niedziela, 8 marca 2015

Od Nathan'a CD Leyci

Uśmiechnąłem się i ruszyłem za Leyci do stajni. Po chwili znalazłem konia i zacząłem go czyścić szczotkami, które leżały przy jego boksie. Kręcił się trochę w kółko i szczurzył się kiedy dotykałem go np. po słabiznach.
Nie był zbyt brudny, wszystko tutaj naokoło było wypucowane i lśniące, dlatego zaraz założyłem mu siodło dołączyłem do dziewczyny.
- Prowadź! - rzuciłem do niej i wsiadłem na Diespero. Koń był ruchliwy i dominujący, ale widać, że miał spory potencjał i musiał być cholernie drogi. Dziewczyna nie odpowiedziała, ale ruszyliśmy drogą. Okolica była cudna, niesamowita. Gdybym miał takie tereny koło domu... Kupiłbym konia i zamieszkał w lesie jako pustelnik, żeby nie musieć się niczym przejmować. Uśmiechnąłem się głupio na idiotyczną myśl mnie w brodzie gotującego jakieś muchy w jaskini... Mimo tego, że trasa była bardzo ładna, martwiłem się, że jedziemy w ciszy. Próbowałem zagadywac, ale Leyci zbywała mnie kilkoma słowami. W końcu zarządziła postój, były tu specjalne koniowiązy, miejsca do siedzenia a nawet paśnik i koryto na wodę. Zdjęliśmy koniom siodła i usiedliśmy na drewnianych ławkach. Leyci oparła dłonie za sobą i odchyliła głowę.
- Jesteś zła? - zapytałem przyglądając się jej z ukosa. Spojrzała na mnie zaskoczona i pokręciła głową.
- Daj spokój...
- Przecież widzę, że coś ci jest - obróciłem się do niej i usiadłem po turecku.
- Nie gadajmy o tym, hm? - wywróciła oczyma. Westchnąłem.
- Nie chcę cię zranić, zrozum - dotknąłem jej ramienia, ale odrąciła moją dłoń.
- Przestań! Travis też tak mówił, i do czego to doprowadziło? - wyrzuciła z goryczą. To mnie naprawdę ubodło.
- Czy ja wyglądam jak Travis? - warknąłem wstając.
- Nathan... Sory, nie o to mi chodziło - schowała głowę w ramionach. Czułem się urażony.
- Takie masz o mnie zdanie? - wyszeptałem patrząc gdzieś daleko.
- Nie, nie powinnam była tego mówić - przygryzła wargę. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zacząć płakać.
- Słuchaj... Nie. Zawiode. Cię. Zrozum! - podałem jej dłoń i pociągnąłem do góry. Zdjąłem okulary przeciwsłoneczne i pogładziłem jej ramiona. Popatrzyła mi w oczy, więc ja zrobiłem to samo. Starałem się dopatrzeć dna, ale hipnotyzowały. Zbliżyłem się jeszcze trochę, jej twarz była kilka centymetrów od mojej. Leyci nie odsuneła się, więc przyciągnąłem ją do siebie. W chwili, gdy dotknąłem jej ust swoimi, zadrżała. Ująłem jej twarz i przymknąłem oczy. Pochyliłem głowę i delikatnie acz zdecydowanie drugi raz przylgnąłem do jej warg.

<Leyci, skarbie? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz