Przeze mnie? Jej koń nie ma chyba ślepego pola widzenia, skoro przestraszył się kogoś dziesięć metrów za swoim zadem + pomyliły mu się kierunki, i zamiast uciekać, zatrzymał się jak wryty patrząc na jakieś straszne cudo z przodu. Dałem Phoenixowi luźne wodze. Chłopak od razu wyciągnął szyję i zniżył łeb. Byłem z niego zadowolony. Hmm, a może by tak jednak zawitać na ten tor crossowy? Teren nam się trochę skrócił, więc spokojnie możemy poskakać. Skierowałem go na drogę powrotną, i po chwili wjechaliśmy w tajemniczą ścieżkę. Przyśpieszyłem do kłusa, na co koń z ochotą zareagował. Po chwili pojawiła się pierwsza przeszkoda - zwalone drzewo. Z łatwością ja pokonaliśmy. Potem jakieś gałęzie, rów "z wodą" (bez wody), kilka dziwnych żywopłotów (przepraszam, hydr ruchomych), kłoda, ze dwa zwykłe płoty i na końcu triple barre, którego raczej w terenie być nie powinno... Spiąłem Phoenix'a i wyskoczyliśmy. Ostatni drążek był wysoko, i ogier ja strącił. Poklepałem go, bo szedł żwawo i z nastawionymi uszami. Zeskoczyłem z siodła i podniosłem poprzeczkę. Wsiadłem z powrotem na konia i stępem ruszyłem w stronę akademii. Na ostatniej prostej zakłusowałem, i gdy przeszedłem do stępa, w oczy rzuciła mi się niebiesko - srebrna paczka na drodze. Fajki. Na moją twarz wpełz uśmieszek. Zagwizdałem i schowałem je do kieszeni. Poluzowałem popręg i pogłaskałem Phoenix'a. Do stajni dotarłem pieszo, prowadząc konia. W środku nie było nikogo, same konie. Nonszalanckim ruchem zdjąłem sprzęt ogiera i zaniosłem go do siodlarni. Potem tylko przetarłem mu grzbiet słoma i założyłem pastwiskową derkę. Na ogonie zawinąłem mu taki dziwny warkocz, którego nauczył mnie dziadek. Potem jest o niebo mniej rozczesywania. Wyprowadzając konia zajrzałem do boksu Lidera i pogłaskałem go po pysku. Potem odprowadziłem swojego rumaka i wróciłem do budynku. Ściemniło się, a w stołówce nadeszła pora obiadokolacji. Prawie nikogo już nie było... Ale poznałem jedną znajomą twarz, która właśnie siadała do stołu. Zabrałem jedzenie i wolno usiadłem obok Leyci. Dziewczyna nawet nie odrzuciła mnie spojrzeniem i od razu chciała wstać.
- Poczekaj - rzuciłem cicho i wyjąłem na stół papierosy. Dziewczyna schyliła się po pety i usiadła na miejscu. Widać, że dawno się ogarnęła, bo nie było po niej widać śladów upadku.
<Leyci? Jakieś aluzje? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz