Siedziałem w kącie w salonie, jak zawsze. Przewinęło się kilka osób, które ze sobą rozmawiały. Włączony telewizor, stukot butów i krzyki, po prostu cudownie. Nienawidzę tego darcia mordy... więc wyszedłem i szurając stopami o podłogę ruszyłem na dwór. Podreptałem na pastwisko ogierów.
- Dash!- powiedziałem wręcz niedosłyszalnie, ale on przybiegł jak zawsze. Zacząłem go głaskać. Był dla mnie najważniejszy, to on był przy mnie kiedy kogoś potrzebowałem. Niektórzy powiedzą, że to tylko koń. Nie lubię tych ludzi, dla nich zwierze to zwierze, a dla nas członek rodziny, przyjaciel na dobre i na złe. Wsiadłem na niego na oklep i cofnąłem się. Wziąłem rozpęd i przeskoczyłem płot. Pojechałem na dwu godzinną przejażdkę, a kiedy wróciłem, przez przypadek w kogoś wjechałem...
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz