Boże, co ona zrobiła?!! Mogła mi o tym wcześniej powiedzieć. W co myśmy się wpakowali. Wszystko zapowiadało się tak dobrze, a teraz... Moja dziewczyna leży na podłodze a ja stoję przed jakimś facetem który trzyma pistolet. I co ja mam zrobić?
- Po dziewczynie - uśmiechnął się mężczyzna. - Teraz jeszcze tylko jego załatwię. Mówiąc to pociągnął za spust i postrzelił mnie w ramię. Nie było źle, ale aby facet poszedł, przewróciłem się i się nie ruszałem.
- Zrobione - powiedział i odszedł.
Powoli wstałem. Krew kapała powoli z mojego ramienia, ale nie zwracałem na to uwagi. Całą moją uwagę skupiała Lena, nie dająca znaku życia. Obwiązałem sobie ramię bandażem i zadzwoniłem na pogotowie. Po 15 minutach przyjechali. Lekarz przepytał mnie, o wszystkim co tu się stało. Potem westchnął i zabrali ją do szpitala.
- Kur*de! Zostawiła telefon, jeszcze tego brakowało... - powiedziałem do siebie i wróciłem do pokoju. Przez całą noc, nie mogłem zasnąć, myśląc że ona może... umierać. Zadzwonił telefon od lekarza.
- Halo!
- Dzień dobry. Pan Alexander Watson?
- Tak, to ja.
- Pani Lena Santiago jest po operacji. Jest w lepszym stanie i od jutra można będzie ją odwiedzać.
- Dziękuję bardzo.
- Dziękuję, dobranoc.
Ucieszyłem się i od razu zasnąłem. Nazajutrz spakowałem komórkę Leny aby jej podwieźć, przebrałem się i pojechałem do szpitala. Zauważyłem recepcję:
- Dzień dobry, wczoraj przywieziono tu dziewczynę postrzeloną z pistoletu - powiedziałem.
- Lena Santiago?
- Tak, mogę prosić o numer sali? - zapytałem.
- Numer... 17.
- Dziękuję.
Po niedługim czasie znalazłem numer sali. Lena leżała w łóżku.
Po chwili otworzyła oczy.
< Lena? trochę się rozpisałem... xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz