet nie zaprotestował. Miło, doprawdy miluchnie.
Zająłem miejsce przy swoim stoliku i delektowałem się tym jakże obrzydliwym śniadaniem. Chryste... kto zatrudnia takie kucharki ? One kurde gotować nie potrafią.
Wracając do pokoju z zamiarem ucięcia sobie przyjemnej drzemki natknąłem się na jakąś nową laskę, która starała się podołać wyzwaniu jakim był stos książek i olbrzymia walizka.
Była to najlepsza komedia, której miałem okazję być świadkiem od bardzo dawna. Prawdą jest, że mógłbym jej pomóc ale wówczas zniszczył bym sobie najlepszy fun.
W końcu nie zauważając mojej osoby wpadła na mnie z tymi wszystkimi tobołkami po czym w bardzo efektownym upadku wylądowała na podłodze.
Skupiłem wzrok na swoich butach aby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
Koleżanka mrucząc coś pod nosem powoli zbierała się z gleby kiedy nagle zza okna dobiegło do nas rżenie konia, który niewdzięcznie utrudniał robotę stajennemu.
Widząc minę dziewczyny nie ulegało wątpliwości to, że owa bestia należała do niej. Rzuciła się pędęm w tamtą stronę dzięki czemu miałem jeszcze trochę czasu na rozrywkę.
W pewnym momencie zarówno ona jak i koń zniknęli mi z pola widzenie zatem i ja wyszedłem na dwór i ruszyłem na ich poszukiwania. Nie zajęło mi to dużo czadu gdyż byli w stajni. Koń wreszcie w boksie, a ona? Ona siedziała wykończona i nie wiem czy przypadkiem nie płakała.
- Co jest? - zapytałem opierając się o framugę przy wejściu.
- Ten dzień już lepszy być nie może.
- Owszem może, gdyż tutaj jestem. - rzuciłem sarkastycznie
- Nie mam nastroju na żarty.
- Wstawaj. Idziemy na drinka uczcić Twoje... hmmm widowiskowe przybycie. - wygiąłem usta w cierpkim uśmieszku.
- Ha, śmieszne.- prychnęła. - Nigdzie nie idę.
- A to dlaczego?
- Dlatego - mruknęła i kiwnęła głową na swoje stopy i dopiero wtedy zwróciłem uwagę na zakrwawione kostki. Jak to możliwe, iż nie spostrzegłem tego wcześniej ?
- Nie możesz chodzić?
- Boli.
- No nie dziwię się. - westchnąłem i przykucnąłem obok.- Zobaczmy co tutaj mamy. - zacząłem podwijać jej powolutku nogwakę.
- Po co to robisz? Dopiero co miałeś świetny ubaw, może pośmiej się jeszcze?
- Ty zapewniłaś mi swego rodzaju rozrywkę więc teraz mus Ci pomóc. Nie marudź tylko to pokaż.
- Nie.
- Nie?
- No nie.
- Skoro tak.- pokręciłem z dezaprobatą głową. Nie pozwolisz mi obejrzeć tego tutaj maleńka to zrobię to w swoim pokoju. Jedną rękę włożyłem pod jej kolana a drugą objąłem plecy i w mgnieniu oka znajdowała się w moich łapach w pozycji "na pannę '' nim zdążyła wydać z siebie jakikolwiek protest. Była szczupła więc bez najmniejszego problemu sprężystym krokiem pokonywałem metr za metrem, aż otworzyłem z kopa swoje drzwi.
- Nie ruszaj się - nakazałem stanowczo i posadziłem ją na łóżku zrzucając przy tym parę zalegających ubrań na podłogę. Poszedłem do łazienki po apteczkę i ręcznik, który rozłożyłem pod jej nogami. Delikatnie ściągnąłem buty i skarpetki po czym polałem rany wodą utlenioną, dokładnie je oczyszczając. - Do wesela się zagoi - oznajmiłem kończąc robić opatrunek. - Skoro już tu jesteśmy to co będzie z tym drinkiem ? Przeprosiłbym za bałagan ale nie byłoby to szczere więc sobie oszczędzę - dodałem.
< Catherina ? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz