Upiłam łyk wina zmysłowo trzymając kieliszek.
- Oryginalne macie te imprezy popogrzebowe - powiedziałam do Benjamina.
- Nie warto się smucić, przecież on już jest w lepszym miejscu - odrzekł.
- Nie macie czegoś takiego jak żałoba? - uniosłam brwi. Chłopak pokręcił głową.
- Tylko najbliższa rodzina i tylko tydzień. Ale to prawie nieodczuwalne - odpowiedział. Interesujące. Pokręciłam nóżką kieliszka, resztka wina poruszyła się nieznacznie.
- Chodźmy do towarzystwa - pociągnął mnie za ramię Ben. Nie byłam zdecydowana, chyba mnie tam nie za bardzo lubili. Znaczy, kto jak kto... Kiedy weszliśmy do salonu, kuzyni zagwizdali. Patrząc z ukosa na ciotkę, poprawiłam uwodzicielsko górę sukienki i wyszczerzyłam się. Chłopaki zaczęli się śmiać, a Ben wywrócił oczami i pociągnął mnie daleko od nich.
Siedziałam obok jego czternastoletniej kuzynki. Nagle jeden z kuzynów podniósł się, nie pamiętam ich wszystkich imion, ale to był chyba Pierre.
- A może tak toast, co?! - zawołał po angielsku. Większość starała się mówić w tym języku, ale i tak wiele nie rozumiałam.
- Za Theodora! - uniósł kieliszek inny mężczyzna.
- Za Theodora! - krzyknęli wszyscy.
- Za Bena, i jego fille - wyszczerzyła się czternastolatka, a ja wywnioskowałam, że chodzi o niego, i o mnie. Uśmiechnęłam się promiennie i stuknęłam się z nią napojem. Nawet nieletni dostali tutaj szampana, hm...
- Jesteś chyba jego najlepszą dziewczyną, jaką miał - szepnęła mi do ucha z błyskiem w oku dziewczyna, obok której siedziałam. Odpowiedziałam uśmiechem i skinęłam głową. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, Dorian rzucił kilka sprośnych żartów, zjadłam trochę ciasta. Atmosfera była luźna, przyjazna.
Po północy zdecydowałam się wrócić do pokoju, jutro mieliśmy wracać do akademii, więc wolałam być wyspana.
- Czekaj, pójdę z tobą - usłyszałam głos Benjamina i poczułam jego dłonie muskające moją talię. Obróciłam się więc i spojrzałam na rodzinę chłopaka. Odrzuciłam ich przychylnym spojrzeniem.
- Ben...
- Tak?
- Powiedz im, że bardzo dziękuję za gościnę, i że zazdroszczę tobie takiej rodziny - uśmiechnęłam się mimowolnie, a on przetłumaczył moje słowa. Całe towarzystwo, nawet ciotka Antonina uśmiechnęło się i zaczęło przekrzykiwać w odpowiedziach.
- Nie ma za co, nawzajem, nie ma za co... - tłumaczył mi chłopak.
- Merci - kiwnęłam jeszcze głową i ruszyliśmy do pokoju. Na korytarzu zastąpił mi drogę i przycisnął do ściany. Zetknął w moje oczy, a ja posłałam mu uwodzicielskie spojrzenie.
- Melloow... - poczułam jego oddech na karku. Przymknęłam oczy, przeszedł mnie dreszcz. - Jesteś tak cholernie śliczna - wyszeptał. Przechyliłam głowę i musnęłam jego dolną wargę.
- A ty tak cholernie pociągający - wymruczałam. Nagle ktoś wyszedł z salonu, więc Benjamin ode mnie odskoczył. To był mój już chyba ulubiony, Dorian. Obrzucił nas spojrzeniem, potem oblizał się aktorsko na mój widok i otworzył usta.
- Zaopiekuj się nią - wskazał na mnie głową. - Chociaż po namyśle... - podrapał się po brodzie. - ...to ty będziesz się musiała zaopiekować nim - dokończył z szyderczym uśmieszkiem. W odpowiedzi Benjamin wywrócił oczami, westchnął i przyciągnął mnie do siebie.
- Ty już się nie interesuj Dorian - wyszczerzył się chłopak, a ja uniosłam głowę i pocałowałam go w usta. Dorian uśmiechnął się głupio i dał sobie siana. Benjamin chciał kontynuować na ścianie, ale zrezygnował.
- Chodźmy do pokoju - pociągnął mnie, a ja mu uległam. Weszliśmy do pokoju, a on od razu zakluczył drzwi. Mogłabym przysiąc, że zauważyłam szaleństwo w jego oczach. W moich zresztą też. Przylgnęliśmy do siebie, i zaczęliśmy całować, a raczej namiętnie wpijać w swoje usta. Ujęłam jego twarz, ale on oderwał się ode mnie i pociągnął tak, że wpadłam na łóżko. Uśmiechnął się lubieżnie, a ja wydęłam usta. Chcę go. Teraz.
<No to ten, Ben? ;*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz