Przerzucam c.d. Starałam się jak najgłębiej zepchnąć poczucie jakiejkolwiek winy. To wcale nie tak, że… c.holera, weź się wycisz trochę, na imprezy chodzi się, żeby się zabawić, a nie stresować i martwić. Zamknęłam oczy i mimowolnie, powoli zaczynałam odpływać. Po chwili już całkiem zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości.
- Takie trzeba było mieć opory? – szepnął jeszcze.
- Nie – wymruczałam i obróciłam się, bo chłopak uniósł moją dłoń. – Dobrze tańczysz – rzuciłam z niechęcią.
- Się wie – wyszczerzył zęby.
- Twoja skromność powala na kolana…
- Czego ci tu więcej potrzeba? Alkohol i przystojni kawalerowie, ot co! – zaśmiał się. No cóż, moje szczęście było trochę bardziej rozbudowane, ale co kto lubi. Lion pociągnął mnie tak, że do niego przylgnęłam. Nie lubię wolnych piosenek, ale z nim tańczyło mi się wyjątkowo dobrze... Patrząc na jego wygórowaną minę, nie mogłam powstrzymać się od kpiącego uśmiechu. Odrzuciłam włosy i starałam się upłynnić moje ruchy. W pewnej chwili przygryzłam wargę i kątem oka dostrzegłam miny dziewczyn, które bardziej skwaszonego wyrazu twarzy mieć nie mogły. Zbliżyłam się do niego i zakołysałam lekko biodrami. Chłopak obrócił się i podał mi kieliszek z kolorowym shotem.
- Jak myślisz, że mnie upijesz, to... - powiedziałam i wypiłam wszystko na raz.
- Ależ skąd, nigdy nie miałem tak nikczemnych zamiarów - wydał wargi.
- Jeśli zacznie mi się robić ciemno przed oczami, to z miejsca dostajesz z liścia - powiedziałam odkładając kieliszek.
DJ zmienił muzykę, ryczał teraz jakiś pop, jak to mówi mój ojciec - ,,walenie po łbie". Kocham ten typ muzyki. Nagle dookoła nas zaczęła skakać kupa dziewczyn. Prawie się udusiłam się w chmurze ich tanich perfum.
- Czemu one wszystkie zachowują się jakbyś był jedynym facetem na parkiecie? - nie mogłam się powstrzymać od wywrócenia oczami. Właśnie odepchnęłam jakąś laskę, która zbytnio się ze mną spoufaliła.
- Nie można mi się oprzeć - Lion pociągnął mnie na brzeg parkietu, gdzie było mniej ludzi. Dziwnie mi się przy nim tańczyło, czułam się tak... Ehh tak... Nie, to niemożliwe żebym przy kimkolwiek czuła się onieśmielona! Pokręciłam głową, przeciągnęłam dłonią od bioder do góry i zakołysałam się do dołu. Chłopak popatrzył na mnie wygłodniale, dlatego zaczęłam zniżać się na kolanach kręcąc pupą. Zarzuciłam mu ręce na szyję i dalej tańczyłam.
- Wiesz, że mógłbym z tobą pląsać całą noc? – wyszeptał mi do ucha. Zarechotałam uroczo.
- Nie ma takiej opcji – pokręciłam głową.
- Ale dlaczego? – popatrzył mi w oczy ze smutną miną.
- Jutro odlatuję – uniosłam podbródek i pomachałam rękami.
- Nie mów, że kończysz edukację na dobre…
- Nie, na kilka dni… - wyjawiłam niechętnie.
- Dokąd? – uniósł brwi.
- Ten, escargots et et wieża aifla – powiedziałam kalecząc francuskim.
- I co ty będziesz w tej France robić? – wywrócił oczami. Odchyliłam głowę i zwlekałam z odpowiedzią.
- Ubiorę się na czarno i uronię łzę na cmentarzu. Jadę na pogrzeb.
- Czyj? – lekko zmarszczył czoło i ponownie mnie obrócił. Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Ten wuj był dla niego jak ojciec, nie?
- Ojca… Benjamina – westchnęłam. Lionell złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął mnie blisko, aż za. Poczułam jego oddech na karku.
- Musisz jechać? – mruknął przytrzymując mnie w talii.
- Nie muszę, ja CHCĘ – warknęłam. Chłopak nagle zsunął rękę i odchylił mnie do tyłu.
<Lion? c; właśnie miałam napisać ,,Chris?” :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz