Po pierwszym dniu zajęć w Akademii miałem nerwy nerwy na cały świat nie do końca wiedząc dlaczego jednak byłem w stanie to kontrolować i jakoś się ogarnąłem.
Wchodziłem właśnie na moje piętro by udać się do pokoju kiedy do moich uszu dobiegł krzyk i masa innych dziwnych odgłosów jakbym w jakiejś rzeźni był. Jednym słowem, sądząc po głosie kobita miała atak niezłej furii. Ludzie to takie ciekawskie istoty więc raz raz się zlecieli plotkując pomiędzy sobą i posyłając dziwne spojrzenia. Nikt jednak nie przystanął przy owej osobie, której nie byłem wstanie zobaczyć przez panujący tłum i nie zapytał czy nie potrzebuje pomocy.
Przyśpieszyłem kroku taranując przechodniów tak jak to już miałem w zwyczaju i moim oczom ukazała się nowa uczennica, taa nigdy jej jeszcze nie widziałem, a spostrzegawczy jestem.
Hola, hola a po cholerę tym się przejmuję ? To w sumie jej zasrane życie i problemy więc mi to tam rybka.
No ale stało się pani vice dyra zgarnęła mnie "do pomocy" po czym wprowadziła niezrównoważoną istotę do - jak się okazało - sąsiedniego pokoju. Dosłownie na przeciw mojego. Nie ma co, super.
Po czym pobiegła po pielęgniarę, a ja miałem tu zostać.
Uh, nie cierpię jak mi się rozkazuje ale no niech już stracę.
Dziewczyna patrzyła na mnie wręcz z namacalną wściekłością, podczas bujania się. Ah, więc mamy tu depresję no, no.
- Nie patrz tak na mnie. - rzuciłem ostro.- Jeśli myślisz, że stoję tu bo chcę to się grubo mylisz.
- Ty zapyziały bubku, nie jesteś mi do niczego potrzebny! – powiedziała donośnie wyraźnie, akcentując każde słowo. Uniosła wysoko podbródek i zacisnęła pięści wbijając sobie w skórę paznokcie. Popatrzyłem na nią, a gdy zagłębiła się w moje oczy zobaczyła mieszaninę zdziwienia i podejrzliwości.! Odwróciła się na pięcie i wróciła na swoje miejsce. Znowu zaczęła się kiwać. W tej chwili wróciła starsza kobiecina, tym razem przyprowadzając drugą kobiecinę, tyle, że młodszą. Starsza wyszła, wyprowadzając mnie.
Nie protestowałem kiedy zostałem wyproszony z tamtego pokoju, ba nawet byłem całkiem wdzięczny, że zjawili się w porę... bo szlag jeden wie co by mogło tą laskę opętać. Nieco wody święconej i po problemie...
Wychodząc zaśmiałem się pod nosem i wlazłem do sąsiedniego pokoju. Panował w nim mały bałagan, ale to posprząta się na weekend. Gości nie planuję więc czym mam się przejmować? Kilka szmat na podłodze, niepościelone łóżko, generalnie nie jest źle.
Zdjąłem z siebie t-shirt i rzuciłem się do wyra. Ono jedyne zawsze wie czego mi trzeba, powaga człowiekowi, który opatentował to zamiast spania na glebie należy się pomnik.
Po jakimś czasie, kiedy minuty zaczynały mi się niesamowicie dłużyć przeanalizowałem sobie cały dzień.
Zaczął się on zupełnie normalnie, miałem nawet niezły humor z tego co mi się wydaje, potem został mi on zniszczony bo zjadłem czekoladkę wiśniową, którą częstowała jakaś laska z klasy, nie wiem nawet jak miała na imię, ale w każdym razie mało pawia nie puściłem. Wiśnie to największe zło, no dobra mają pierwsze miejsce wspólnie z karmelem.
Przerzuciłem się na plecy i spostrzegłem przy łóżku Achaje, psa mojego współlokatora którego obecnie nie było.
- Co mordo ? - uśmiechnąłem się. - Wyszłoby się na spacer? Co ? -zadowolony zgramoliłem się na podłogę i zacząłem ją drapać po brzuchu czyli tak jak najbardziej lubiła.
Wówczas niespodziewanie otworzyły się drzwi od mojego pokoju, a w nich pojawiła się ta nowa.
- Nie ma to jak kultura... - westchnąłem. - Wiesz, że się puka ? - uniosłem jedną brew. Wstałem i przewracając oczami rozejrzałem się za koszulką. Słowo daję, że gdzieś tu była jeszcze chwilę temu. Ah, dobra walić to ona tu wlazła, a poza tym uważam, że nie wyglądam aż tak tragicznie bez koszulki, w każdym razie mój kaloryfer nie jest zapowietrzony. Chwała mu za to.
- Musiałam się schować. - rzuciła szybko.
- Tsaa, jasne. Apokalipsa zombie ? - machnąłem ręką schylając się po ubrania i rzucając je w kąt. - Spoko rozgość się... Tak w ogóle to jestem Michael nie bubek, jakby Cię to interesowało.
- Na litość boską!
- Nie litość boską, tylko Michael – wysunąłem rękę , a ona niemrawo ją musnęła.
- Nie zamierzasz się ubrać? – zapytała cicho starając się jak najmocniej zaciskać usta. W wąską kreseczkę. Tak, jak robiła moja babcia.
- Nie zamierzasz się przedstawić? – uniosłem jedną brew.
- Psychopatka – prychnęła.
- Rodzice od razu cię tak nazwali, czy czekali z tym, aż wypadniesz z łóżeczka? – zapytałem z kamienną twarzą szukając koszulki. Dziewczyna nie odpowiedziała,jedynie usiadłam pod drzwiami po turecku, uważnie mnie obserwując.
W końcu znalazłem coś do ubrania, ale przerwały mi krzyki dyrektorki dochodzące z korytarza.
- To chyba będzie koniec twojej wizyty u mnie – uśmiechnąłem się krzywo. Pokręciła głową, zerwała się na nogi i błyskawicznie schowała się w cieniu szafy w chwili, gdy drzwi z hukiem się otworzyły.
- Michael! Nie widziałeś tej nowej?! Chyba zwiała! – powiedziała szybko dyrektorka rozglądając się chaotycznie po pokoju.
- Nie chyba, tylko na pewno – mruknąłem cicho.
- Co? – zmarszczyła brwi kobieta.
- Powiedziałem, że chyba jej nie widziałem, a raczej na pewno – uśmiechnąłem się anielsko.
- Jak ją zauważysz, natychmiast nas o tym powiadom! Nie jest do końca stabilna… - krzyknęła tylko i zniknęła na korytarzu, skąd słychać było tylko stukot jej obcasów. Dziewczyna wykonała salutujący gest dwoma palcami, po czym wymknęła się cicho z mojego pokoju.
Dzisiejszy dzień był zdecydowanie przepełniony przygodami... Ciekawe co teraz zrobi ta "psychopatka" w starciu z pania vice
<Elveseden ? Oto nasza historia zmioniona na z mojej perspektywy :D 0 wampirów xd Popatrz jak się rozpisałem he he ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz