Chłonełam jego zapach. Tak mi tu dobrze. Po sekundzie oderwałam się jednak. Skoro dosięgła mnie strzała Kupidyna, to chociaż nie dam się omotać sidłom Amora. Usłyszałam kroki na schodach, to dziewczyny z mojego pokoju. Tym razem to ja przyciągnęłam go do siebie i oddałam krótki pocałunek. Nikt nigdy mnie tak miękko nie całował.
- Dobranoc - okręciłam się na pięcie i rzuciłam mu zawadiackie spojrzenie spod przymrużonych rzęs. Weszłam do pokoju, a chłopak zamknął za mną drzwi. Po chwili do pokoju wpadły dziewczyny pytając, co to za chłopak od nas wychodził.
- Odprowadził mnie, nie wchodził tu - prychnęłam z wydętymi wargami udając zniecierpliwienie. - Idzie któraś do łazienki? Nie? To idę - rzuciłam porywając ubrania i kosmetyki. Weszłam pod prysznic i włączyłam gorący strumień. Jeszcze raz przywołam na myśl wydarzenia z dzisiejszego dnia... od początku, do... końca? Uśmiechnęłam się pod nosem jak głupia. Odważył się, odważył... Odwracając twarz w stronę natrysku pomyślałam jeszcze tylko ,,cudownie" i zabrałam się za mycie włosów. Cały czas rozkoszowałam się jego dotykiem, a raczej wspomnieniem dotyku. To uczucie... ja pierdzielę, jak rewelacyjnie jest znowu czuć to uczucie! Westchnęłam, zakręcając dopływ wody. Wklepałam balsam, odżywkę i krem nawilżający, założyłam skąpą bokserkę i krótkie spodenki i weszłam do pokoju. Żadna z dziewczyn jeszcze nie spała, więc wyjęłam laptopa i wklepałam link facebook'a. Mój nocny marek oczywiście był, ale jeśli zaczęlibyśmy teraz pisać, wszystko by się schrzaniło, dlatego szybko się wylogowałam. Połaziłam jeszcze trochę po różnych forach i stronach o jeździe, ale dziewczyny krótko zarządziły gaszenie światła. Dzisiaj, wyjątkowo zgodnie na to przystałam i odłożyłam lapka na komodę. I tak nie usnę, ale może chociaż chwilę będę śniła o tym chłopaku...
***
,,Kto rano wstaje..." - przypomniałam sobie zwlekajac się z łóżka. Szybka toaleta poranna, wybór ciuchów i do stajni! Lekko zdziwiona popatrzyłam po współlokatorkach, które dalej chrapały. Trudno, ich strata, bo ja nie mam zamiaru ich budzić. Pędząc po schodach uprzytomniłam sobie, że dzisiaj... sobota! 6:50, w dodatku.
- Chole.ra - mruknęłam, ale i tak ruszyłam do stajni. Nie, żebym zazwyczaj zachwycała się pogodą, śpiewem ptaków i innymi duperelami, ale dzisiaj był wyjątkowo ładny dzień. W nocy solidnie popruszyło, a teraz sypał delikatny śnieg. Zabrałam głęboki oddech, a zimne powietrze wdarło mi się do płuc.
W stajni przywitałam moje skarby, i postanowiłam zabrać Espadę w teren. Przy takiej aurze nie ma co pakować się na ujeżdżalnię... Kiedy odnosiłam szczotki do siodlarni, ktoś przyciągnął mnie do siebie od tyłu.
- Ben! - powiedziałam, ale chłopak mnie nie puścił.
- Ty też nie możesz spać? - roześmiał się.
- Raczej nie wiem kiedy jest jaki dzień tygodnia - prychnęłam. Chłopak zaśmiał się ponownie.
- Wybieram się w teren, czy byłby pan ochoczy? - zapytałam go, kiedy mnie puścił.
- Jasne, Promesse jest gotowy - skinał głową.
- Założę tylko na Espadę ogłowie, i możemy jechać.
- A siodło? - zapytał.
- Bez siodła też można - powiedziałam wzruszając ramionami. Miałam cholerną ochotę na oklep.
<Ben? <3 jakieś refleksje z dnia "wczorajszego"? xD shit normalnie poczułam się jak Mell czytając Twoje opowiadanie hahahhah xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz