czwartek, 5 lutego 2015

Od Melloow CD Rosemare

Espada chodził genialnie. Wczoraj go wyjeździlam, więc dzisiaj był dość wyżyty i grzecznie pode mną chodził. Na woltyzerkę były trzy osoby, a jedna nie zamierzała słuchać trenerki, więc jeździła sobie sama, pod jakąś koleżaneczką lonżujaca jej konia. Na razie pani lonżowała tylko mnie. Była zdecydowana, młoda i kompetentna. Z łatwością wykonywałam jej polecenia. Na początku stęp, jakieś wstawania, klękania i młynki. Potem kłus, nieco łatwiejsze ćwiczenia, i jako że normalnie w kłusie się nie występuje było to tylko jedno kółko. Potem instruktorka przekazała mnie jakiejś dziewczynie, nie patrzyłam jakiej, bo kogo to obchodzi, i powiedziała, że każda z nas ma wymyślić na szybko jakiś układ w stępie, i za chwilę będziemy go prezentować. Od małego wymyślałam różne układy, więc dopasowanie kilku figur w stępie nie było trudne. Nagle Espada się zatrzymał.
- Co jest?! - warknęłam w stronę lonżujacej.
- Sorry - rzucił niedbale znajomy głos.
- Kurw.a, co ty tu robisz?! - zapytałam wściekle. Takie debilki nie powinny nawet tykać się lonży, tym bardziej w grupie zaawansowanej!
- Pani poprosiła mnie o pomoc - wyruszyła bezczelnie ramionami i pogoniła mojego konia. Zaczął kłusowac, a ja musiałam usiąść normalnie i go zatrzymać z grzbietu.
- Spiepszaj stąd! - powiedziałam ciskając błyskawice.
- Nie mogę - powiedziała. Natychmiast zeskoczyłam z Espady i wyrwałam jej lonżę. Trenerka już się do nas zbliżała.
- Co jest dziewczyny? - zapytała.
- Ta... niekompetentna, niedokładna i niedouczona osoba nie umie lonżowac konia i wdaje się ze mną w kłótnie. Z nią się nie da współpracować! - powiedziałam z miną niewiniątka. Ta dziewczyna próbowała coś stęknac, ale pani jej przerwała i kazała iść do drugiej dziewczyny.
- No cóż, skoro to twoja lekcja, to powinnas z niej skorzystać. Wskakuj! - powiedziała krótko instruktorka. Natychmiast wsiadłam na koń i zademonstrowałam jej swój naprędce wymyślony układ.
- Dobrze! Popracujemy jeszcze kiedyś nad równowaga. Dasz radę zrobić to w galopie?
- Może brykać, ale dla mnie to nie problem - uśmiechnięłam się słodko. W końcu... I'm sweet girl, nie?
- Więc... Hop! - powiedziała kobieta, a Espada ruszył galopem. W połowie kółka bryknał wesoło, i ledwo się utrzymałam, dlatego pani dała mi pozwolenie modyfikacji układu. Nie robiłam podskoków, tylko powolne figury. Nie miałam zbyt dużo okazji wyginać się na in Bello w galopie, więc nie kombinowalam. Na koniec chciałam tylko efektownie zeskoczyć z zadu, ale cóż, konikowi nie spodobało się smyranie po tyłku, i po prostu, zwyczajnie bryknał. Nie był to groźny bryk - w siodle nie zwróciłabym na to uwagi, ale stojąc na dwóch nogach, hm... Nawet nie tyle co wyleciałam, a po prostu spadłam na ziemię. Przy zetknięciu z ziemią poczułam boleśnie prawy bark i ramię, na których rozłożyło się całe uderzenie. Przygryzłam wargę.
- Au - powiedziałam tylko, gdy trenerka była już przy mnie, trzymając obok Espadę.
- Co cię boli? Spróbuj spokojnie wstać, bez gwałtownych ruchów. Na lewej ręce podniosłam się do pozycji siedzącej. Odpiełam kask i rzuciłam go obok siebie. Spróbowałam poruszyć prawą ręką, ale poczułam tylko pulsacyjne bicie. Syknęłam.
- Ramię? To na to spadłas! Idź do pielęgniarki, a koleżanka rozsiodla za ciebie konia - wskazała na czupiradło.
- Dam sobie radę - warknełam i złapałam wodze. Ręka zabolała natychmiast.
- Nie ma mowy! Leć do pielęgniarki! Może sobie coś złamałas! Jak masz na imię? - zwróciła się do czupiradła.
- Rosemare - odpowiedziała tamta.
- Cudownie, zabierz konia, a ty, Melloow, do zbadania, już! - poklepala mnie pocieszycielsko po ramieniu.
- Niech będzie - przytaknęlam niechętnie, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- On ma lśnić! - zawołałam z radosnym uśmiechem do, jak jej tam... Rosemary? Pożegnałam się z panią, i wyszłam z hali.
***
Po wyjściu od pielęgniarki okazało się, że dość mocno stłuklam sobie bark + lekko skręciłam rękę. Byłam wykluczona z treningów na kilka dobrych tygodni, a nawet miesięcy! Bosko, cholernie, kurw.a bosko! Postanowiłam iść na obiad i zjeść jakoś obiad lewą ręką. W dzieciństwie byłam obu ręczna, toteż nie poszło mi jakoś strasznie. Fu.ck, fu.ck, fu.ck! Muszę się przebrać, bo ten ohydny, zielony temblak czy co to tam jest, zupełnie nie pasuje do mojej bluzy. Pobiegłam do pokoju i otworzyłam szafę. Z niemałym trudem założyłam biało - zieloną bluzkę i jasne jeansy. Dzięki wypadkowi ominęła mnie cześć lekcji, ale w końcu muszę pójść na zajęcia. Z ubolewaniem wzięłam torbę z książkami, nałożyłam na usta perłowy błyszczyk i ruszyłam na lekcje.

<Rossse? Mell boli ręka ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz